– Musiałbyś pobrać więcej niż tylko próbki krwi – odparłam idiotycznie. – Jeżeli jest A pozytywny, B negatywny według systemu grup krwi Lewisa, nie mogłabym określić, czy jest nonsekreterem… musiałbyś pobrać próbki śliny…
– Hej! Przecież wiem, jak to się robi. Ale teraz to i tak bez znaczenia. I tak wiemy, że jest nonsekreterem.
Znowu zamilkłam.
– Wiemy, że facet, który załatwia te kobiety, także jest nonsekreterem. Wiemy też, że Boltz zna wszystkie szczegóły śledztwa i wcale nie byłoby mu trudno zamordować Hennę i upozorować to na jeszcze jedną robotę Dusiciela.
– W takim razie zbierz próbki i przeprowadzimy analizę porównawczą DNA – burknęłam ze złością. – No, na co czekasz! Przecież to będzie ostateczna odpowiedź na wszystkie twoje pytania!
– Hej! Bardzo możliwe, że to zrobię. Może nawet podświetlę go laserem, żeby sprawdzić, czy nie świeci!
Przypomniałam sobie świecącą substancję na źle oznakowanym folderze PERK-u. Czy to draństwo naprawdę pochodziło z moich rąk? Czy Boltz zazwyczaj mył ręce borawashem?
– Czy na ciele Henny znaleźliście jakieś świecące gwiazdki? – spytał Marino.
– Na pidżamie… i trochę na pościeli.
Żadne z nas nie odezwało się przez długą chwilę, po czym dodałam:
– To ten sam facet. Wiem, co mówię.
– Taak. Może masz rację. Ale to wcale nie poprawia mi samopoczucia.
– Jesteś pewien, że to, co opowiedziała nam Abby, jest prawdą?
– Wpadłem do jego biura dziś popołudniu.
– Poszedłeś do Boltza? – wyjąkałam.
– O, taak.
– I co? Przyznał się? – Ledwo powstrzymałam się od krzyku.
– Taak – odpowiedział, zerkając na mnie. – Mniej więcej tak.
Nic nie powiedziałam; bałam się mówić cokolwiek.
– Oczywiście zaprzeczył wszystkiemu i bardzo się zapienił. Postraszył, że oskarży ją o pomówienie. Ale nie zrobi tego; nie ma mowy, by to zrobił, bo kłamie i wie, że ja o tym wiem.
Zobaczyłam, że jego lewa ręka wędruje na zewnętrzną stronę lewego uda i nagle spanikowałam. Dyktafon!
– Jeżeli robisz tam to, co mi się wydaje!… – wypaliłam.
– Co takiego? – odparł zaskoczony.
– Jeżeli masz tam ten swój cholerny dyktafon…
– Hej! – zaprotestował. – Tylko się drapałem, okay? Do licha, sama sprawdź! Przeszukaj mnie, jeżeli poprawi ci to samopoczucie.
– Chciałbyś!
Roześmiał się; był naprawdę szczerze rozbawiony.
– Chcesz znać prawdę? – ciągnął. – Zastanawiam się, co tak naprawdę przydarzyło się jego żonie?
– Nie znalazłam nic podejrzanego – odparłam, przełykając z trudem. – Miała proch na prawej dłoni…
– Och, jasne – przerwał mi Marino. – To ona pociągnęła za spust. Nie wątpię w to, lecz może właśnie teraz dowiedzieliśmy się, dlaczego to zrobiła? Może odstawiał takie numery od lat, a ona to odkryła?
Przekręcił kluczyki w stacyjce i włączył światła. Chwilę później wycofał samochód na ulicę.
– Posłuchaj. – Nie zamierzał sobie tego odpuścić. – Nie chcę być nachalny; powiem inaczej, istnieją lepsze rozrywki niż wtrącanie się w cudze życie, okay? Ale znasz go, doktorku, spotykałaś się z nim, prawda?
Chodnikiem, w naszą stronę szedł transwestyta – żółta spódnica kołysała się dokoła zgrabnych kolan, a sztuczne piersi wyglądały na jędrne i krągłe pod opiętym materiałem białej bluzki. Szklanym wzrokiem powiódł za naszym samochodem.
