Someone new

Home > Other > Someone new > Page 27
Someone new Page 27

by Laura Kneidl


  treningu. W salonie wręcz słychać było napięcie, a w oczach Auriego pojawiły się jakieś ciemne

  błyski. Z pewnością chciał spróbować nie tylko ciasta.

  – No i? – zapytała Cassie i przejechała sobie językiem po wargach. Nie byłam pewna, czy

  zrobiła to świadomie W każdym razie nie uszło to uwadze Auriego.

  – Pyszne – mruknął. – Dostanę jeszcze kawałek?

  – Możesz zjeść wszystkie. W przeciwnym razie wpadnę w śpiączkę cukrzycową.

  Podała mu plastikowy talerz i przez moment wydawał się rozczarowany, że Cassie nie

  będzie go już karmić.

  – Lepiej pójdę się odświeżyć – mruknął i poszedł z talerzem do swojego pokoju.

  Kot zawahał się, po czym zeskoczył z moich kolan i pobiegł za nim. Pewnie miał

  nadzieję, że dostanie jeszcze coś słodkiego.

  Patrzyłam w ślad za nim i w końcu odwróciłam się znowu do Cassie. Nadal jak

  zaczarowana wpatrywała się miejsce, w którym zniknął Auri.

  Odchrząknęłam.

  Cassie gwałtownie odwróciła głowę. Miała całkowicie niewinną minę, ale ją przejrzałam.

  Obserwowanie tych dwojga było prawie tak frustrujące jak rozmyślanie o moim własnym życiu

  uczuciowym.

  – A jak jest między wami? – zapytałam szeptem, żeby Auri nie usłyszał.

  – Dobrze – odparła Cassie i sięgnęła po szklankę z wodą. Z kiepskim skutkiem próbowała

  zachować obojętność, ale po naszej ostatniej rozmowie wiedziałam, o co chodzi.

  – Czy po tamtym spotkaniu w lesie byliście ze sobą blisko?

  Policzki Cassie natychmiast zrobiły się czerwone.

  – Pytasz o to, czy jeszcze raz się całowaliśmy?

  Kiwnęłam głową.

  – Nie.

  – Dlaczego nie?

  – Po prostu nic takiego się nie wydarzyło.

  Zerknęłam do tyłu, żeby się upewnić, że Auri nas nie usłyszy.

  – Jak to się nie wydarzyło? – zapytałam, nadal ściszając głos. – Cały czas jesteście razem.

  Wczoraj przez cztery godziny oglądaliście Dragon Ball.

  – Jako przyjaciele – odparła Cassie.

  – To zróbcie sobie randkę.

  – Auri nigdy nie zaprosił mnie na randkę. – Głos Cassie był pełen frustracji.

  Wzięłam nadgryziony kawałek tortu.

  – A czemu ty go nie zaprosisz?

  Cassie spojrzała na mnie z przerażeniem.

  – To… to niemożliwe. Ja nie mogę… nie.

  Zmarszczyłam czoło.

  – Dlaczego to jest niemożliwe?

  – Bo… ja… co… – Zamilkła i zaczęła się wpatrywać w swoje dłonie, które nerwowo

  skubały T-shirt. W końcu głęboko westchnęła i znowu podniosła głowę. Spojrzała na mnie

  niepewnie. – A jeśli odmówi?

  – Nie odmówi.

  – Skąd możesz to wiedzieć?

  – Wiem, bo pięć minut temu właściwie pożerał cię wzrokiem.

  Cassie w panice potrząsnęła głową.

  – Wcale nie.

  Roześmiałam się.

  – I to jeszcze jak. Najchętniej zlizywałby to ciasto z twojego ciała.

  Cassie patrzyła to na mnie, to na pokój, w którym zniknął Auri. Drzwi były tylko

  przymknięte i ze środka dobiegała cicha muzyka. To nie były delikatne średniowieczne dźwięki,

  tylko jakiś agresywny hip hop.

  – Zapytam go jutro – powiedziała mało przekonująco.

  – Wykręt. Zapytasz go teraz.

  – Nie mogę. Jeszcze nigdy nikogo nie zapraszałam na randkę.

  – Jeśli ty tego nie zrobisz, ja to zrobię.

  To nie były czcze pogróżki i Cassie o tym wiedziała. Wpatrywała się we mnie szeroko

  otwartymi oczami. Na jej twarzy widać było jednocześnie panikę i nadzieję. Wyzywająco

  przekrzywiłam głowę i zaczęłam odliczać od dziesięciu w dół.

  – Trzy. Dwa. Jeden. Auri! – krzyknęłam, a Cassie zamarła obok mnie.

