by Laura Kneidl
nienawiścią jak moi rodzice. Gdyby te ptasie móżdżki zebrały się do kupy i psuły sobie
nawzajem humor, w końcu mielibyśmy spokój.
Opuściliśmy
cmentarz
odprowadzani
ciekawskimi
i częściowo
pogardliwymi
spojrzeniami pozostałych jeszcze na miejscu żałobników. Ale nie wszyscy patrzyli na nas
z odrazą. Kilka osób się uśmiechało, a młoda kobieta w wieku Juliana nawet mu pomachała.
Kiedy zamknęła się za nami ciężka brama cmentarza, z ulgą zobaczyłam wyjeżdżającą
zza rogu taksówkę. Ledwo auto się zatrzymało, otworzyłam drzwi i wsiadłam do środka. Julian
wsiadł zaraz po mnie i usiadł na tylnym siedzeniu.
– Dokąd? – zapytał taksówkarz.
– Do motelu – odpowiedziałam.
Podczas jazdy wyglądałam przez okno. Deszcz znowu przybrał na sile i tak mocno bębnił
w przednią szybę, że ledwo można było rozpoznać tylne światła pojazdów jadących przed nami.
Patrząc na mętną ścianę wody, próbowałam uporządkować myśli.
Nie byłam pewna, co właściwie czuję.
Julian był trans.
Ostrożnie zerknęłam w jego stronę. Siedział odwrócony, tak daleko ode mnie, jak tylko
było możliwe. W bezruchu obserwował przesuwające się budynki. Zastanawiałam się, co się
teraz dzieje w jego głowie. Myślał o tacie? O mamie? Czy o mnie? Ktokolwiek lub cokolwiek
zajmowało teraz jego myśli, było widać, że się martwił. Czułam jego napięcie, docierało do mnie
falami. Zabierało mnie ze sobą i wypychało dalej w morze.
Kto wiedział o nim wszystko? Na pewno Samantha i inni ludzie z Bright Canopy, może
Adrian. Ale czy też Auri i Cassie? Wykluczone. I mało prawdopodobne, że powiedział swoim
kolegom. To była jego tajemnica. Stąd te długie swetry, nawet przy palącym słońcu. Nie chciał,
by zdradzały go blizny. A ja myślałam, że są pozostałością jakichś operacji. Nigdy nie było
żadnego wypadku.
Życie jest prostsze, gdy jestem sam. Teraz rozumiałam, co miał na myśli. Gdy nikogo nie
będzie do siebie dopuszczał, nie będzie musiał się tłumaczyć. Nikt nie będzie mógł go zranić
i opuścić, jak rodzice czy Rachelle. Ale ja nie zrobiłabym mu tego. Julian to Julian i tylko to się
liczyło. Obserwowałam jego dobrze mi już znany profil i próbowałam rozpoznać w nim Sophię.
Ale nic takiego nie zobaczyłam. Zupełnie nic. Nic nie wskazywało na to, że nie był tym, za kogo
zawsze go uważałam.
Pochyliłam się nad środkowym siedzeniem i złapałam go za rękę.
Odwrócił się zaskoczony. Miał jeszcze wystraszoną twarz po tym, co się działo
w ostatnich minutach. Spojrzał na mnie, a po chwili na moją dłoń na swojej dłoni.
Miał zimną skórę, jakby wziął lodowaty prysznic. Próbowałam rozgrzać ją, pocierając
kciukiem i uśmiechnęłam się do niego z nadzieją, że może w ten sposób odejmę mu choć trochę
zmartwienia i lęku. Nie mogłam sobie wyobrazić, jak to jest, kiedy człowiek jest nienawidzony
za to, że żyje i za to, co nie podlega jego kontroli.
Milczał. Może brakowało mu słów. A może bał się, że powie coś nie tak i zniszczy
delikatną strukturę naszej relacji. Na pewno nie było tak, że milczał, bo nie miał nic do
powiedzenia. Dosłownie widziałam, jak układa sobie w głowie jakieś wyjaśnienia. I nagle
miałam do niego tak wiele pytań. Trochę wiedziałam, o co chodzi, w końcu istniały telewizja
i internet, ale nie interesowały mnie historie obcych ludzi, chciałam poznać historię Juliana.
Kiedy taksówka zatrzymała się przed motelem, zapłaciłam kierowcy i szybko weszliśmy
do środka, żeby uciec przed deszczem. Przywitała nas Debra i zapytała, jak było na pogrzebie.
Nie odpowiedzieliśmy na to pytanie i tym razem nie przejmowałam się, czy było to uprzejme czy
nie.