– Widywałaś się z nim, prawda? – powtórzył Marino.
– Tak – odparłam ledwie słyszalnie.
– A w zeszły piątek?
Z początku nie mogłam sobie przypomnieć; nie potrafiłam się skupić.
– Zabrałam siostrzenicę na kolację i do kina.
– Boltz był z wami?
– Nie.
– Wiesz, gdzie był w zeszły piątek? – Potrząsnęłam głową.
– Nie dzwonił ani nic?
– Nie.
Cisza.
– Cholera – mruknął Marino z wyraźną frustracją. – Gdybym tylko wtedy wiedział o nim to, co wiem teraz, przejechałbym koło jego domu. Zobaczyłbym, czy jest na miejscu, czy może gdzieś się wybrał. Cholera!
Znowu milczenie.
Marino wyrzucił niedopałek przez okno i zaraz zapalił następnego papierosa; kopcił jak komin.
– Jak długo się z nim spotykasz?
– Kilka miesięcy; od kwietnia tego roku.
– Wiesz, czy widywał się z innymi kobietami, czy tylko z tobą?
– Nie mam pojęcia, czy spotyka się z kimś innym. Nie wiem. Ale najwyraźniej wiele jest rzeczy, których o nim nie wiedziałam.
– Czy kiedykolwiek coś w jego zachowaniu wydało ci się dziwne? – ciągnął niezmordowanie Marino. – Coś zaskakującego? Niezwykłego?
– Nie wiem, o co pytasz. – Coraz trudniej było mi się skupić; miałam wrażenie, że odpływam z rzeczywistości w sen.
– Czy zrobił kiedyś coś dziwnego? Na przykład w łóżku? – Nie odpowiedziałam. – Bywał może brutalny? Zmuszał cię do czegoś? – Zawahał się. – Jaki on jest? Czy naprawdę jest takim zwierzakiem, jakiego opisała Abby Turnbull? Możesz go sobie wyobrazić robiącego te rzeczy, o których ona mówiła?
Miałam kłopoty z koncentracją; jednocześnie słyszałam słowa Marino i nie słyszałam ich. Moje myśli galopowały i powoli coraz bardziej pogrążyłam się we wspomnieniach.
– …mówię o agresji. Czy Boltz jest agresywny? Zauważyłaś może coś dziwnego?…
Wspomnienia. Bill. Jego ręce ugniatające moje piersi; zdzierające ubranie… jego ciało przygniatające mnie do kanapy…
– …tacy faceci mają zazwyczaj określony sposób działania. To nie o seks im chodzi, ale o zdobywanie. Wiesz, o podbój…
Był tak gwałtowny! Sprawiał mi ból. Wpychał mi język do ust. Nie mogłam oddychać, dusiłam się. To nie był on. To było tak, jakby w mgnieniu oka stał się kimś innym.
– I nie ma żadnego znaczenia, że to przystojniak… że mógłby mieć każdą. Rozumiesz? To szajbus…
Zupełnie jak Tony, kiedy się upił i był na mnie wściekły.
– …chodzi mi o to, że to pieprzony gwałciciel, doktorku. Wiem, że nie chcesz tego słuchać, ale taka jest prawda, do ciężkiej cholery! Moim zdaniem powinnaś coś wyczuć…
Bill za dużo pił; a gdy się wstawił, bywał jeszcze gorszy.
– …zdarza się cały czas. Nie uwierzyłabyś, ile młodych babek wzywa mnie do swoich mieszkań nawet w dwa miesiące po fakcie. Wreszcie zdobywają się na odwagę, by komuś powiedzieć. Jakaś przyjaciółka przekonuje je, by poszły na policję. Bankierzy, biznesmeni, politycy; spotykają kociaka w barze, kupują jej drinka, niepostrzeżenie wsypują do niego wodzian chloralu. Bum! A potem dziewczyna budzi się w łóżku z takim zwierzęciem i czuje się tak, jakby przejechała ją ciężarówka…
Nigdy nie spróbowałby podobnej rzeczy ze mną! Zależało mu na mnie. Nie byłam dla niego obcą osobą… obiektem do wyładowania żądzy… Albo może po prostu trzymał się na wodzy… Zbyt dużo wiedziałam. Nigdy nie udałoby mu się z tego wykręcić.
