by Laura Kneidl
Odechciało mi się jeść i zaczęłam szukać okularów przeciwsłonecznych, za którymi mogłabym
się ukryć. Na to było już jednak za późno. Po moim policzku stoczyła się łza. Szybko otarłam ją
wierzchem dłoni.
– Fuck – mruknął Julian. W jego ustach to słowo zabrzmiało niezwykle łagodnie. Wstał
z siedziska i po chwili klęczał przede mną.
Miał lekko otwarte usta i ściągnięte brwi, jakby szukał właściwych słów, by mnie
pocieszyć. Nie znalazłby ich. Nie było takich słów. Nic, co by powiedział, nie pomogłoby mi
zapomnieć o tym, jak bardzo tęskniłam za Adrianem.
Zdaje się, że on też doszedł do podobnego wniosku. Zamiast coś powiedzieć, zamknął
usta i mocno je zacisnął. W jego spojrzeniu odbijała się moja rozpacz, w gardle rosła mi coraz
większa gula.
Opuściłam głowę, włosy opadły mi na twarz. Moje dłonie zaczęły drżeć, a z oczu płynęły
kolejne łzy. Nie rozumiem, dlaczego w niektóre dni jest gorzej niż w inne i nic nie mogę na to
poradzić.
– Micah. – Julian westchnął ciężko. Pewnie żałował, że pokazał mi Oazę.
Wstydziłam się. Tak, chciałam pokazać mu ciemną zardzewiałą stronę medalu, ale nie
w ten sposób. Miałam już wstać, by uwolnić nas oboje z tej nieprzyjemnej sytuacji, kiedy Julian
nachylił się i objął mnie, tak jakby od niego zależało, czy się nie rozpadnę.
Rozdział 12
Przytulił mnie, a ja zdębiałam. Byłam zaskoczona, bo nigdy dotąd nie szukał bliskości ze
mną. Może jednak czuł, że właśnie tego potrzebowałam. W końcu odwzajemniłam ten gest,
objęłam go i wtuliłam twarz w jego ramię. Koszulka Juliana nasiąkała moimi łzami. Gładził moje
plecy tak delikatnie i naturalnie, jakby pocieszał mnie nie pierwszy raz.
Od razu poczułam się lepiej i trochę mniej samotna. Ciepło, które biło od Juliana i to,
które powstało między naszymi ciałami, podziałało na mnie jak ogień w kominku
w najmroźniejszą zimę. Przestałam się trząść i po moich kończynach rozeszło się błogie uczucie.
Powoli, ale skutecznie wypierało ból i troskę o Adriana, na tyle, na ile było to możliwe. Mała
część została i zniknie dopiero wtedy, gdy będę mogła przytulić brata. Kiedykolwiek to się
stanie.
Westchnęłam głęboko, żeby pozbyć się ucisku w gardle. Nadal czułam go w żołądku, ale
z sekundy na sekundę zmniejszał się. Dzięki Julianowi, który mnie nie opuścił. Był tu ze mną.
Rozumiał mnie.
Przytuliłam go jeszcze mocniej i przekręciłam głowę. Ustami musnęłam wrażliwe miejsce
na jego szyi. Czułam, jak ciałem Juliana wstrząsnął dreszcz.
– Przepraszam, że zmoczyłam ci koszulkę – szepnęłam, pociągając nosem. Moje słowa
były tak delikatne jak nasiona dmuchawca, tak jakby w każdej chwili mógł porwać je wiatr.
– Nie ma sprawy, po prostu później ją spalę.
Musiałam się uśmiechnąć.
– Możesz ją odliczyć od sumy, którą jesteś mi winien.
– Załatwione.
Oddech Juliana musnął moją skórę i wtuliłam się w niego jeszcze mocniej, o ile to
w ogóle było możliwe.
Mijały kolejne uderzenia serca, podczas których żadne z nas nic nie mówiło i nie ruszało
się. Trwaliśmy w kompletnej ciszy, a świat wokół nas kręcił się jak zwykle.
– Jak długo będziemy się jeszcze obejmować? – zapytał Julian po jakimś czasie.
Żartował, ale wiedziałam, że będzie mnie trzymał tak długo, jak będę chciała. Albo dopóki ktoś
nas nie wyrzuci z Oazy.
– Dziesięć sekund – poprosiłam.
– Okej – mruknął, a ja zaczęłam odliczać od tyłu.
– Dziesięć. Dziewięć. Osiem…
Kiedy jednak doszłam do zera, nie wypuścił mnie z objęć. Trzymał mnie jeszcze mocno
przez pięć sekund, a potem zdjął dłonie z moich pleców.