Na drugim piętrze otworzyłam drzwi naszego pokoju. Deszcz padał już tak mocno, że nie
można było dostrzec pola za naszym oknem.
Wyczerpany Julian runął na łóżko. Poluzowałam mu krawat pod szyją i zdjęłam mu buty.
Stanęłam przy łóżku i spojrzałam na niego z góry.
– Musimy porozmawiać.
Znieruchomiał, ale nie podniósł wzroku.
– Dlaczego nie powiedziałeś mi wcześniej? – zapytałam. – Miałeś tak wiele okazji, ale
postanowiłeś milczeć. Nawet wtedy, kiedy ja powiedziałam ci, jak fatalnie się czułam z powodu
tej sprawy z Adrianem. Dlaczego? Nie rozumiem.
– Przepraszam, Micah – powiedział szczerze Julian. – Chciałem ci o tym powiedzieć. Nie
miałem jednak odwagi, dlatego mi odbiło, kiedy wtedy w namiocie tak na mnie naciskałaś. Po
tym wszystkim nie wiedziałem, jak mam ci się pokazać na oczy. A kiedy w końcu się odważyłem
o wszystkim ci powiedzieć, dostałem ten telefon. Miałem nadzieję, że mama mnie nie pozna.
Przepraszam.
Kiwnęłam głową, bo nadal nie byłam gotowa powiedzieć: „Wybaczam ci”. Rozumiałam,
dlaczego się bał. Jego rodzice i Rachelle podsycali ten lęk. Miał pełne prawo do milczenia. To do
niego należała decyzja, komu wyznać prawdę, a komu nie. Mimo to czułam się zraniona.
– Wiesz, że cię kocham, prawda?
– Nadal?
– Oczywiście – odpowiedziałam bez wahania.
Julian spojrzał na mnie wzrokiem pełnym podziwu i fascynacji. Tak jakby nie mógł
uwierzyć, że moja miłość jest bezwarunkowa. Nie rozumiałam, jak jego rodzice i Rachelle mogli
go jej pozbawić.
– Chciałbym cię teraz pocałować.
– Nie, najpierw porozmawiajmy. – Chciałam mieć jasne myśli, a usta Juliana sprawiały,
że za każdym razem traciłam rozum. Blisko niego nie mogłam ufać samej sobie, więc na wszelki
wypadek, zamiast usiąść przy nim, stanęłam ze skrzyżowanymi rękami. – Mam kilka pytań.
– Okej, jasne. – Julian oparł dłonie o brzeg łóżka i wziął głęboki oddech, jakby się
szykował na trudną rozmowę. – Co chcesz wiedzieć?
Oparłam się o ścianę.
– Od kiedy wiesz?
– Szczerze? Nie mam pojęcia. – Wzruszył ramionami. – Nie było jakiejś konkretnej daty.
Od kiedy pamiętam, coś było nie tak. Nie wiedziałem jednak co i nikt nie umiał mi tego
wyjaśnić. Eckthon jest bardzo konserwatywne. Wokół mnie byli mężczyźni i kobiety, chłopaki
i dziewczyny, i nikt nie czuł się tak jak ja. Miałem dwanaście lat, kiedy się dowiedziałem, co
znaczy słowo „lesbijski”. Myślałem, że to mój przypadek.
– To znaczy, że wcześniej byłeś lesbijką?
– Nie, nie byłem – odpowiedział z zakłopotaniem. Widać było, że ta rozmowa przychodzi
mu z trudem, być może dlatego, że nigdy o tym nie rozmawiał, poza ludźmi z Bright Canopy.
Tym bardziej doceniałam, że przy mnie potrafił się przemóc. – Z zewnątrz wyglądałem wtedy jak
kobieta, ale w środku byłem heteroseksualnym mężczyzną. Zrozumienie tego zajęło mi kolejnych
pięć lat.
Powoli kiwnęłam głową i starałam się nadążać za tym, co mówił.
– Jak na to wpadłeś?
– Tak jak wspomniałem, nie było żadnej konkretnej daty, ale przeczytałem artykuł
o Michaelu Dillonie i zacząłem się zastanawiać. O Laurensie Michaelu Dillonie. Uśmiechnął się
lekko i wiedziałam już, s
kąd to niespotykane męskie imię dla kota. – Z początku nie chciałem
tego przyjąć do wiadomości, ale z czasem nie mogłem już zaprzeczać. Kiedy miałem
osiemnaście lat, powiedziałem w końcu rodzicom. To był dzień, w którym wyrzucili mnie
z domu.
Serce mi się ścisnęło i musiałam się powstrzymywać, żeby nie odkleić od ściany i nie
podejść do Juliana. Pragnienie objęcia go było w tym momencie niemal nie do przezwyciężenia.