– …tym draniom przez wiele lat uchodzi to na sucho. Niektórym nawet przez całe życie. Idą do grobu z większą ilością nacięć na pasie niż Jack Wielki Zabójca…
Zatrzymaliśmy się na czerwonym świetle. Nie miałam pojęcia, jak długo już jedziemy.
– To odpowiednia aluzja, co? Jack to ten idiota, co zabijał muchy, i po każdym polowaniu robił sobie nacięcia na pasku, za każdą zabitą sztukę…
Światło nadal nie chciało się zmienić na zielone.
– Czy on ci to kiedyś zrobił, doktorku? Czy Boltz cię zgwałcił?
– Co takiego? – Powoli odwróciłam się i spojrzałam na niego. Nie patrzył
na mnie; siedział z rękoma na kierownicy, wpatrując się w czerwone światło nad jezdnią. – Co takiego? – powtórzyłam, czując, jak serce zaczyna mi dziko łomotać w piersi.
Światło zmieniło się wreszcie na zielone i ruszyliśmy.
– Czy on cię zgwałcił? – nalegał Marino, jakby mnie nie znał; jakbym była jedną z tych „babek”, które go wzywały w przeszłości. Poczułam, że krew napływa mi do twarzy. – Czy kiedykolwiek sprawił ci ból? Usiłował dusić czy coś w tym stylu?…
Pociemniało mi przed oczyma; usłyszałam krew pulsującą w skroniach. Jeszcze nigdy w życiu nie byłam tak wściekła.
– Nie! Powiedziałam ci o nim wszystko, co wiem! Nie zamierzam mówić już nic więcej, do ciężkiej cholery! Koniec i kropka!
Marino był tak zdumiony, że zamilkł; przez chwilę nie wiedziałam, gdzie jesteśmy.
Dokładnie na wprost nas znajdowała się biała twarz zegara; cienie i rozmazane kształty wreszcie złożyły się w całość i zobaczyłam parking przed kostnicą, budynek mego biura i samochód stojący nieopodal.
Trzęsącymi się dłońmi odpięłam pasy i wysiadłam z wozu Marino. Drżałam na całym ciele.
We wtorek padało; deszcz lał się z szarego nieba tak potężnymi strumieniami, że wycieraczki nie nadążały ściągać go z przedniej szyby. Wraz z kilkoma tysiącami innych samochodów pełzłam powoli w korku na autostradzie.
Pogoda doskonale odzwierciedlała mój nastrój; po rozmowie z Marino czułam się jak chora; było mi niedobrze. Od jak dawna wiedział? Jak często widywał audi Billa zaparkowane na podjeździe przed moim domem? Czy przejeżdżał moją ulicą powodowany zwykłą ciekawością, czy było w tym coś więcej? Ciekawiło go, jak mieszka pani naczelny koroner. Założę się, że wiedział, ile wynosi moja pensja i jak wielką zaciągnęłam hipotekę na dom.
Widząc przed sobą migające światła, zjechałam na lewy pas i minęłam ambulans; policjanci kierowali ruchem, przepuszczając samochody obok nieźle pokiereszowanej furgonetki. Moje myśli przerwały wiadomości radiowe.
– …Henna Yarborough została zgwałcona i uduszona, policja uważa, że zbrodnię popełnił ten sam człowiek, który w ostatnich dwóch miesiącach zamordował w Richmond już cztery kobiety…
Zrobiłam głośniej radio i słuchałam informacji, które powtarzano po raz kolejny tego ranka. Zdawało się, że w ostatnich dniach mieszkańców Richmond interesują tylko morderstwa.
– …ostatnie doniesienie: wedle informacji dostarczonych nam przez źródło blisko związane z dochodzeniem, doktor Lori Petersen najprawdopodobniej usiłowała dodzwonić się na policję tuż przed tym, jak została brutalnie zamordowana…
Ten interesujący szczegół został dokładnie opisany na pierwszej stronie porannych gazet.
