by Laura Kneidl
Aliza prychnęła.
– Dobrze. A co do drugiego pytania: nie. Na razie jest całkiem ciekawie. W zeszłym
tygodniu byliśmy na kilku rozprawach sądowych, a za parę dni mam zrobić wywiad z sędzią
sądu federalnego, który jest za karą śmierci. Wprawdzie w ogóle nie ma racji, ale debata może
być ciekawa – powiedziała z takim entuzjazmem, że darowałam sobie jakieś negatywne
komentarze. Cieszyłam się, że studia tak jej się podobają. Ja natomiast byłam zadowolona, że
z nich zrezygnowałam.
– Dostałaś już odpowiedź? – zapytała Aliza i zamieniła miejscami dwie tace.
– Nie, jeszcze nie, może przyjdzie w przyszłym tygodniu.
– Na pewno cię przyjmą.
– Mam nadzieję.
Przez ostatnie miesiące bardzo ciężko pracowałam nad zgłoszeniem na studia malarskie.
Po kłótni z rodzicami o Adriana i całej tej sprawie z Julianem rzuciłam prawo, zaczęłam
pracować w niepełnym wymiarze godzin w księgarni komiksowej i poświęciłam się pracy nad
Albtraumlady, która była głównym punktem w moim zgłoszeniu. Do końca było jeszcze daleko,
ale powoli wyłaniała się z tego jakaś całość.
– Pomóc ci tutaj? – zapytałam Alizę.
– Nie, zaraz skończę.
– Dobrze, jeśli będziesz czegoś potrzebować, po prostu mnie zawołaj.
Kiwnęła głową i poszłam do didżeja. Omówiliśmy jeszcze parę szczegółów i zaczęłam
rozglądać się za Julianem. Zobaczyłam go przy Adrianie i Keicie. Trzymał w dłoniach dwie
szklanki z colą.
Podeszłam do niego i wyjęłam mu z dłoni jedną szklankę.
– O czym rozmawiacie?
– Julian opowiedział nam właśnie o uroczystości zakończenia szkoły u Lilly – powiedział
Adrian.
– Mowa Lilly była wzruszająca.
– To samo nam powiedział. A jak tam jej mama?
– Zachowywała się bez zarzutu.
– A co było z jej mamą? – To pytanie zadał Keith, który obejmował Adriana ramieniem.
– Kiedy kupowałyśmy z Lilly sukienkę na dzisiejszą imprezę, chlapnęła, że Lilly powinna
bardziej dbać o linię. Wtedy Lilly się wściekła i krzyczała na nią na środku sklepu.
Keith zrobił wielkie oczy.
– I co jej powiedziała?
Wzruszyłam ramionami.
– Samą prawdę. Że jest mądrą dorosłą kobietą i dobrą matką. Że wypruwała sobie żyły,
żeby się dostać na Princeton i że nie ma ochoty słuchać dłużej tych głupot.
– Szkoda, że tego nie słyszałem – rzucił Adrian.
– To było piękne. Pani Sullivan wybiegła oburzona ze sklepu, ale już przeprosiła Lilly –
powiedziałam i zaczęłam szukać wzrokiem przyjaciółki.
Właśnie wychodziła z lasu razem z Tannerem, Linkiem i swoimi rodzicami. Miała na
sobie sukienkę, o której mówiłam, składającą się z kilku warstw jedwabistego materiału
w różnych odcieniach niebieskiego. Inni zaraz też ją zauważyli i wszyscy zaczęli wiwatować. Na
jej twarzy pojawił się uroczy uśmiech i z zakłopotaniem opuściła głowę.
Gdy Lilly obchodziła wszystkich gości i witała się z nimi, Aliza, Julian i ja roznosiliśmy
szampana i sok pomarańczowy. Gdy powitała każdego z gości z osobna i wszyscy mieli już
w dłoniach drinki, Tanner pomógł jej wejść na krzesło, by każdy mógł ją dobrze widzieć.
Na jej widok serce zaczęło mi bić szybciej i poczułam narastający smutek.
– Cześć – zaczęła nieśmiało i nerwowo poprawiła sukienkę. – Dziękuję wszystkim za
przybycie. To dla mnie wiele znaczy, że mogę was jeszcze raz zobaczyć, zanim wyjedziemy
z Tannerem i Linkiem do New Jersey. Na pewno będę tu często przyjeżdżać, ale to nie będzie to
samo. – Jej głos się załamał i nawet z daleka widziałam, że ma załzawione oczy.
Od razu poczułam kluchę w gardle.
Lilly odchrząknęła.
