Someone new

Home > Other > Someone new > Page 31
Someone new Page 31

by Laura Kneidl


  potrzebuje jeszcze trochę czasu. Ale wszystko u niego dobrze i mówi, że niedługo się

  zobaczymy.

  Z radości w moich oczach znowu pojawiły się łzy.

  Julian popatrzył na mnie promiennym wzrokiem.

  – Cieszę się razem z tobą.

  – Dzięki. Brakuje mi go.

  – Wiem – powiedział tak, jakby to było oczywiste. Pewnie dałby wszystko, by jeszcze raz

  zobaczyć Sophię, ale nie było po nim widać ani zazdrości, ani smutku, po prostu cieszył się

  moim szczęściem. Cieszył się ze mną.

  I wtedy nie mogłam zrobić nic innego. Delikatnie położyłam dłonie na jego twarzy.

  Spojrzał na mnie. Iskry w jego zielonych oczach przyspieszyły bicie mojego serca, a na widok

  dołeczków w policzkach mrowienie, które wywołał dotyk jego palców, stało się jeszcze

  intensywniejsze. Nachyliłam się i z zamkniętymi oczami dotknęłam ustami jego ust.

  Już się nie wahałam. Żadnych wątpliwości. To było wspaniałe. Dotyk ciepłych warg

  Juliana na moich ustach był nie do opisania. Były miękkie i jednocześnie trochę szorstkie, ale to

  mi nie przeszkadzało. Dopiero teraz zorientowałam się, jak bardzo czekałam na ten moment.

  Julian przez chwilę wydawał się zaskoczony, ale natychmiast się opanował i potem

  zachowywał tak, jakby też czekał na tę chwilę. Wydał z siebie ledwo słyszalne westchnienie

  i odwzajemnił pocałunek. Czułam, jak mocniej zaciska ramiona, a jego lewa ręka wsunęła się

  głęboko pod moją koszulkę.

  Poczułam na całym ciele gęsią skórkę, ale nie było mi zimno. Przechyliłam głowę

  i rozchyliłam wargi z nadzieją, że Julian przyjmie zaproszenie.

  I tak właśnie zrobił. Gdy dotknął swoim językiem mojego, byłam pewna, że jeszcze nigdy

  czegoś podobnego nie doświadczyłam. Nie sądziłam, że pierwszy pocałunek może być właśnie

  taki. Tak idealny. Tak spójny. Taki harmonijny. Tak jakbyśmy byli dla siebie stworzeni.

  Chłonęłam Juliana. Smak kawy, którą niedawno wypił i jego zapach, który przypominał mi las.

  Jodłowe igły i ziemię. Wziął mnie w ramiona i sprawił, że zapomniałam o wszystkim innym.

  Prawie zaczęłam żałować, że nie pocałowałam go wcześniej. Dlaczego czekałam tak

  długo? Dlaczego zwlekałam? Nie rozumiałam tego. Gdybym jednak nie poczekała, nie byłoby

  teraz tego wyjątkowego momentu. Tej chwili, w której zalało mnie szczęście.

  Dopiero gdy poczułam, że brakuje mi powietrza, zakończyłam pocałunek. Wydawało mi

  się, że trwał okamgnienie, ale tak naprawdę o wiele dłużej. Julian pozwolił mi zapomnieć

  o mijającym czasie i miałam nadzieję, że on czuł to samo.

  Powoli otworzył powieki i spojrzał w moje oczy, po czym przesuwał rozmarzony wzrok

  po mojej twarzy. Ciągle zatrzymywał się na moich ustach, jakby się zastanawiał, czy jeszcze raz

  mnie pocałować.

  Niczego nie pragnęłam bardziej, zwłaszcza że nie miałam pojęcia, co powiedzieć.

  Odebrało mi mowę. Oparłam czoło o jego czoło i głaskałam kciukami jego policzki. Pod palcami

  czułam zarost Juliana. Co bym czuła, gdyby pocierał nim o moje uda?

  Odchrząknęłam i zmusiłam język do mówienia, choć byłam pewna, że zabrzmi ciszej niż

  serce, które, jak mi się wydawało, łomotało w piersi nienaturalnie głośno.

  – Przepraszam. Nie powinnam cię tak napadać.

  – Nie przejmuj się – odpowiedział Julian. Nagle usłyszeliśmy oklaski, a po nich głośne

  gwizdy, które wyrwały nas z transu.

  Oszołomieni podnieśliśmy wzrok.

  Niedaleko stała grupka studentów i wiwatowała na naszą cześć.

  – Cholera – mruknął Julian, miał jednak rozbawiony głos. Na jego ustach błąkał się

  delikatny uśmiech.