Zastanawiałam się, czy też potrzebował tego uścisku tak bardzo jak ja, bo przecież
wydawało się, że nikogo do siebie nie dopuszczał.
Oparł dłonie na moich nogach i spojrzał na mnie. W jego oczach widziałam troskę.
– Lepiej ci?
Kiwnęłam głową i posłałam mu słaby uśmiech, a potem starłam resztki łez z policzków.
Na palcach zostały mi jakieś czarne smugi, prawdopodobnie rozpuściły się eyeliner i tusz do
rzęs.
– Jak wyglądam? – zapytałam.
Przechylił głowę i uśmiechnął się.
– Gdybyś miała rozmowę kwalifikacyjną w zamku strachu, to na pewno dostałabyś pracę.
Sięgnął do kieszeni i wyciągnął chusteczkę higieniczną.
– Mogę?
Kiwnęłam głową, bo za żadne skarby nie chciałam iść tak rozmazana do toalety.
Julian wsunął jedną dłoń pod moją brodę, by przytrzymać głowę, a drugą wycierał mi
twarz. Robił to w takim skupieniu, jakbym była jednym z jego modeli, które musi budować
kawałek po kawałku. Miał lekko zmarszczone czoło, rozchylone usta i mogłabym przysiąc, że na
chwilę przestał oddychać, tak jakby się bał, że rozsypię się od jednego dmuchnięcia.
Od dawna nikt nie widział mnie w takim stanie. Rodzicom zbytnio nie ufałam. Lilly miała
własne problemy. Opowiedziałam jej o Adrianie, ale obiecałam sobie, że nie będę się załamywać
w jej obecności.
– Jak nowa – powiedział w końcu Julian.
– Dzięki – szepnęłam, choć w tym momencie to słowo wydawało mi się za słabe i nic
nieznaczące.
– Nie ma za co.
Julian zabrał dłoń z mojej twarzy i usiadł z powrotem.
Od razu zatęskniłam za jego bliskością, choć siedział metr ode mnie. Jak to było
możliwe? Lubiłam spędzać czas z ludźmi i cieszyłam się ich towarzystwem, ale z Julianem to
było coś więcej. Czułam, że coś mnie do niego przyciąga, coś, czego do końca nie rozumiałam,
nie po tak krótkim czasie. Rita opowiadała mi kiedyś o powinowactwie dusz, ale wtedy
wierzyłam w to tak samo jak w horoskopy, które przez lata codziennie czytała mi i Adrianowi
przy śniadaniu.
– Na pewno wszystko w porządku? – zapytał z powątpiewaniem.
Zamrugałam i zorientowałam się, że przez dłuższą chwilę gapiłam się na niego
z roztargnieniem.
– Tak, całkowicie. Właśnie coś sobie uświadomiłam.
Julian z ciekawością uniósł brew.
– Co?
– Że nie jesteś żadną czwórką, tylko ósemką. Co najmniej.
Uśmiechnął się.
– Dziękuję. Ty też nie jesteś dla mnie piątką, ale wiesz to już od dawna, prawda?
Wzruszył lekko ramionami, jakby był to fakt, o którym nie trzeba dłużej dyskutować.
Poczułam ciepłe mrowienie w całym ciele i wcale nie była to sprawka słońca. Czy to
możliwe, że on czuje do mnie to samo co ja do niego?
W moich uszach ciągle dźwięczało jego wyznanie „Bo cię lubię” i gdybym była
odważniejsza i mniej przygnębiona przez to małe załamanie nerwowe, może odważyłabym się go
o to zapytać. Ale tylko złapałam plecak i wyciągnęłam z niego baton czekoladowy. Czekolada
była już lekko rozpuszczona i kleiła się do folii. Ugryzłam kawałek i poczułam na języku słodki
smak, który sprawił, że świat stał się odrobinę lepszy.
– To jest cały twój obiad? – zapytał sceptyczni
e Julian.
Ssąc kawałek czekolady, popatrzyłam na baton.
– Tak.
Westchnął i pokręcił głową, po czym podzielił kanapkę i gestem nieznoszącym sprzeciwu
podsunął mi połowę pod nos.
– Czy ty w ogóle jesteś w stanie przeżyć sama?
Z wdzięcznością przyjęłam od niego kanapkę.
– Może powinieneś wziąć mnie do siebie. Jak Laurence’a.
Julian prychnął.
– Też byś wtedy chciała spać w moim łóżku.
