Someone new

Home > Other > Someone new > Page 41
Someone new Page 41

by Laura Kneidl


  wiedzieliśmy, jak wyglądają jego blizny i nie chciałam udawać, że jest inaczej. Oczywiście

  wolałabym żeby ich nie miał, ale przede wszystkim dlatego, że nie byłoby również tego

  wypadku. – Są częścią ciebie i nawet jeśli nie zostaniesz najpiękniejszym mężczyzną na świecie,

  to co z tego? Ja też z moimi nierównymi piersiami nie zdobyłabym tytułu Miss America.

  – To nie to samo.

  – Naprawdę? – zapytałam wyzywająco. Oczywiście miał rację. Dla niego to nie były

  jakieś tam blizny. To były wspomnienia. Bolesne wspomnienia. – Ja też nie czuję się z tymi

  piersiami dobrze, ale to mi nie przeszkodziło być z tobą.

  – Tak, ale wieczorem w namiocie było ciemno.

  Dzień. Noc. Jasno. Ciemno. To nie ma znaczenia. Kolejna wymówka, ale tak łatwo się

  nie wykręci. Zanim ta myśl zdążyła przemknąć mi przez głowę, zdjęłam koszulkę i stanęłam

  przed Julianem w samym staniku. Nie trwało to długo. Zaraz potem odpięłam biustonosz na

  plecach. Zapięcie odskoczyło i stanik spadł na podłogę. Poczułam na skórze chłodne powietrze,

  stwardniały mi sutki. Nie było mi jednak zimno, nie przy spojrzeniu Juliana.

  Ze zdumieniem przyglądał się moim piersiom. Otworzył usta, jego źrenice się

  rozszerzyły.

  Zadrżałam. Mimo nagości nie czułam się obnażona, bo to, co powiedziałam, było prawdą.

  Ufałam Julianowi i wierzyłam w to, co mieliśmy: w nas.

  W końcu odchrząknął.

  – One… nie są nierówne.

  – Są. – Spojrzałam w dół. – Lewa jest trochę mniejsza, ale kolczyk odwraca od tego

  uwagę.

  – W ogóle tego nie zauważyłem. – Miał zachrypnięty głos. Nadal nie patrzył mi w oczy.

  Pod wpływem jego spojrzenia skóra zaczęła mnie łaskotać, a między nogami poczułam

  narastające pożądanie.

  – Julian?

  Naglący ton mojego głosu skłonił Juliana do podniesienia głowy.

  – Tak?

  Uśmiechnęłam się.

  – Rozbierz się.

  Zachował całkowity spokój. Zacisnął usta w wąską kreskę i popatrzył na mnie

  przenikliwym wzrokiem. Nie ruszył się, ale też przynajmniej nie odrzucił natychmiast mojego

  polecenia.

  Przysunęłam się jeszcze bliżej, tak że siedziałam teraz tuż przy nim. Powoli podniosłam

  ręce i sięgnęłam do pierwszego guzika jego koszuli. Rozpięłam go opanowanym ruchem, który

  nie zdradzał, jak jestem spięta. Julian pozwolił na to. Rozbieranie go w ten sposób było czymś

  intymnym, czego wcześniej nigdy nie doświadczyłam. Nie rozbierałam w swoim życiu zbyt

  wielu mężczyzn, a jeśli już, odbywało się to w sposób gwałtowny i niezręczny. Wybuch

  hormonów w towarzystwie strachu, że mogą przyłapać mnie rodzice. Jednak dzisiaj z Julianem

  nie było żadnego pośpiechu. Nie chodziło o seks, tylko o nas, a my mieliśmy mnóstwo czasu. To

  był czas na stworzenie wspomnień, na których moglibyśmy się oprzeć.

  Zsunęłam mu koszulę z ramion. Po raz pierwszy zobaczyłam jego blizny z bliska.

  Zniekształcona skóra na lewym przedramieniu przypominała mi mankiety Wonder Woman. Nie

  była równomiernie zaczerwieniona, widać były na niej jaśniejsze i ciemniejsze plamy. Poza tym

  jego ręka była w tym miejscu cieńsza, jakby uszkodzona została nie tylko skóra, ale i mięśnie.

  Nie odwracając wzroku, podniosłam dłoń, lecz moje palce zawisły nad blizną bez dotykania jej.

  Czułam na sobie wzrok Juliana, patrzył sceptycznie i nieufnie, ale nie próbował się odsunąć.

  Serce zaczęło bić mi szybciej i miałam wrażenie, że niemal słyszę nerwowe uderzenia w piersi

  Juliana. Ostrożnie położyłam na bliźnie palec wskazujący. Kiedy Julian syknął, przez moment

  myślałam, że zaraz zerwie się z miejsca i ucieknie.