  Chciałam się nachylić i je pocałować, najpierw lewy kącik, potem prawy, potem znowu

  lewy i pewnie nigdy bym nie przestała.

  – Mam nadzieję, że cieszył ich nasz występ.

  Julian znów na mnie popatrzył.

  – Powinniśmy pobierać opłaty.

  Roześmiałam się i przeczesałam mu palcami włosy.

  – Myślę, że musielibyśmy jeszcze trochę poćwiczyć i rozbudować program. Ludzie

  powinni dostawać za swoje pieniądze coś porządnego.

  – Rozbudować program? O tym powinniśmy jeszcze porozmawiać.

  Skinęłam głową i zdjęłam nogi z bioder Juliana, stanęłam jednak blisko niego.

  – Co ty tu w ogóle robisz? – zapytałam, kiedy poczułam twardy grunt pod stopami.

  Budynek architektury znajdował się po drugiej stronie kampusu.

  Dłoń Juliana nadal spoczywała na moich plecach. Przyciągnął mnie do siebie i jeszcze raz

  przycisnął swoje wargi do moich.

  – Szczerze mówiąc, szukałem cię – szepnął ochrypłym głosem. Najwyraźniej ten

  pocałunek też nie pozostawił go obojętnym.

  Uśmiechnęłam się i przygryzłam dolną wargę, gdzie, jak mi się wydawało, czułam

  jeszcze smak kawy.

  – I znalazłeś. Chciałeś dostać zapierający dech w piersiach pocałunek, czy chodziło o coś

  jeszcze innego? – zapytałam i przesunęłam dłonie po jego ramionach. Nie chciałam go puścić

  i on chyba czuł podobnie. Nadal mocno mnie do siebie przytulał.

  – Chciałem cię zapytać o klucz do twojego mieszkania.

  – Ach tak? – Z ciekawością uniosłam brwi.

  – Potrzebuję swojej skrzynki z narzędziami.

  – Do czego?

  Moja ciekawość zmusiła go do uśmiechu.

  – Mam projekt.

  Najchętniej zaproponowałabym mu, żeby zostawił ten projekt i spędził czas ze mną,

  wiedziałam jednak, jak poważnie traktuje swoje studia i nie chciałam go stawiać przed takim

  wyborem.

  Niechętnie się od niego odkleiłam i podeszłam do plecaka, który nadal leżał pod

  drzewem. Odczepiłam klucz od mieszkania i podałam go Julianowi. Kiedy po niego sięgnął, nie

  puściłam go od razu.

  – Zobaczymy się później?

  Uśmiechnął się.

  – Mam taką nadzieję.

  W końcu zrozumiałam, co czuła Lilly, gdy się dowiedziała, że Tanner przyjeżdża na

  weekend do domu.

  Miałam poczucie, że mogę przenosić góry. Jakbym była podłączona do prądu. Byłam tak

  nakręcona przez ten pocałunek i wiadomość od Adriana, że nie dawałam rady wysiedzieć na

  wykładzie. Najchętniej zadzwoniłabym do Lilly i opowiedziała jej o wszystkim, ale miała akurat

  lekcje. Napisałam więc tylko do niej i zapytałam, czy będzie miała czas na spotkanie

  o osiemnastej w Beans & Bread.

  Nie czekałam długo na odpowiedź.

  Chętnie!

  Potem napisałam jeszcze do Alizy, żeby jej powiedzieć o Adrianie i dać znać, że na resztę

  zajęć nie przyjdę.

  Przez chwilę zastanawiałam się, czy nie pójść do domu, ale byłam tak podekscytowana,

  że nie wytrzymałabym w czterech ścianach. Postanowiłam więc pojechać do miasta.

  Wpadłam do kilku księgarń, a potem przez godzinę przeszukiwałam półki Capes and

  Books i kupiłam kilka nowości. Następnie wybrałam się do parku, by stracić choć trochę energii.

  Kiedy zaczęło mi burczeć w brzuchu, poszłam do kafejki, którą niedawno polecała mi Aliza i na

  obiad zamówiłam śniadanie: pankejki z syropem i jajecznicę.

  Po zjedzeniu zalogowałam się przez tablet do sieci bezprzewodowej. Najpierw

&nbs
p; przeczytałam mejle, głównie newslettery różnych autorów i ilustratorów. Były tam też oferty

  kilku sklepów i organizacji charytatywnych, które miały mnie w swoich grupach odbiorców.

  Przeczytałam to, co mnie interesowało, a później, szukając inspiracji, przeszłam na Pinterest.