– Co się stało potem?
Julian westchnął ciężko i wytarł sobie policzki, chociaż łzy dawno już mu wyschły.
– Przeprowadziłem się do Mayfield i zrobiłem wszystko, co w mojej mocy, by być tym,
kim jestem. Zmieniłem garderobę. Chodziłem do lekarzy. Zmieniłem imię. Znalazłem pracę,
a nawet kilka, żeby za to wszystko zapłacić. A na koniec zdecydowałem się na operację.
– Wow – mruknęłam, a w myślach próbowałam zdefiniować blizny. Ta pod piersiami
była oczywista. I wystarczająco często gapiłam się na plakaty u ginekologa, żeby wiedzieć, co
znaczą te na podbrzuszu. Tylko blizny na przedramieniu nie umiałam wytłumaczyć.
– Masz penisa?
– Byłoby źle, gdybym nie miał?
Zacisnęłam usta. Oczywiście zawsze wyobrażałam sobie, że będę z mężczyzną, który ma
sprawnego penisa. Do tej pory nigdy nie miałam powodu, by kwestionować ten
rozpowszechniany w społeczeństwie obraz. Fakty były jednak takie, że kochałam Juliana i był
dla mnie nadal tak atrakcyjny jak przed swoim wyznaniem. Nie miało dla mnie znaczenia to, że
nie będzie mógł płodzić dzieci. Wręcz przeciwnie. Dla mnie była to nawet zaleta. A z wszystkim
innym można sobie jakoś poradzić. Czy nie ma penisów do przypinania?
– Nie sądzę – powiedziałam w końcu przy wyczekującym spojrzeniu Juliana
i pomyślałam o tamtej nocy w namiocie. O jego twarzy między moimi nogami i jego języku na
mojej skórze. Mogłam się przy nim całkowicie zatracić, a czy nie o to właśnie chodzi?
Julian zrzucił marynarkę i podwinął koszulę, tak że wyraźnie widać było bliznę na lewym
ramieniu. Czy pobrano mu stąd skórę, żeby uformować penisa?
– Ta blizna pochodzi z operacji, podczas której utworzono penisa. Zdecydowałem się na
ten zabieg po dwudziestych pierwszych urodzinach.
– Bolało?
Julian prychnął.
– A jak myślisz?
Okej, głupie pytanie. Oczywiście, że bolało. Ja czułam się okropnie już przy
comiesięcznych bólach, a nikt nie zdzierał mi przy tym z ręki płata skóry.
Z ciekawością przyglądałam się bliźnie, na którą nagle spojrzałam całkiem innymi
oczami. Już tylko w tej sprawie miałam przynajmniej z tuzin pytań. Mogłam sobie poszukać coś
na ten temat w internecie. Czułam, jak wyczerpujące były dla Juliana ta rozmowa i ten dzień i nie
chciałam go już dręczyć kolejnymi pytaniami.
– I musiałeś przez to wszystko przechodzić sam?
– W mniejszym lub większym stopniu. Podczas terapii i w szpitalu poznałem innych
mężczyzn, kobiety i osoby niebinarne. Wreszcie mogłem porozmawiać z podobnymi sobie i to
było naprawdę fajne, ale to nie to samo co mieć rodzinę, która cię wspiera.
– A jak było z Rachelle?
– Ona zjawiła się później – odpowiedział i z powrotem opuścił rękaw koszuli. – Poznałem
ją już przed operacją penisa, ale dopiero po niej odważyłem się zaprosić ją na randkę.
– To znaczy, że przedtem o tym nie wiedziała?
– Nie. Po tym jak zareagowali moi rodzice i dawni przyjaciele, byłem bardzo ostrożny.
Żeby zyskać na czasie, powiedziałem jej, że nie chcę seksu przed ślubem. Uwierzyła mi i nie
naciskała, ale po jedenastu miesiącach po prostu musiałem powiedzieć jej prawdę. I zareagowała
tak, jak się obawiałem.
– Zerwała z tobą – powiedziałam. Z moich ust wydobył się tylko szept, ale Julian i tak to
usłyszał.
Kiwnął głową.
– Tak. Wygadała wszystkim, więc po raz drugi straciłem przyjaciół. Właściciel wyrzucił
mnie z mieszkania i dostałem nawet kilka listów z pogróżkami. Najchętniej wyjechałbym wtedy
z Mayfield, ale dostałem wiadomość, że przyjęto mnie na architekturę, więc tylko
przeprowadziłem się do innej dzielnicy.
Westchnęłam ciężko. Tyle niepewności i bólu, i przez cały czas był z tym całkiem sam.