  Nie zrobił tego.

  Delikatnie głaskałam jego pokrytą bliznami skórę. Była inna niż się spodziewałam,

  miękka, prawie atłasowa i mimo widocznych nierówności zadziwiająco gładka, jak kawałek

  plastiku. Nie wypuszczając go z rąk, obejrzałam jego inne blizny. Miał jeszcze podłużne

  przecięcie zaczynające się pod sercem. Biegło w poprzek piersi i lekko zniekształciło skórę,

  przez co sutki były trochę nierówne. Poniżej pępka znajdowały się liczne małe blizny znikające

  pod paskiem spodni, tak jak drobne włoski, które tworzyły wąską ścieżkę od pępka w dół. Trzeba

  przyznać, że trudno było oderwać wzrok od jego ran. Nikt z moich znajomych nie miał takich

  blizn, ale przez nie Julian nie wydawał mi się nieatrakcyjny. I nie przeszkadzały mi one

  wyobrażać sobie, jak by to było dotknąć ustami jego płaskiego brzucha.

  Przez chwilę jeszcze na niego patrzyłam, potem nachyliłam się i pocałowałam go

  w ramię. Głośno wciągnął powietrze i wstrzymał oddech, gdy przesuwałam usta po jego

  obojczyku. Polizałam chłodną skórę, która pod wpływem mojego dotyku robiła się coraz

  cieplejsza. Pieszczoty sprawiły, że Julian zadrżał. Choć jego blizny mi nie przeszkadzały,

  omijałam je, bo wydawało mi się, że byłoby to dla niego nieprzyjemne.

  Kiedy złapał mnie za ramiona, bałam się, że chce mnie od siebie odsunąć, ale on mnie

  podniósł, by jego usta mogły spotkać moje. To nie było powolne zbliżanie się do siebie. Miałam

  nadzieję, że Julian poczuł, jak bardzo jestem mu wdzięczna za zaufanie.

  Wziął mnie w ramiona i nasze nagie ciała się dotknęły. Skóra do skóry. Ta bliskość

  zamiast pożądania wywołała we mnie inne, cieplejsze uczucie. Nie chciałam iść z nim teraz do

  łóżka, tylko po prostu trwać w jego objęciach i cieszyć się z zaufania, jakie właśnie udało nam się

  stworzyć.

  Rozdział 30

  – Dasz radę – wymamrotałam i wytarłam wilgotne dłonie w sukienkę.

  Dlaczego, idąc na wizytę do rodziców, miałam poczucie, że będę zdawać najważniejszy

  egzamin w życiu? Serce biło mi jak szalone, miałam przyspieszony oddech, a dezodorant zawiódł

  na całej linii. Podniosłam rękę i zobaczyłam pod pachą mokrą plamę. Świetnie. Dlaczego

  wybrałam na dzisiaj właśnie tę jasną sukienkę? Powachlowałam się w tym miejscu, chociaż to

  nic nie dało. Może będę miała szczęście i mama tak bardzo zajmie się tą plamą, że nie zwróci

  uwagi na to, co będę mówiła.

  Od kwadransa stałam przed wjazdem do willi i nadal było za wcześnie. Chyba po raz

  pierwszy w życiu. Mogłabym po prostu wejść do środka i mieć to za sobą, ale paraliżował mnie

  strach. Ciągle powtarzałam sobie w myślach to, co przygotowywałam przez cały tydzień. Od

  tego będzie zależało wszystko. Jeśli nie przemówię im do rozsądku i nie uda mi się ich przekonać

  do cywilizowanego spotkania z Adrianem, to wszystko stracone. Nie mogłam sobie

  przypomnieć, żebym czegokolwiek w życiu pragnęła tak bardzo. Najważniejsi byli dla mnie

  przyjaciele i rodzina i serce mi krwawiło, gdy troje ludzi, na których najbardziej mi zależało, nie

  potrafili się porozumieć. Przede wszystkim dlatego, że wiedziałam, że również ja muszę się

  zdecydować na którąś ze stron. Wiedziałam, którą wybiorę, nie miałam żadnych wątpliwości.

  Ostatni tydzień, który spędziłam w dużej mierze z Adrianem, uświadomił mi, jak

  nieszczęśliwy był mój brat w ostatnich miesiącach czy nawet latach przed swoim coming outem.

/>   Zwątpienie i zgorzknienie tak powoli zakradły się do jego życia i osobowości, że nawet tego nie

  zauważyłam. Teraz jednak wyraźnie dostrzegałam zmiany. Po pięciu miesiącach od zniknięcia

  Adrian był już innym człowiekiem. Szczęśliwszym. Spokojniejszym. Miał w sobie więcej

  nadziei. Rozkwitł przy Keicie, a nasi rodzice i ich świat skazaliby go na uschnięcie.