– Masz mnie. – Uśmiechnęłam się i ugryzłam chleb, który smakował po prostu wspaniale,
tak samo jak na przyjęciu u rodziców.
Jedliśmy w milczeniu, a potem podzieliliśmy się roztopionym batonem czekoladowym.
Mimo cienia, który rzucały liście palmowe, z każdą chwilą na dachu robiło się coraz
goręcej. Pot płynął mi po plecach i wyciągnęłam z torby spinkę, żeby wysoko upiąć włosy. Gdy
poczułam na karku chłodny powiew wiatru, jęknęłam cicho. Dużo lepiej. Julian przyglądał mi się
i zauważyłam, że nadal nosi koszulkę z długim rękawem.
– Nie jest na to za gorąco?
Retoryczne pytanie, odpowiedź była oczywista. Jego czoło też było mokre od potu.
– Jakoś daję radę.
Wiedziałam, co chce ukryć i chciałam, żeby czuł się przy mnie tak samo pewnie jak ja
przy nim.
– Twoja blizna mi nie przeszkadza – zapewniłam.
Cała beztroska ostatnich minut zniknęła z twarzy Juliana. Nie pozostał na niej nawet ślad
uśmiechu.
– Fajnie, że tobie to nie przeszkadza. Mnie tak.
Zdumiał mnie ten ostry ton. Tego się nie spodziewałam. Najwidoczniej ta blizna znaczyła
dla niego więcej, niż myślałam. Pytanie tylko, czy przeszkadzała mu zaczerwieniona skóra, czy
może wspomnienie okoliczności, w jakich powstała. Stawiałam na to drugie. Dotychczas Julian
nie sprawiał wrażenia człowieka próżnego, przykładającego wielką wagę do opinii innych.
Darowałam więc sobie pytanie, skąd się wzięła blizna. Opowie mi o niej, gdy będzie na to
gotowy, tak jak ja powiem mu prawdę o Adrianie, kiedy przyjdzie na to czas. Na przeprosiny
podałam mu bez słowa ostatni kawałek czekolady.
– Powinniśmy już iść – powiedział po kilku minutach, gdy wokół nas studenci zaczęli
wstawać z miejsc i wychodzić z Oazy.
Z przyjemnością jeszcze bym posiedziała, ale nie chciałam zostawiać Alizy samej na
popołudniowch zajęciach. Niechętnie pakowałam plecak, gdy nagle coś trzasnęło obok mnie na
podłodze. Wzdrygnęłam się, a Julian rzucił przekleństwo.
– Cholera.
Zerwała się sprzączka przy jego torbie i cała zawartość wysypała się na ziemię. Uklęknął,
żeby pozbierać rzeczy i schować je z powrotem do torby.
Automatycznie schyliłam się, się żeby mu pomóc. Podniosłam parę ołówków, książkę
i kilka
luźnych
kartek
z notatkami
zapisanymi
koślawym
pismem,
które
znałam
z samoprzylepnych karteczek na moich drzwiach. Między cyframi i literami odkryłam jednak
jeszcze coś. Ze zdziwieniem wyciągnęłam stamtąd rysunek nagiego mężczyzny. Mógł być koło
czterdziestki i siedział na stołku. Miał lekko ugięte nogi, jego penis luźno zwisał w kroku.
Zamyślonym wzrokiem spoglądał w dal. Od szyi aż do brzucha ciągnęła się blizna narysowana
delikatnymi pociągnięciami ołówka.
– Co to jest? – Pokazałam Julianowi rysunek.
Wziął go ode mnie.
– Powinnaś to wiedzieć. Też rysujesz.
– To twój rysunek?
– Nie, po prostu lubię nosić ze sobą szkice gołych mężczyzn.
Przewrócił oczami i wsunął kartkę z powrotem do reszty materiałów.
– Oczywiście, że mój. Z zajęć.
– Myślałam, że studiujesz architekturę.
– Ja też tak myślałem – powiedział, manipulując przy sprzączce. Na szczęście nie urwała
się, tylko otworzyła. – Akt należy do moich obowiązkowych przedmiotów.
– Serio?
– Tak, dzięki temu mamy się nauczyć lepiej oceniać formy i proporcje.
– Nie wiedziałam – odparłam. Usłyszałam w swoim głosie zazdrosny ton. Dałabym
wszystko, żeby móc chodzić na takie zajęcia. Oczywiście mogłam studiować sztukę jako drugi
kierunek, ale bałam się, że pójdzie mi z tym jak z torebką chipsów. Otwierałam je po to, żeby
spróbować tylko jednego i zaspokoić żądzę, ale zanim się obejrzałam, leżałam na podłodze
z bólem brzucha, bo zjadłam całą paczkę naraz.