– Ja… nie umiem wyrazić, jak bardzo będę tęsknić za wami wszystkimi. Pomogliście mi
w najtrudniejszych latach mojego życia i w odnalezieniu siebie. Bez was, a przede wszystkim bez
mojego wspaniałego syna, nie byłabym tym człowiekiem, którym jestem dzisiaj. I żeby nie
zabrzmiało to arogancko: lubię tę osobę, którą jestem. – Zaśmiała się z zakłopotaniem, a goście
śmiali się razem z nią. – Dziękuję wam z całego serca za waszą przyjaźń, waszą cierpliwość
i wasze wsparcie. Dziękuję! – Znowu rozległy się wiwaty, a Lilly zrobiła się czerwona. Ukłoniła
się i chciała zejść z krzesła, ale Tanner ją powstrzymał.
Dłonie mi się spociły i przylgnęłam do Juliana, bo wiedziałam, co zaraz nastąpi.
Musiałam trzymać to w tajemnicy przez dwa miesiące.
– Chcę powiedzieć coś jeszcze – zawołał Tanner do zebranych w kręgu gości. Prawie nie
odrywał wzroku od Lilly, która z niepokojem spoglądała w moim kierunku.
Uśmiechnęłam się do niej i nieoczekiwanie po policzku spłynęła mi łza.
– Lilly, jestem z ciebie taki dumny – mówił dalej Tanner i wziął ją za rękę. – Nie tylko
dlatego, że dziś dostałaś najlepsze świadectwo w swoim roczniku, ale też przede wszystkim
dlatego, że po prostu jesteś wspaniałą kobietą. Myślę, że zasłużyłaś sobie na to, by być trochę
arogancka. – Uśmiechnął się do Lilly i w tym momencie roztopiło się nie tylko jej serce, ale
i wszystkich obecnych. – Poznałem cię jako dziewczynkę i razem dorośliśmy. Mamy cudownego
syna, za którego jestem wdzięczny każdego dnia. Wszyscy, którzy nas znają, wiedzą, że nie była
to łatwa droga, ale pragnąłem iść nią z tobą. Kocham cię, Lilly, i dlatego chcę cię zapytać:
Wyjdziesz za mnie?
– Tak! – wrzasnęła Lilly i skoczyła Tannerowi w ramiona, zanim zdążył wyciągnąć małe
czarne pudełeczko, którego zawartość wyszukałam razem z nim. Mocno objęła Tannera
i pocałowała go gwałtownie, śmiała się przy tym i trochę płakała, a my biliśmy brawo
i cieszyliśmy się razem z nimi.
Gdy już go puściła, wsunął jej pierścionek na palec i wszyscy zebraliśmy się wokół
świeżych narzeczonych, by im pogratulować.
Z płaczem padłyśmy sobie w ramiona i zapytała mnie, czy chcę zostać jej druhną. Nie
musiałam się nad tym w ogóle zastanawiać i powiedziałam jej, że już zaprojektowałam ślubne
zaproszenia. Lilly najchętniej od razu poznałaby szczegóły, ale odwiódł nas od tego tłum gości
chcących złożyć życzenia. Pożegnałyśmy się na chwilę i podeszłam do Juliana, który stał przy
bufecie z Aurim i Cassie.
Objęłam Juliana w pasie i pocałowałam go w policzek.
– Kocham cię.
Westchnął ciężko.
– Powinienem wiedzieć, że jesteś jedną z nich.
– Jedną z których?
– Jedną z tych, które rozklejają się przy słowie „ślub” – wyjaśnił z uśmiechem i objął
mnie w talii.
– Tak, ale to jest po prostu takie piękne – odparłam. – Dwoje ludzi, którzy postanawiają
spędzić ze sobą resztę życia. Póki śmierć ich nie rozłączy.
– Albo adwokat.
Przewróciłam oczami.
– Nie bądź taki cyniczny. Cassie, powiedz mu, że to jest romantyczne.
– To jest romantyczne – potwierdziła Cassie i zwędziła przekąskę z przepełnionego
talerza Auriego. – Gdybym ja kiedy
ś brała ślub, to chciałabym mieć wesele w stylu Władcy
pierścieni albo Gry o tron. Chociaż… to ostatnie mogłoby się źle skończyć. Lepiej Władca
pierścieni.
– A jeśli twój przyszły mąż nie będzie tego chciał? – zapytał Auri.
Cassie prychnęła pogardliwie.