  Kiedy to do mnie dotarło, miałam ochotę zawrócić i pojechać do domu. Za długo jednak

  walczyłam o tę rodzinę i za dużo dla niej poświęciłam, żeby teraz tak po prostu zrezygnować.

  Musiałam przynajmniej spróbować przekonać mamę i tatę do Adriana. Żeby tylko chcieli się

  z nim spotkać. Gdy to zrobią, zobaczą na własne oczy, co prawie utracili.

  Energicznie otworzyłam drzwi auta, wzięłam torebkę z siedzenia pasażera i w butach na

  obcasach podeszłam do drzwi wejściowych. Willa z każdą wizytą wydawała mi się coraz

  większa i bardziej opustoszała.

  Nie zdążyłam zadzwonić, bo Rita otworzyła mi drzwi.

  – Nareszcie! – powiedziała, mlaskając językiem. – Zastanawiałam się, jak długo jeszcze

  będziesz siedziała w samochodzie.

  – Musiałam zebrać się na odwagę.

  Rita otworzyła szeroko oczy.

  – Co się stało? Jesteś w ciąży?

  – Nie.

  – Potrzebujesz adwokata?

  Zaśmiałam się.

  – Wow, więc albo jestem w ciąży, albo popełniłam przestępstwo. Może ukradłam dziecko

  z oddziału noworodkowego?

  Rita najwyraźniej nie doceniła mojego żartu, bo skrzywiła się z dezaprobatą i gestem

  zaprosiła mnie do środka.

  – Rodzice są w salonie. Od kiedy im napisałaś, że przyjdziesz na kolację, są bardzo

  podekscytowani. Powinnaś ich widzieć, jacy byli wtedy, kiedy ostatnio zniknęłaś na dłużej.

  Twoja mama prawie mnie zwolniła za to, że zapomniałam kupić jej miód bio. – Z rezygnacją

  potrząsnęła głową, jak matka, która musi się zajmować niesfornym nastolatkiem.

  Było mi przykro, że przeze mnie Rita była narażona na humory rodziców. Może ja

  powinnam ją zatrudnić, przydałaby się w moim mieszkaniu. Nie byłam jednak pewna, czy po

  dzisiejszym wieczorze będę miała jeszcze pieniądze, by jej zapłacić.

  Podałam Ricie torebkę i weszłam do salonu.

  Tata, jak się spodziewałam, siedział w swoim skórzanym fotelu ze szklanką whisky

  w jednej ręce i czasopismem ekonomicznym w drugiej. Mama siedziała naprzeciwko niego na

  sofie i przeglądała jakąś teczkę, którą chyba zabrała z biura. Oboje zdjęli oficjalne ubrania do

  pracy i włożyli coś wygodnego, więc w jasnej sukience od Donny Karan tym razem wyglądałam

  nawet trochę zbyt elegancko.

  Pierwsza zobaczyła mnie mama. Na jej piegowatej twarzy pojawił się ciepły uśmiech.

  Zamknęła teczkę i wstała z sofy.

  – Nie słyszałam, jak dzwonisz, Michaello.

  – Nie dzwoniłam, Rita mnie zobaczyła.

  Mama mnie objęła. Poczułam w nozdrzach znajomy zapach jej perfum i po raz pierwszy

  tego dnia pomyślałam, że być może ten wieczór nie skończy się katastrofą.

  Odwzajemniłam uścisk i podeszłam do taty, który właśnie odłożył gazetę, i pocałowałam

  go w policzek.

  – Cześć, skarbie – przywitał mnie. – Jak się miewasz?

  Wzruszyłam ramionami.

  – Nie narzekam.

  – A jak tam mieszkanie? – Tata wydawał się tym szczerze zainteresowany.

  Trochę się rozluźniłam i usiadłam przy mamie, która znowu zajęła miejsce na sofie.

  – Nareszcie skończone. Muszę jeszcze tylko dokupić trochę dekoracji, ale to jeszcze

  może poczekać.

  – Masz jakieś zdjęcia?

  – Tak, w telefonie, ale został w torebce. Pokażę wam później.

  Mama kiwnęła głową i na moment zapadła cisza.

  – Jak tam w pracy? – zapytałam niewinnie. Odpowiedź nie bardzo mnie interesowała, ale

  nie zaszkodzi porozmawiać o niczym, zanim przejdę do ważnych rzeczy.

  Opowiedzieli mi o sprawie, nad którą razem pracowali. Zwykle dzielili się klientami, ale

  najwyraźniej jedna z firm, którą reprezentowali, wpakowała się w naprawdę wielkie kłopoty

  i byli potrzebni oboje.

  Uprzejmie zapytałam, jak im się razem pracuje.