Kiedy Julian z powrotem upchnął wszystko do torby, wyszliśmy z Oazy i ruszyliśmy na
dół. Po czasie spędzonym wśród zieleni wnętrze budynku wydało mi się jeszcze ciemniejsze
i smutniejsze niż przedtem. Moje oczy przyzwyczajały się do innego światła i widziałam przed
sobą czarne plamki.
– O której dzisiaj kończysz? – zapytałam Juliana, który przytrzymał drzwi na parterze. Na
korytarzach było pełno ludzi przechodzących z sali do sali.
– O szesnastej.
Ruszyliśmy w stronę wyjścia.
– Ja też. Może wrócimy razem do domu?
Julian się zatrzymał.
– Niestety nie mogę. Muszę pracować.
– Crooked Ink?
Zawahał się i spojrzał w dal, jakby przez moment pomyślał o czymś innym. Potem kiwnął
głową.
– Okej, to może innym razem.
Nachyliłam się i na pożegnanie cmoknęłam go w policzek. Na wargach poczułam jego
szorstki zarost. Kiedy znowu na niego spojrzałam, przyglądał mi się z taką konsternacją, że
musiałam przygryźć dolną wargę, żeby się głośno nie roześmiać.
Odwróciłam się i bez słowa odeszłam. Musiałam się przemóc, by jeszcze raz się nie
obejrzeć, choć czułam na plecach jego wzrok.
Ponieważ Julian musiał pracować, a na mnie czekało tylko puste zabałaganione
mieszkanie, postanowiłam, że po ostatnich zajęciach przejadę się po mieście i odwiedzę ulubione
miejsca Adriana. Nie miałam innego pomysłu na poszukiwania, chociaż w moim laptopie
znajdował się już folder z prywatnymi detektywami. Zapisałam sobie kilka adresów,
przeczytałam oceny, przestudiowałam ich certyfikaty i weszłam na fora, ale dotąd nie miałam
odwagi, żeby się z którymś skontaktować.
Pierwszy przystanek zrobiłam, jak to się często zdarzało, w ulubionej kawiarni Adriana.
Zamówiłam kawę i pokazałam bariście zdjęcie brata z nadzieją, że go widział. Powiedział, że nie.
Posiedziałam jeszcze przez jakiś czas przy stoliku, a potem wyszłam na dwór, bo Adrian przy
pięknej pogodzie mógł być na tarasie. Potem poszłam do naszego kina, gdzie jeszcze parę dni
przed jego zniknięciem oglądaliśmy razem Deadpool 2. Tam też pokazałam pracownikom
zdjęcie Adriana, ale nikt go nie widział.
Czasami miałam wyrzuty sumienia, że tak go wszystkim pokazuję. Wydawało mi się, że
naruszam prywatność brata, każąc patrzeć na jego twarz obcym ludziom. Przypomniało mi się,
co Cassie mówiła o sobie i o Aurim. Ale co mi pozostało? Chciałam go znaleźć i nie mogłam po
prostu mówić ludziom: „Szukam chłopaka, który wygląda jak ja”. W ogóle nie byliśmy do siebie
podobni, b
yliśmy bliźniętami dwujajowymi. Kiedyś nawet ktoś nam życzył w kinie udanej
randki, bo myślał, że jesteśmy parą. Fuj.
Po kawiarni i kinie poszłam do muzeum architektury nowoczesnej i do sali z automatami
do gier, do której Adrian wcześniej często zaglądał z przyjaciółmi. Było to wprawdzie kilka lat
temu, ale nigdy nie wiadomo. Nigdzie jednak go nie spotkałam i w końcu rozczarowana
pojechałam do Capes and Books, żeby się jakoś pocieszyć.
Kupiłam trzy komiksy, dwie powieści graficzne i nową koszulkę z motywem z Black
Lightning, a potem ruszyłam z powrotem do domu, drogą przy parku miejskim. Nieoczekiwanie
dla siebie samej skierowałam samochód na ulicę, przy której znajdował się Crooked Ink.
Zaparkowałam auto przed budynkiem, ale wahałam się, czy wysiąść. A jeśli Julianowi nie
spodoba się moja obecność tutaj? A może się ucieszy? Nie byłam pewna i zastanawiałam się
dobre pięć minut, zanim zdecydowałam. W razie czego mogę skłamać i powiedzieć, że