– Tak jakbym mogła wyjść za faceta, który ma coś przeciwko weselu w stylu Władcy
pierścieni. – Zacisnęła usta, zastanawiając się. – Ale chyba wolałabym raczej imprezę pod
znakiem Star Treka. A co Lilly sądzi o ślubach tematycznych?
– Zapomnij – powiedziałam. – Ma być bardzo tradycyjne.
– Cholera. A ty?
– Nope. Gdy się pobierzemy z Julianem, będziemy mieć wesele z superbohaterami.
– Szkoda. – Cassie nadąsała się, ale tylko na chwilę. – Kto chce się jeszcze czegoś napić?
Widziałam, że są drinki. Sex on the beach, anyone?
Wskazałam na bufet.
– Ja powinnam najpierw coś zjeść.
– Ja też – potwierdził Julian.
Cassie spojrzała na Auriego.
– A ty?
Kiwnął głową.
– Pójdę z tobą.
Oboje poszli do baru, przy którym już zdążyła się ustawić kolejka.
Chciałam pójść po jedzenie, ale zatrzymał mnie Julian, który nadal obejmował mnie
ramieniem. Spojrzałam na niego pytająco.
Patrzył na mnie. Na jego twarzy rysował się lekki uśmiech.
– Co?
– Powiedziałaś: „Kiedy się pobierzemy z Julianem”.
Zmarszczyłam czoło.
– No i?
– Nic. To zabrzmiało tak oczywiście.
Uśmiechnęłam się.
– Masz stracha?
Potrząsnął głową.
– W ogóle. Ale zanim zaczniemy planować ślub, może najpierw przejdziemy do
kolejnego etapu.
Z ciekawością uniosłam brew.
– A jakiż to etap?
– Przeprowadzka do ciebie.
– Mówisz poważnie?
Kiwnął głową.
– Przez ostatnie trzy tygodnie nawet raz nie spałem u siebie. A Auri i Cassie na pewno by
się ucieszyli z dodatkowego pokoju na swoje kostiumy.
Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej, a potem Julian mnie pocałował. Przypieczętowaliśmy
podjętą właśnie decyzję. I nagle serce tak bardzo mi urosło, że myślałam, że rozerwie mi klatkę
piersiową.
Mniej więcej o tej porze rok temu straciłam Adriana i jeszcze nigdy w życiu nie czułam
takiego strachu. Teraz wrócił i był z Keithem tak szczęśliwy, jak jeszcze nigdy przedtem. Moja
najlepsza przyjaciółka się zaręczyła i spełniła wszystkie swoje marzenia. A Julian nie tylko był
na najlepszej drodze do zostania wybitnym architektem, ale też nie bał się już pokazać światu,
kim naprawdę jest. To nie było coś, co wydarzyło się z dnia na dzień, ale z każdym tygodniem
jego lęki słabły.
Ja natomiast jeszcze nie nad wszystkim miałam kontrolę. Pozostało wiele pytań
i odpowiedzi na nie zależały od tego, czy dostanę się na studia plastyczne czy nie. Niezależnie
jednak od wyniku rekrutacji, miałam wspaniałych przyjaciół i cudownego mężczyznę przy boku
i tak czy inaczej spełnię kiedyś moje marzenie. Niech się dzieje, co chce.
Posłowie
Uwaga!
Proszę, przeczytajcie posłowie dopiero po lekturze całej książki.
Zawiera spoilery!
Jestem trans.
Niezależnie od tego, czy ktoś przyznaje to po raz pierwszy przed samym sobą, czy
odsłania się przed innymi ludźmi, jest to zdanie, które z trudem przechodzi przez usta, ponieważ
człowiek wyobraża sobie najgorsze reakcje. A przecież transseksualizm nie jest niczym złym. Źli
są tylko ludzie, którzy robią z tego problem. I wielu jest takich jak Julian.
Na szczęście jesteśmy coraz bardziej widoczni. Istniejemy i mamy prawo żyć w zgodzie
z naszą prawdziwą płcią.
Pojęcie transseksualizmu jest szerokie. W gruncie rzeczy opisuje ludzi, którzy nie
identyfikują się lub identyfikują się tylko częściowo z płcią przypisaną im po urodzeniu. Ani
chromosomy, ani żadne zewnętrzne czy wewnętrzne cechy płciowe nie określają płci całkowicie
(choć niektórzy sądzą, że tak właśnie jest, ponieważ u większości ludzi jest to oczywiste).
Własna płeć jest ostatecznie zdefiniowana w głowie.
Właściwie jest to całkiem proste: kto się czuje mężczyzną, jest mężczyzną. Kto się czuje
kobietą, jest kobietą. A ten, kto wychodzi poza tę binarność (mężczyzna/kobieta) lub jest
pomiędzy, też ma prawo się tak czuć.