  Wymienili szybkie spojrzenia i uśmiechnęli się w sposób, który wyraźnie pokazywał,

  dlaczego są małżeństwem od dwudziestu lat. Jak to możliwe, że dwoje szczęśliwie zakochanych

  ludzi nie chciało dać miłości własnemu synowi?

  Jeszcze przez chwilę rozmawiali o tej sprawie, ale w pewnym momencie zaczęli

  wymieniać między sobą jakieś fachowe uwagi i wyłączyłam się z rozmowy. Rita przyniosła

  jedzenie i mama zwróciła się do mnie.

  – Jesper Whitley pytał o ciebie – powiedziała i posoliła sałatkę z pomidorami i fetą, która

  pojawiła się na przystawkę.

  Zmarszczyłam czoło.

  – Naprawdę?

  – Tak. – Kłamczucha. Okej, może i Jesper naprawdę o mnie pytał, ale jeśli nawet, to na

  pewno nie tak, jak sugerowała mama. – Powinnaś się z nim spotkać.

  – Po co?

  – Żebyście się bliżej poznali. Bylibyście słodką parą.

  Pokręciłam głową.

  – Nie jestem zainteresowana.

  – Dlaczego nie? – zapytał tata, wyławiając z sałatki kawałek fety. – Pochodzi z dobrej

  rodziny. Poza tym jest wykształcony, atrakcyjny i ma na swoim koncie sukcesy.

  – I śmiał się z twojego okropnego żartu – dodała mama.

  – Więc może wy się z nim spotkajcie. – Wskazałam widelcem na rodziców. – Związki

  poligamiczne zyskują coraz większą akceptację.

  Mama prychnęła z oburzeniem.

  – Nie żartuj sobie z nas. Mówimy poważnie. To nie było w porządku, że zaskoczyliśmy

  cię przy ostatniej kolacji jego wizytą, ale Jesper jest naprawdę wspaniałym chłopakiem.

  Mówiła zadziwiająco szczerze, więc darowałam sobie kolejną sarkastyczną uwagę.

  W zamian i ja powiedziałam coś szczerego.

  – Już się z kimś spotykam.

  Mama z ciekawością uniosła brwi.

  – Naprawdę?

  – Yep.

  – Jak on ma na imię? – zapytał sceptycznie tata.

  Przez chwilę zastanawiałam się, czy nie powiedzieć, że jest to kobieta i wybadać ich

  reakcję. Nie chciałam ich jednak wyprowadzać z równowagi przed zrzuceniem bomby pod

  tytułem „Adrian”.

  – Julian.

  – Gdzie się poznaliście? – dopytywała mama. Jej głos brzmiał nieufnie, tak jakbym

  wymyśliła Juliana, żeby pokrzyżować jej plany wyswatania mnie z Jesperem.

  – Mieszka obok. – Uznałam, że nie był to dobry moment na przyznanie, że był tym

  kelnerem, którego zwolniła na imprezie. – Poza tym też studiuje na MFC.

  – Jaki kierunek?

  – Architekturę.

  – Naprawdę? – Rodzice wymienili spojrzenia, ale dokładnie wiedziałam, co one miały

  znaczyć. – Macie wspólne zajęcia?

  – Nie. – O rysowaniu aktu u Hopkinsa nie wspominałam. Nie byłam oficjalnie zapisana

  na te zajęcia, a na ostatnie lekcje i tak nie dotarłam.

  – Czy kiedyś go poznamy?

  – Może. – To zależało między innymi od tego, co się wydarzy w następnych minutach.

  Odchrząknęłam. Teraz albo nigdy.

 
– Adrian go poznał.

  Rodzice znieruchomieli. Zastygli bez ruchu jak na zdjęciu.

  Po paru sekundach mama powoli podniosła głowę. Spojrzała na mnie. Jej twarz była

  doskonale obojętna. W szeroko otwartych oczach widać było strach.

  – Adrian? – zapytała głuchym głosem. – Adrian, twój brat?

  – Nie, Adrian, mój wróżbiarz. – Przewróciłam oczami. – Oczywiście, że mój brat. Wasz

  syn – przypomniałam im, bo uważałam, nie podkreślano tego zbyt często. – Odezwał się do mnie

  na początku tego tygodnia i spotkaliśmy się.

  Mama lekko kiwnęła głową.

  – To ładnie.

  Wlepiłam w nią wzrok. Czekałam, aż jeszcze coś powie, zapyta o coś, na przykład: „Jak

  się miewa?”, „Czy pytał o nas?”, „Gdzie teraz mieszka?”. Ale ona milczała.

  Może po prostu ją zamurowało. Odwróciłam się do taty. On też jednak miał mocno

  zaciśnięte usta, które utworzyły wąską kreskę.

 

‹ Prev