Book Read Free

Someone new

Page 35

by Laura Kneidl


  – Czemu nie?

  – Najpierw chcę dostać moją przysługę.

  – Okej, czego ode mnie chcesz? – Przyssałam się do jego szyi.

  Julian jęknął.

  – Chcę cię rozebrać.

  Nie miałam nic przeciwko. Wtuliłam się w koce i poduszki. Oddychałam szybko, serce

  mocno mi waliło. Zdjął mi najpierw jeden, potem drugi but. Potem skarpetki. Ponaglająco

  trąciłam go stopą w ramię.

  – Pospiesz się.

  – Niecierpliwa?

  – Tak – odparłam, choć mogłam sobie darować to wyznanie.

  Położył dłonie na kostkach moich stóp i boleśnie wolno przesuwał ręce w górę. Zatrzymał

  się przy udach, dopóki nie rozsunęłam nóg. Bardzo delikatnie głaskał kciukiem moją waginę.

  Byłam tak podniecona, że chociaż oboje mieliśmy na sobie ubrania, jęknęłam głośno.

  Z przestrachem mocno zacisnęłam usta.

  – Jesteś podły.

  Zaśmiał się.

  – Za chwilę nie będziesz tak mówić.

  Jednym zręcznym ruchem zdjął mi jednocześnie legginsy i majtki, nie zwracając uwagi

  na czarną koronkę. Odrzucił te rzeczy na bok, ani przez chwilę nie odrywając ode mnie wzroku.

  Rzucił pełne uznania przekleństwo, a ja pławiłam się w podziwie, jaki widać było na jego twarzy.

  Ostrożnie położył się między moimi nogami. Po raz kolejny okazało się, że to dobrze, że

  nie jest tak wysoki jak Tanner czy Auri, inaczej nie moglibyśmy tego robić w namiocie. Jego

  ciepły oddech muskał wrażliwą skórę moich ud. Przymknęłam oczy, próbując się opanować, aż

  nagle poczułam jego usta.

  Shit! Przeszedł mnie dreszcz. Moje nogi instynktownie chciały się zamknąć, ale ciało

  Juliana nie pozwoliło na to. Z rezygnacją wbiłam palce w koc.

  – Czy ta przysługa nie miała być dla ciebie?

  – Nie martw się o mnie – powiedział przy mojej waginie i podniósł wzrok. Poczułam

  każdą sylabę, którą wypowiedziały jego usta. – Ja też coś z tego mam. – I na potwierdzenie

  pocałował mnie.

  Z moich ust wydobył się dźwięk przypominający skowyt. Cholera. Wiedziałam, że Julian

  dobrze całuje, ale wiedział też, co się robi z językiem. Jeszcze nigdy nikt nie zrobił mi czegoś

  podobnego, ale może chodziło o różnicę między Julianem mężczyzną a chłopcami, z którymi

  kiedyś byłam.

  Niemal desperacko poddałam się jego ustom. Chciałam więcej.

  Zdjął prawą rękę z mojego uda i położył palce na pulsującym miejscu pod jego wargami.

  Z mojego gardła wydobył się skowyt. Badał moją wilgotną waginę, wykonując lekko uciskające

  okrężne ruchy.

  Wsunęłam dłonie w jego włosy. Nie po to, by dawać mu wskazówki, tylko by znaleźć

  jakieś podparcie. Od ud aż po małe palce u stóp poczułam dreszcz i zadrżałam. Byłam jak

  bezwolna marionetka, którą Julian pociągał za sznurki.

  O Boże! Zagryzłam dolną wargę, żeby nikt nas nie usłyszał, ale na próżno, bo w tym

  momencie Julian ostrożnie wsunął we mnie palec. Mój tułów wygiął się i głośno jęknęłam.

  – Julian. Proszę. Ja…

  Nie byłam w stanie skończyć tego zdania. Nadciągał orgazm i ekstaza całkowicie mnie

  pochłonęła. Na oślep dotykałam podłogi, aż znalazłam poduszkę, w którą wtuliłam twarz.

  Wgryzłam się w materiał, by stłumić wydawane dźwięki, i miałam tak silny orgazm jak jeszcze

  nigdy w życiu.

  Julian nadal pieścił mnie ustami i palcami, dopóki nie minęła ostatnia fala rozkoszy.

  W końcu drżącymi dłońmi zdjęłam poduszkę z twarzy. Czegoś takiego jeszcze nigdy nie

  przeżyłam.

  Przez dłuższą chwilę w namiocie słychać było tylko moje dyszenie. Chciałam coś

  powiedzieć, ale nie byłam w stanie. Kręciło mi się w głowie i brakowało mi słów. Spojrzałam na

  Juliana spod ciężkich powiek. W ciemnościach nie rozróżniałam kolorów, ale wyobrażałam

  sobie, że ma zaczerwienione policzki i nabrzmiałe wargi. Ociężałym ruchem wyciągnęłam rękę

  w jego kierunku, zapraszając go do siebie.

  Posłuchał i nachylił się nade mną. Całowaliśmy się czule i powoli serce zaczynało mi bić

  w normalnym rytmie.

  – To było niesamowite – wymruczałam mu prosto w usta.

  Julian wydał z siebie aprobujący pomruk. Dalej głaskał moje ciało ciepłymi dłońmi.

  Jeszcze nie skończyliśmy, a może jednak? Ostrożnie przykrył mnie kocami. Wydawały się

  ciężkie mojemu nadal jeszcze naelektryzowanemu po orgazmie ciału.