  Muzyka ucichła. Auri wyszedł ze swojego pokoju. Zdjął przepoconą koszulkę, a na

  ramiona zarzucił ręcznik. Słyszałam, jak Cassie głośno przełyka ślinę.

  – Co jest?

  – Masz jakieś plany na dzisiejszy wieczór?

  – Dzisiejszy wieczór? – pisnęła Cassie.

  – Nie, a co?

  Uśmiechnęłam się do niego i chociaż to nie o mnie chodziło, serce zaczęło mi bić

  szybciej. Może moja OTP w końcu będzie razem!

  – Co powiesz na to, żeby wyjść gdzieś razem z Cassie? Na prawdziwą randkę.

  Auri nic nie odpowiedział. Przez moment patrzył na mnie badawczo, potem spojrzał na

  Cassie, która próbowała ukryć się za poduszką. Widziałam po nim, że intensywnie myśli, tak

  jakbym zapytała go o jakieś skomplikowane równanie matematyczne, a przecież rozwiązanie

  było całkiem proste.

  – No więc, co myślisz? – zapytałam.

  – Ja… – Wpatrywał się w Cassie, która robiła się coraz bardziej niespokojna i nagle jego

  twarz rozjaśnił uśmiech. Jakby w końcu znalazł odpowiedź, której tak długo szukał. – Bardzo

  chętnie pójdę na tę randkę.

  Z zachwytem klasnęłam w dłonie.

  – Wspaniale! Zarezerwuję dla was na siódmą stolik w mojej ulubionej włoskiej

  restauracji. Spodoba wam się tam. Koniecznie spróbujcie cannelloni z nadzieniem z koziego sera.

  Jeszcze kiedy mówiłam, wyciągnęłam komórkę. Z szerokim uśmiechem na twarzy

  zarezerwowałam dla nich stolik.

  Zanim się pożegnaliśmy, pomogłam Cassie wybrać strój na randkę. Nie chciałam jej

  przeszkadzać przy reszcie przygotowań. Poza tym Link nie będzie na mnie czekał.

  Właśnie w momencie, w którym otwierałam drzwi do swojego mieszkania, usłyszałam

  kroki. To jednak nie Lilly i Link wchodzili na górę, tylko Julian.

  Uśmiechnął się, kiedy mnie zobaczył.

  – Hej.

  – Hej. – Zaczęło mnie drapać w gardle i nie mogłam wydusić z siebie ani słowa. Czy to

  była miłość? A może tylko reakcja tchórza? Odetchnęłam głęboko, żeby rozjaśnić sobie

  w głowie, ale moje serce nie chciało się uspokoić.

  – Jest u ciebie Link?

  – Tak, siedzi sam w mieszkaniu i bawi się zapalniczką i kanistrem z benzyną. A potem

  idziemy do parku z karabinem AR piętnaście.

  – Na szczęście nikt oprócz mnie tego nie słyszał.

  Wzruszyłam ramionami.

  – A co ty tu robisz? Nie powinieneś być teraz w Crooked Ink i odradzać ludziom

  tatuowanie twarzy? – Znałam już na pamięć jego rozkład tygodnia. W piątkowe i sobotnie

  wieczory do późnej nocy siedział na recepcji studia tatuażu. We wtorki i środy wychodził z domu

  o piątej rano układać rzeczy na regałach w supermarkecie. Niedziele miał wolne.

  W międzyczasie udawało mu się studiować, a w poniedziałkowe i czwartkowe popołudnia

  wychodził na jakieś tajemnicze spotkania.

  – Wziąłem sobie na dzisiaj wolne, żeby pilnować z tobą Linka.

  – Serio?

  – Mam nadzieję, że ci to odpowiada?

  – Ca... całkowicie – zająknęłam się. – Ale nie musiałeś tego robić. – Cieszyłam się, że

  Julian przyszedł. Czas, który z nim spędzałam, zawsze był super. Czułam się jednak trochę

  winna. Z mojego powodu zrezygnował ze swojej zmiany, a tym samym z pieniędzy, które

  mógłby tam zarobić.

  – Ale chciałem.

  Poczułam, jak robi mi się gorąco w piersiach, w brzuchu i między nogami.


  – Robisz to dla Linka czy dla mnie?

  – Dobrze wiesz.

  Jego uśmiech stał się szerszy, a dołeczki głębsze. Przebiegł wzrokiem po moim ciele. Nie

  przypatrywał mi się intensywnie, raczej pobieżnie, ale i tak na reakcję nie trzeba było długo

  czekać. Od razu zrobiło mi się jeszcze goręcej. Na ramionach dostałam gęsiej skórki, poczułam

  mrowienie w końcówkach palców, jakby nie mogły się doczekać, kiedy dotkną Juliana.