Niezależnie od wieku ludzie pragną przeżywać swoją prawdziwą tożsamość płciową.
Transseksualizm nie jest jakąś fazą w życiu, to decyzja, by być szczęśliwym ze sobą. I dla
większości oznacza to jedność ciała i ustalonej przez mózg płci.
Rozpoznanie „Jestem trans” dla wielu jest kluczowym momentem. Niektórzy natykają się
na to sformułowanie nagle i z miejsca się z nim identyfikują. Dla innych odnajdowanie siebie jest
dłuższym procesem i najpierw muszą się do tego przekonać. Obie te drogi są właściwe. Sposób,
w jaki w końcu człowiek dochodzi do tego rozpoznania, nie ma bowiem żadnego znaczenia.
Z reguły następuje potem ujawnienie własnej tożsamości płciowej rodzicom,
przyjaciołom, rodzinie, nauczycielom i pozostałym znajomym. Jak zareagują moi rodzice? Czy
będę miał jeszcze przyjaciół? A jeśli rodzina nie będzie mnie wspierać? Co będzie, jeśli stracę
wszystkich ludzi, których lubię? Takie pytania pojawiają się ciągle.
Wielu, przede wszystkim rodziców, krewnych czy przyjaciół coming out może zaskoczyć
i wywołać ich radykalne reakcje. Często dochodzą tu do głosu lęk i poczucie nadmiernego
obciążenia, zwłaszcza gdy przedtem człowiek (osobiście) nie konfrontował się z tym tematem.
Z tego więc powodu reakcje na takie wyznania niestety bywają różne.
Matka Juliana, która z taką pogardą zachowała się na pogrzebie jego ojca, pokazała, że
nawet po latach od coming outu nie zaakceptowała wyboru syna. Wielka szkoda, ale niestety
takie rzeczy zdarzają się też w prawdziwym życiu. Trudno zrozumieć, dlaczego niektórzy rodzice
reagują w tak ekstremalny sposób. Na szczęście jest też wielu takich, którzy zachowują się
całkiem normalnie i wspierają swoje dzieci.
Poniżej kilka słów do rodziców.
Drodzy rodzice,
nie tracicie córki czy syna. Zyskujecie szczęśliwsze dziecko. Dziecko, które Wam ufa
i chce być szczęśliwe samo ze sobą i również w życiu. To naturalne i całkowicie zrozumiałe, że
takie wyznanie w pierwszej chwili może Was wyprowadzić z równowagi, ale zobaczycie, że Wasze
dziecko rozkwitnie. Że nie stanie się innym człowiekiem tylko dlatego, że będzie miało inne imię.
Wasze dziecko Was kocha i potrzebuje Was. I tak właśnie (mam nadzieję) będzie to wyglądało.
To samo dotyczy wszystkich innych krewnych i przyjaciół: jeśli ktoś jest dla nas ważny,
to wiadomość, że jest transseksualny, nie powinna stanowić problemu. To, co się zmieni, to nie
istota, tylko co najwyżej otaczające ją ciało. Poza tym nie stanie się to z dnia na dzień, bo zmiana
płci jest procesem. Powinno się mimo wszystko unikać uwag typu „To przejściowe” albo „Jesteś
pewna/y tego, co robisz?�
��, „Będę cię nazywał… dopiero po operacji”, czy „Dla mnie na zawsze
pozostaniesz…”.
Transseksualizm nie jest fazą i nie jest zabawą, i nikt nie ma prawa oceniać, czy ktoś jest
wystarczająco męski/ kobiecy, by zwracać się do niego nowym imieniem.
Droga Juliana jest jedną z wielu możliwych dróg osób transseksualnych. Podjął ważne
i potrzebne dla siebie kroki, by czuć się dobrze w swoim ciele. I choć istnieją etapy wspólne dla
wszystkich, to każda droga jest indywidualna. Niektórzy tylko sądownie zmieniają imię i płeć (w
dowodzie osobistym i wszystkich pozostałych dokumentach), inni decydują się na terapię
hormonalną testosteronem albo estrogenami, a jeszcze inni na przeróżne operacje zmiany płci.
Niezależnie od tego, na jakie kroki człowiek się zdecyduje, nie ma kryteriów
decydujących o tym, czy ktoś jest wystarczająco męski, kobiecy, queerowy czy niebinarny.
Operacje nie definiują płci, są środkiem pozwalającym uzyskać ciało, w którym człowiek