– …Dyrektora do Spraw Bezpieczeństwa Publicznego, Normana Tannera, zastaliśmy w domu…
Tanner przeczytał najwyraźniej wcześniej przygotowane oświadczenie.
– Policja została już poinformowana o zaistniałej sytuacji. Ze względu na dobro dochodzenia nie mogę udzielić żadnych innych komentarzy…
– Czy wie pan, kto dostarczył tę informację, panie Tanner? – zapytał jeden z dziennikarzy.
– Nie mam prawa z kimkolwiek o tym rozmawiać.
Nie mógł o tym rozmawiać, bo nie miał pojęcia.
Ale ja wiedziałam.
Tak zwanym źródłem blisko związanym z dochodzeniem była z całą pewnością sama Abby. Nigdzie nie znalazłam artykułu podpisanego jej nazwiskiem. Najwyraźniej szef zdjął ją z tego przydziału. A ponieważ nie mogła pisać tego, co chciała, dostarczała informacji kolegom po fachu. Przypomniałam sobie jej groźbę: „Ktoś mi za to zapłaci…” Chciała, żeby zapłacił Bill, policja, władze miasta i sam Pan Bóg. Czekałam, kiedy pojawią się wiadomości o włamaniu do mojego komputera i źle oznakowanym folderze PERK-u – wtedy to ja bym jej zapłaciła.
Do biura dojechałam dopiero o wpół do dziewiątej; telefony już się urywały.
– Ciągle wydzwaniają dziennikarze z gazet i telewizji, a przed chwilą chciał z panią rozmawiać jakiś facet z New Jersey, który podobno ma zamiar napisać książkę o tych sprawach – powiadomiła mnie Rose, podając mi jednocześnie gruby plik karteczek z wiadomościami.
Zapaliłam papierosa.
– Byłoby strasznie, gdyby się okazało, że Lori Petersen faktycznie usiłowała zadzwonić na policję – dodała; na jej twarzy zobaczyłam troskę.
– Po prostu odsyłaj wszystkich ciekawskich na drugą stronę ulicy – odparłam. – Każdy, kto chce coś wiedzieć, niech dzwoni do Amburgeya.
Komisarz przysłał mi już kilka elektronicznych wiadomości, domagając się natychmiastowego dostarczenia mu raportu z autopsji Henny Yarborough; w ostatniej słowo „natychmiast” zostało wytłuszczone i podkreślone, a na końcu drań dopisał: „Spodziewam się wyjaśnienia dotyczącego rewelacji w»Timesie«.”
Czyżby implikował, że w jakiś sposób byłam odpowiedzialna za ten ostatni przeciek informacji? Czyżby oskarżał mnie o powiedzenie dziennikarzom o oddalonym wezwaniu Lori?
Nie zamierzałam mu się z niczego tłumaczyć. Nic dziś ode mnie nie dostanie, nawet gdyby przysłał mi jeszcze dwadzieścia podobnych wiadomości, a potem zjawił się tu osobiście!
– Przyszedł sierżant Marino – dodała Rose, zupełnie wyprowadzając mnie z równowagi. – Przyjmie go pani?
Wiedziałam, czego chce Marino; już zrobiłam dla niego kopię raportu z autopsji. Miałam jednak nadzieję, że przyjdzie do biura później, kiedy ja już stąd wyjdę.
Właśnie podpisywałam stertę raportów toksykologicznych, gdy usłyszałam w korytarzu jego ciężkie kroki. Odwróciłam się; miał na sobie granatowy płaszcz przeciwdeszczowy, a rzadkie siwe włosy przykleiły mu się do czaszki. Był ponury.
– Jeżeli chodzi o wczorajszy wieczór… – zaczął, lecz najwyraźniej moja mina powstrzymała go przed dalszymi wynurzeniami. Rozejrzał się nerwowo po pokoju, rozpiął płaszcz i wyciągnął papierosy z kieszeni. – Leje jak z cebra – mruknął. – Cokolwiek by to znaczyło… Jak się nad tym tak porządnie zastanowić, żadne z tego typu powiedzonek nie ma za wiele sensu. – Urwał, a po chwili dodał: – Podobno po południu ma przestać.