Nie miał nikogo, kto trzymał go za rękę. W zamian ludzie tylko podsycali w nim lęki
i zwątpienie. Ta myśl sprawiła, że łzy znowu napłynęły mi do oczu.
– Nie wiem, czy mam ci współczuć czy cię podziwiać – powiedziałam szczerze.
Julian uśmiechnął się lekko.
– Ani to, ani to. Po prostu mnie zaakceptuj.
Oderwałam się od ściany i pokonałam dzielący nas dystans. Kiedy się zatrzymałam przed
Julianem, spojrzał na mnie pytająco. Uśmiechnęłam się i położyłam dłonie na jego spiętych
ramionach. Zaczęłam delikatnie masować mu mięśnie szyi.
Gdy zamknął oczy i głęboko westchnął, miałam wrażenie, że wypuścił powietrze zbyt
długo wstrzymywane ze strachu, że mogą je usłyszeć potwory w jego szafie.
– Mogę ci zadać jeszcze jedno pytanie?
Mruknął coś, co odebrałam jako zgodę.
– Dlaczego akurat Julian? Tak się nazywał jakiś słynny architekt?
Zaśmiał się.
– Nie. To imię po prostu zawsze mi się podobało.
– Bo jest bardzo ładne. – Przestałam masować. – Wiesz, jak ja bym się nazywała?
Michelangelo.
Julian uniósł brew.
– Jak ten malarz?
Prychnęłam.
– Nie, jak żółw ninja.
Rozdział 34
– Co ty robisz? – usłyszałam zaspany głos Juliana.
Podniosłam głowę znad walizki.
– Nic, śpij dalej.
Nie posłuchał i usiadł na łóżku. Miał całkiem rozwichrzone włosy. Poprzedniego dnia
rozmawialiśmy do późna i w końcu nawet nie przebraliśmy się do spania. Opowiedział mi więcej
o swoich operacjach, o biurokratycznych trudnościach ze zmianą imienia i o swoim dzieciństwie.
Zapytałam, dlaczego trzyma u siebie w pokoju to zdjęcie, chociaż był na nim jeszcze
dziewczyną. Odpowiedział, że nie chce zapominać o przeszłości i że to zdjęcie przypomina mu
czasy, gdy jego rodzina była szczęśliwa.
Patrzył na mnie z uniesionymi brwiami.
– W tym byłaś na pogrzebie mojego ojca?
Spojrzałam na niego z góry. Zdążyłam już zdjąć sukienkę i miałam teraz na sobie tylko
czarną koronkową bieliznę z prześwitującymi miejscami, którą sprawiłam sobie na urodziny
Cassie.
– Tak, potrzebowałam czegoś z niewidocznymi szwami, żeby nie odznaczała się pod
sukienką. – Żeby zilustrować moje słowa, przejechałam palcem pod jednym z ramiączek. –
Alternatywą był brak bielizny.
– Brak bielizny – powtórzył Julian. W jego głosie pojawiły się ciemne tony i zatrzymał
wzrok na moich piersiach, wyraźnie prześwitujących zza cienkiego materiału.
Pod wpływem tego spojrzenia stwardniały mi sutki i choć dzisiejsza noc przypominała
emocjonalną jazdę bez trzymanki, to poczułam w podbrzuszu nerwowe mrowienie. To nie jest
dobry pomysł, przemknęło mi przez głowę, ale po pięciu sekundach ta myśl zniknęła.
Spojrzenie
Juliana było zbyt intensywne. Jakby sobie wyobrażał, jak wyglądałabym bez bielizny.
Moja i tak już mocno poluzowana samokontrola ostatecznie zniknęła. Z powrotem
weszłam na łóżko i usiadłam okrakiem na Julianie.
W jego oczach odbijało się pożądanie. Położył dłonie na moich nagich biodrach.
Zadrżałam i nachyliłam się tak, że nasze usta prawie się dotykały.
– Jeśli chcesz, możesz mnie rozebrać.
Chwycił mnie mocniej i przyciągnął do siebie, tak że moje cienkie majtki tarły o szorstki
materiał jego spodni. Nie minęła nawet sekunda, gdy jego usta znalazły się na moich. Pocałował
mnie gwałtownie, a ja pożądliwie odwzajemniłam pocałunek. Szukając oparcia, przejechałam
dłońmi w górę i złapałam go za ramiona, a nasz pocałunek stał się jeszcze bardziej namiętny,
a mrowienie między nogami intensywniejsze. Przez chwilę zastanawiałam się, czy teraz, kiedy
znam prawdę, powinnam na niego reagować jakoś inaczej, ale natychmiast odrzuciłam tę myśl
jako kompletnie bezsensowną. To był Julian. Ten sam mężczyzna, którym był dla mnie