  Nie wiedziałam, co odpowiedzieć, więc odwróciłam się w stronę drzwi. Nagle zrobiłam

  się tak nerwowa, że dopiero po dwóch próbach trafiłam kluczem w zamek. Kiedy w końcu udało

  mi się otworzyć drzwi, zostawiłam je uchylone, żeby Julian mógł wejść za mną.

  Zrzucił torbę z ramienia i położył ją na sofie.

  – Masz telewizor – zauważył.

  – Yep, kupiłam w tym tygodniu. I PlayStation.

  – Nie wiedziałem, że grasz.

  – Bo nie gram, ale szukam nowych sposobów marnowania czasu. – Konsola była

  w promocji. Pozwoliłam ją sobie wcisnąć sprzedawcy, który od razu sprzedał mi cztery gry.

  Właściwie chciałam tylko jedną, ale jego zachwyt był tak zaraźliwy, że w końcu nie wiedziałam,

  na którą się zdecydować. – Chcesz się czegoś napić?

  Julian przyszedł do mnie do kuchni.

  – A co masz?

  Otworzyłam lodówkę, obejrzałam jej zawartość i znów doszłam do wniosku, że zakupy

  z dostawą do domu są darem niebios.

  – Hm… wodę z kranu, wodę z kranu z kostkami lodu i starą colę z zeszłego tygodnia.

  Z ust Juliana wydobył się jakiś bulgot, bardzo podobny do śmiechu.

  – Wodę. Bez lodu.

  Znalazłam czystą szklankę i napełniłam ją wodą, a potem usiadłam naprzeciwko niego

  przy blacie. Julian wypił łyk i kiedy zorientowałam się, że dziwnie jest gapić się na niego, jak

  pije, szybko odwróciłam wzrok i zaczęłam nerwowo skubać odpryskujący lakier do paznokci.

  Mama wyszłaby z siebie, widząc moje dłonie. Muszę jednak przyznać, że razem z ojcem

  uszanowali moje życzenie i trzymali się na dystans. Na pewno dużą rolę odegrała w tym moja

  wymówka o uczeniu się do testów śródsemestralnych, ale to do nich niepodobne, żeby tak po

  prostu respektować wolę i życzenia innej osoby. Jako adwokaci posiadali zawodowy upór.

  – Jak było na koncercie?

  – Całkiem dobrze – odpowiedziałam, wzruszając ramionami.

  – Rozumiem, że nie znalazłaś Adriana?

  Zanim znowu zdążyłoby mnie zdołować wspomnienie o bracie, powiedziałam:

  – Zgadnij, kto ma dzisiaj randkę.

  Julian ściągnął wargi i myślał przez moment, a potem potrząsnął głową.

  – To jest chyba pytanie podchwytliwe i przypuszczalnie powinienem znać odpowiedź, ale

  nie znam. Kto?

  – Auri i Cassie.

  Otworzył szeroko oczy.

  – Serio? – Był raczej zaskoczony niż sceptyczny. – Auri i Cassie? Nie Gorwin i Maylin?

  Uśmiechnęłam się.

  – Nope. Auri i Cassie.

  Julian nadal wyglądał na zbitego z tropu.

  – Jak… Ta gra, którą oboje celebrują, trwa już prawie rok. Nie sądziłem, że w tej

  dekadzie jeszcze coś między nimi będzie.

  – Tak, użyłam swojej magii – powiedziałam z dumą.

  Teraz Julian poważnie się zaniepokoił.

  – Co zrobiłaś?

  – Nic. Zapytałam tylko Auriego, czy chce iść na randkę z Cassie.

  – Ty go zapytałaś?

  – Nie mogłam już dłużej na to patrzeć.

  – W takim wypadku może powinienem kupić sobie stopery.

  Teraz to ja się zaniepokoiłam.

  – Odgłosy seksu – wyjaśnił.

  – Ach. Jak będzie za głośno, możesz przenocować u mnie.

  W moim łóżku. Nagi. Na mnie. I też będziemy mogli pohałasować.

  Najwyraźniej zaczęłam znajdować upodobanie w dręczeniu samej siebie, inaczej nie

  umiałam wytłumaczyć tych myśli i tego zachowania. Zapraszać gościa, w którym się człowiek

  zakochał, na nocowanie u siebie. Pierwszorzędny pomysł. Co może przy tym pójść nie tak?

  – Dzięki, może kiedyś skorzystam z propozycji.

  Bardzo proszę.

  Na szczęście od jakiejś żenującej odpowiedzi uratował mnie dźwięk dzwonka.