Bez słowa podałam mu fotokopię raportu z sekcji Henny Yarborough wraz ze wstępnym raportem serologicznym Betty. Nie usiadł, lecz stał na środku pokoju i czytał; woda z płaszcza ściekała na dywan, tworząc małe kałuże.
Zauważyłam, że gdy dotarł do niesmacznych szczegółów, przeskoczył oczyma od razu na dół strony.
– Kto o tym wie? – spytał, patrząc mi prosto w oczy.
– Właściwie nikt.
– Komisarz już to widział?
– Nie.
– Tanner?
– Dzwonił jakiś czas temu; poinformowałam go tylko o przyczynie śmierci. Nic nie wspominałam o pozostałych obrażeniach.
Marino jeszcze przez parę minut czytał raport.
– Ktoś jeszcze? – spytał, nie podnosząc wzroku.
– Nikt inny tego nie widział.
Cisza.
– W gazetach nic nie było – odezwał się. – W radiu ani telewizji też nic nie mówili. Innymi słowy, ten, kto przekazuje im informacje, też gówno wie.
Patrzyłam na niego w milczeniu.
– Cholera. – Marino złożył raport na pół i wsadził do kieszeni. – Ten facet to pieprzony Kuba Rozpruwacz. – Spoglądając na mnie, dodał: – Zakładam, że Boltz się do ciebie nie odzywał? Jeżeli zadzwoni, olej go.
– A to niby co ma znaczyć? – Na sam dźwięk jego imienia zrobiło mi się słabo.
– Nie przyjmuj jego telefonów, nie umawiaj się z nim. Nie chcę, by w tej chwili miał dostęp do jakichkolwiek informacji. Nie chcę, by zobaczył ten raport… by dowiedział się czegokolwiek więcej na temat tych spraw.
– Nadal go podejrzewasz? – spytałam, siląc się na spokój.
– Do diabła, sam już nie wiem, co mam myśleć – odrzekł. – Chodzi o to, że on jest prokurato
rem okręgowym i ma prawo robić, co tylko mu się żywnie podoba, tak? Jednak mnie gówno to obchodzi; jak dla mnie, może być samym gubernatorem… Jeżeli to jego sprawka, odpowie mi za to. W tym czasie proszę cię tylko, byś go unikała. Dobrze?
Byłam pewna, że Bill nie odezwie się do mnie. Wiedział, co Abby powiedziała o nim, i wiedział, że ja także byłam przy tym obecna.
– I jeszcze jedno – dodał Marino, zapinając płaszcz i stawiając kołnierz. – Jeżeli jesteś na mnie wkurzona, to niech tak będzie, twoje prawo. Wczoraj wieczorem tylko wykonywałem swoją pracę; jeśli uważasz, że sprawiło mi to przyjemność, grubo się mylisz.
Odwrócił się, słysząc za plecami ciche kaszlnięcie; w drzwiach mego gabinetu stał Wingo z rękoma w kieszeniach eleganckich białych spodni.
Na twarzy Marino pojawiło się obrzydzenie. Grubiańsko przepchnął się obok chłopaka i wyszedł na korytarz.
Wingo, nerwowo spoglądając za nim, podszedł do mego biurka. Ze zdenerwowania brzęczał miedziakami w kieszeni.
– Um… pani doktor? Na dole czekają jacyś dziennikarze…
– Gdzie jest Rose? – spytałam, zdejmując okulary. Piekły mnie oczy.
– Chyba w toalecie… Um… chce pani, żebym im kazał się wynosić?
– Wyślij ich na drugą stronę ulicy – odparłam z lekką irytacją. – Tak samo jak wszystkich innych.
– Jasne – mruknął, lecz nie ruszył się z miejsca. Najwyraźniej coś jeszcze leżało mu na wątrobie; znowu zabrzęczały miedziaki w jego kieszeni.
Post Mortem Page 25