  W końcu wylądowałam na stronie Goodreads, gdzie zaktualizowałam swoją wirtualną bibliotekę.

  Po wszystkich uaktualnieniach okazało się, że brakuje mi tylko trzydziestu siedmiu książek do

  wyzwania, jakie postawiłam sobie na ten rok. Podwyższyłam cel na dwieście pięćdziesiąt

  książek, co w pierwszej chwili mogło się wydawać olbrzymią liczbą, ale czytałam przecież

  prawie wyłącznie komiksy, mangi i powieści graficzne. Na koniec przejrzałam „Aktualności”

  i dodałam kilka książek do swojej listy. Monotonne kliknięcia pomogły mi trochę ochłonąć.

  Właśnie miałam się wylogować, by jechać na spotkanie z Lilly, gdy zapaliła się czerwona

  ikonka przy mojej poczcie. Nowa wiadomość. Kliknęłam w nią, choć wysłał ją mój zaciekły

  wróg Luca, ale tego dnia nic nie było w stanie zepsuć mi humoru.

  Luca: Wszystko gra?

  Ja: Skąd ci przyszło do głowy, że nie gra?

  Luca: Właśnie polajkowałaś moją negatywną recenzję komiksu Marvela.

  Ja: To przez pomyłkę. Myślałam o czymś innym.

  Luca: O czym?

  Ja: Nie rozumiem, co cię to obchodzi.

  Luca: ...

  Ja: Poznałam kogoś.

  Luca: Gratulacje.

  Ja: Nie bądź taki sarkastyczny.

  Luca: To nie był sarkazm.

  Ja: Kłamczuch.

  Luca: Naprawdę. Cieszę się razem z tobą.

  Ja: ...

  Ja: Sage zrobiła z ciebie człowieka. Co u niej?

  Luca: Dobrze.

  Ja: Wow, opowiadaj dalej!

  Luca: Bardzo dobrze.

  Ja: Wasze rozmowy muszą być niesamowite.

  Luca: Nawet nie wiesz jak.

  Ja: Tak, nie wiem tylko, co ona w Tobie widzi.

  Luca: Cha, cha. Bardzo śmieszne.

  Ja: Wiem.

  Luca: ...

  Ja: ...

  Nie odpisał już. Nie znosiłam tego gościa, choć muszę przyznać, że jego zatroskanie po

  tym, jak przez pomyłkę polajkowałam jedną z jego recenzji, czego nigdy nie robię, było w jakimś

  sensie urocze. Nie mogłam sobie nawet przypomnieć, jak się zaprzyjaźniliśmy na Goodreads.

  Może łączyła nas taka szorstka przyjaźń jak Profesora X i Magneto.

  Spakowałam tablet do plecaka i udałam się w drogę do Beans & Bread, gdzie Lilly

  czekała już przy stoliku. Pragnęłam natychmiast opowiedzieć jej o Julianie, ale wystarczyło

  jedno spojrzenie i już wiedziałam, że coś nie gra.

  – Hej? Co się dzieje? – Usiadłam na krześle naprzeciwko niej.

  Ociężałym ruchem podniosła komórkę. Na jej nadgarstku kołysała się bransoletka, której

  nigdy wcześniej nie widziałam.

  – Tanner właśnie wylądował w New Jersey.

  – Och. – Oczywiście, jak mogłam o tym zapomnieć? – I jak się czujesz?

  – Bywało lepiej – westchnęła. – Link właśnie o niego pytał. Musiałam mu powiedzieć, że

  tatuś znowu wyjechał na jakiś czas. I nawet nie wiem, jak długo potrwa ten jakiś czas.

  – A co ze Świętem Dziękczynienia?

  – Spróbuje przylecieć, ale to nie jest jeszcze pewne.

  Zacisnęłam usta.

  – Mam nadzieję, że się uda.

  – Ja też – odparła ze słabym uśmiechem, który zrobił się nieco pogodniejszy, gdy Rick

  podszedł do naszego stolika. Przywitał się z nami z typową szkocką serdecznością i przyjął

  zamówienie.

  – Okej, a teraz mów, co to za sprawa – powiedziała Lilly, kiedy Rick już poszedł. –

  Wleciałaś tu jak na skrzydłach.

  Roześmiałam się.

  – To było aż tak widać?

  – Tak, a więc mów już. Co jest grane? Nie. Czekaj. Niech zgadnę. To ma coś wspólnego

  z Julianem. Mam rację czy może mam rację? – Spojrzała na mnie z oczekiwaniem.

  Wahałam się przez chwilę, czy powiedzieć jej od razu o pocałunku, ale potem pokręciłam

  głową. Julian jest cudowny, ale ta sprawa była ważniejsza.