  Zeskoczyłam ze stołka i podeszłam do domofonu.

  – Halo?

  – Jesteśmy – powiedziała Lilly.

  Nacisnęłam przycisk otwierający drzwi i czekałam.

  Lilly nie była sama. Oczywiście przyszedł też Link, ale był z nimi również Tanner.

  Pewnie chcieli od razu pojechać do restauracji, przynajmniej ich stroje na to wskazywały. Lilly

  miała na sobie czarną powabną sukienkę baby-doll, podkreślającą piersi. Włosy gładko spływały

  jej na ramiona i zrobiła sobie staranny makijaż, w wyrafinowany sposób jednocześnie skromny

  i uwodzicielski, co przypomniało mi, że sama nie nałożyłam nawet maskary. Po prostu byłam

  zbyt smutna z powodu Adriana.

  Tanner również zadbał o wygląd. Zamiast ulubionych niebieskich jeansów włożył ciemne

  spodnie od garnituru i ciemną koszulę. Guziki przy szyi rozpiął, co podkreśliło jego obojczyki,

  które Lilly uwielbiała.

  – Cześć, Micah – przywitał się ze mną i odstawił torbę. – Dawno się nie widzieliśmy.

  – A czyja to wina? – zaczęłam się droczyć i rozłożyłam ramiona.

  Gdy Tanner mnie objął, poczułam się w jego ramionach jak dziecko. Już rozumiałam,

  dlaczego tak wiele kobiet lubi wysokich mężczyzn, ale ja wolałam, żeby partner aż tak bardzo

  mnie nie przerastał. Tak jak Julian.

  – Jak się masz? – zapytał.

  – Mogłoby być gorzej – powiedziałam wymijająco. Gdybym powiedziała prawdę, Lilly

  i Tanner zostaliby tutaj zbyt długo. Poza tym nie rozmawiałam z Tannerem od jakiegoś miesiąca.

  Kiedy jeszcze był w Mayfield, dzięki Lilly spędzaliśmy razem więcej czasu, ale po jego

  przeprowadzce do New Jersey kontakt nam się urwał, a nasza przyjaźń wyraźnie osłabła. – A ty?

  – Mogę spędzić weekend z moim wspaniałym synem i moją cudowną dziewczyną. Mam

  się fantastycznie. – Tanner uśmiechnął się promiennie i nachylił się, by pocałować Lilly w skroń.

  Gdybym ich obojga tak bardzo nie kochała, na widok ich szczęścia poczułabym zazdrość. Okej,

  i tak byłam trochę zazdrosna, ale jednocześnie życzyłam im powodzenia z całego serca.

  – Jest coś, na co mam uważać? – zapytałam i pogłaskałam Linka po głowie. Przykleił się

  do mamy, jakby wiedział, że rozstanie potrwa tym razem dłużej niż kilka godzin.

  – Raczej nie. Wszystko, czego będziesz potrzebować, jest w torbie. Ulubiony kocyk.

  Ulubiona kolorowanka. Ulubiona przytulanka – powiedziała Lilly i postawiła syna na podłodze.

  Link zainteresował się nowym miejscem i uważnie rozglądał po mieszkaniu. – O dwudziestej

  powinien iść do łóżka, zwykle wstaje o szóstej. Ostatnio ma coraz częstsze problemy

  z przesypianiem całej nocy. Zdarza mu się płakać, ale najczęściej szybko się uspokaja.

  – Nie martw się, dam sobie radę – zapewniłam i rozejrzałam się za Linkiem, choć

  w mieszkaniu nie było już raczej rzeczy, które mogłyby być dla niego niebezpieczne. Julian

  właśnie wstał, gotowy chodzić za Linkiem krok w krok.

  – Nie macie nic przeciwko temu, że Julian mi pomoże? Wiem, że go ni
e znacie i jeśli

  wam przeszkadza, że Link ma spędzać czas z kimś obcym, to powiem mu, żeby sobie poszedł.

  Ja…

  – Spokojnie – Lilly przerwała mi ze śmiechem i spojrzała na mnie znacząco. – Jeśli go

  lubisz i mu ufasz, to my też. Prawda, skarbie? – Złapała Tannera pod rękę i spojrzała na niego

  wielkimi oczami w taki sposób, że tylko jedna odpowiedź wchodziła w grę.

  – Oczywiście.

  – W porządku. No to nie będę was dłużej zatrzymywać. – Ich radość z czasu tylko we

  dwoje była prawie namacalna. – Bawcie się dobrze i nie róbcie niczego, czego ja bym nie zrobiła.

 

‹ Prev