  – Adrian. Napisał do mnie.

  Lilly z zachwytem klasnęła w dłonie.

  – Serio?

  Mocno kiwając głową, wyciągnęłam telefon i z dumą pokazałam jej wiadomości. Na

  ekranie widać było wprawdzie tylko kilka słów, ale one znaczyły dla mnie wszystko i Lilly o tym

  wiedziała.

  – To wspaniale – powiedziała. – Najwyższy czas.

  – Naprawdę się o niego martwiłam – rzuciłam i przycisnęłam dłoń do brzucha. Po uldze,

  jaką poczułam, zrobił się całkiem pusty, tak jakby przez ostatnie tygodnie leżał tam kamień,

  a teraz nagle się stamtąd ulotnił.

  – Cieszę się razem z tobą. – Lilly oparła brodę o dłonie i spojrzała na mnie zamyślonym

  wzrokiem. Znałam ten wyraz oczu tak dobrze jak własne odbicie w lustrze. – Powiesz waszym

  rodzicom?

  Pokręciłam głową.

  – Dopiero wtedy, gdy naprawdę wróci.

  – Myślisz, że mu wybaczą?

  – Wybaczą? Tu nie ma nic do wybaczania.

  Lilly przewróciła oczami.

  – Wiesz, o czym mówię. Czy go zaakceptują?

  – Mam nadzieję.

  – Na pewno – zapewniła mnie. – Jeśli czują do niego choć część tego, co ja czuję do

  Linka, to jakoś wezmą się w garść.

  – Mhm – mruknęłam na potwierdzenie. Niczego nie pragnęłam bardziej niż tego, żeby

  miała rację. Pękłoby mi serce, gdyby nasza rodzina rozpadła się nie po zniknięciu Adriana, ale po

  jego powrocie. Nie chciałam się jednak teraz tym martwić. Wolałam cieszyć się chwilą i tym, że

  wkrótce znowu zobaczę brata.

  – Jest jeszcze coś, o czym muszę ci powiedzieć – rzuciłam, kiedy Rick przyniósł nam

  jedzenie. Polałam sosem sałatkę. – Miałaś rację, że mój dobry nastrój ma coś wspólnego

  z Julianem. – Urwałam na chwilę. – Pocałował mnie.

  – Co?! – Lilly z podekscytowania uderzyła ręką o blat stołu. Szklanki zaczęły się kołysać,

  a talerze zabrzęczały. Uśmiechnęła się przepraszająco i powtórzyła, tym razem ciszej: – Co?

  – Dokładniej to ja go pocałowałam, ale on odpowiedział tym samym.

  Lilly nachyliła się nad stołem.

  – No i? Jak było?

  – Dobrze – odparłam, przy czym uśmiech, którego z trudem udawało mi się pozbyć,

  znowu pojawił się na mojej twarzy. – Naprawdę dobrze.

  – Chcę wiedzieć wszystko – zażądała Lilly, a ja nie dałam się dłużej prosić.

  Opowiedziałam jej wszystko ze szczegółami od momentu, w którym dostałam wiadomość

  od Adriana, aż do chwili, w której nie mogłam po prostu postąpić inaczej, niż pójść za głosem

  serca.

  – I co teraz będzie?

  – Jeszcze o tym nie rozmawialiśmy.

  – Ale chcesz z nim być, prawda?

  – Myślę, że tak – powiedziałam niepewnie. Do tej pory wiedziałam tylko, że nadal chcę

  się z nim widywać i spędzać wspólnie tyle czasu, ile się da. Ale jeszcze nie włożyłam nas

  w żadną z szuflad. Czy Julian był moim przyjacielem? Partnerem? Nie, to nie to. Mój Julian? –

  Chcę przynajmniej spróbować, tylko że…

  – Tylko że co?

  – On jest
taki zamknięty w sobie. Okej, znam jego ulubiony zespół, wiem, że uwielbia

  architekturę i tak dalej, ale nadal nie mam pojęcia, co się stało z Sophią i co to za sprawa z jego

  rodzicami. Wiem, że się pokłócili. Ale za każdym razem, kiedy go o to pytam, wykręca się albo

  mówi, że nie chce o tym rozmawiać.

  – Czy to takie złe? Tajemnice są czymś normalnym.

  – Romans może być tajemnicą, ale wydarzenie, które zaważyło na całym twoim życiu

  nie.

  – Po prostu trudno się rozmawia o takich rzeczach.

  Westchnęłam.

  – Wiem. Jak myślisz, dlaczego tak długo czekałam, by powiedzieć mu o Adrianie i o

 

‹ Prev