  Spojrzałam na niego pytająco.

  – A co z tobą?

  Pocałował mnie w czoło.

  – Nie martw się o mnie.

  – Ale chciałabym, żebyś też miał z tego przyjemność.

  Zamierzałam odrzucić koc, ale powstrzymał mnie.

  – Miałem, Micah. Naprawdę.

  – Mogę sprawić, że będziesz miał więcej – upierałam się.

  – Nie sądzę.

  Ściągnęłam brwi i żałowałam, że nie mogę wyczytać niczego z jego twarzy.

  Julian westchnął. Z zakłopotaniem pochylił głowę.

  – Bo już doszedłem. W spodnie. I byłbym ci bardzo wdzięczny, gdybyś szybko zasnęła,

  bo wymknąłbym się wtedy do łazienki.

  – Och.

  Powstrzymałam się od uśmiechu i jednocześnie zignorowałam mrowienie, które od nowa

  pojawiło się pomiędzy moimi nogami. Z jakiegoś powodu podnieciło mnie, że to, co Julian mi

  robił, wywołało w nim taką reakcję. Najwyraźniej jednak poczuł się niezręcznie, że doszedł tak

  szybko. Nie chciałam go już gnębić, więc uśmiechnęłam się do niego z otuchą, czego i tak

  pewnie nie dostrzegł w ciemności.

  – Poczekam tu na ciebie.

  Rozdział 25

  Obudził mnie szum deszczu uderzającego o dach namiotu.

  Krople spływały po materiale wąskimi strużkami i zostawiały na nim wężowate kształty.

  Miało to uspokajające działanie. Zamknęłam znowu oczy i przytuliłam się do ciepłego ciała obok

  mnie. Julian był prawdziwym piecykiem. Gdy przyjdzie zima, zmuszę go, żeby spał u mnie

  codziennie. Zarzuciłam na niego rękę i przycisnęłam do siebie, jakby był przytulanką.

  – Dzień dobry – mruknął zaspanym głosem i obrócił się na plecy. Ze zdziwieniem

  stwierdziłam, że nadal ma na sobie tę średniowieczną lnianą koszulę z wczoraj.

  – Dzień dobry. – Pocałowałam go w policzek. – Dobrze spałeś?

  Ziewnął i kiwnął głową, delikatnie się uśmiechając. Jego brązowe włosy były

  zmierzwione.

  – Która godzina?

  – Chwila.

  Najwidoczniej nie była to już noc, ale w środku lasu i przy zachmurzonym niebie trudno

  było stwierdzić czy jest ósma, dziesiąta czy dwunasta. Wyciągnęłam się po plecak i wyjęłam

  komórkę. Po odblokowaniu ekranu dwie rzeczy rzuciły mi się w oczy jednocześnie. Pierwsza, że

  było dopiero po siódmej, a druga, że pięć minut temu Adrian przysłał mi wiadomość. Może

  jednak to nie deszcz mnie obudził.

  Dzień dobry, Promyczku!

  Uśmiechnęłam się na widok przezwiska, jakie mi nadał. Napisał jeszcze coś.

  Adrian: Życzę ci udanej niedzieli. Idę dzisiaj z moim chłopakiem do teatru. Ale

  gejowsko, co?

  – Czemu się tak uśmiechasz? – zapytał Julian i przysunął się bliżej, by zerknąć na mój


  telefon.

  Pokazałam mu ekran, żeby mógł przeczytać wiadomość.

  Między brwiami Juliana utworzyła się mała zmarszczka.

  – Pójdziesz tam?

  Ja też zmarszczyłam czoło.

  – Dokąd?

  – Do teatru.

  Pokręciłam głową. Oczywiście chętnie wybrałabym się tam i zaczekała na Adriana przed

  zabytkowym budynkiem. Ale on napisał do mnie dlatego, że mi ufał i że chciał mnie znowu

  w swoim życiu, a nie, żebym się na niego zasadzała. Cały czas miałam nadzieję, że wkrótce moja

  cierpliwość zostanie nagrodzona. Odpowiedziałam mu więc:

  Dzięki, Łosiu. Twój chłopak? Czemu nic o nim nie wiem? Jest fajny? Ile ma lat? Co robi?

  Jakie ma oczy, włosy? Marvel czy DC?

  Julian zaśmiał się, kiedy zobaczył trzy ostatnie słowa.

  Łaskotał mnie jego ciepły oddech, czułam, jak porusza się jego klatka piersiowa.

  Przypomniałam sobie, że w przeciwieństwie do wszystkich osób, które kiedykolwiek poznałam,

  nie zadałam mu tego pytania. Cassie i Aliza należały do teamu DC, Auri wolał Marvela. Ale

  przeczucie podpowiadało mi, że odpowiedź Juliana będzie brzmiała: „Ani to, ani to”. Byłam

  jednak absolutnie przekonana, że gdybym poprosiła, poszedłby ze mną na każdy film i do każdej

  księgarni z komiksami. A to było najważniejsze.

  Adrian: Teraz już wiesz. Keith. 19. Studiuje teatrologię. Brązowe. Brązowe. Marvel, ale

  jego ulubioną ekranizacją jest Suicide Squad… Wiem, wiem. Nie oceniaj go zbyt surowo. Ma

  inne zalety. Dostanę za to jakieś szczegóły o Julianie?

  Ja: Nie, musisz je odebrać osobiście.

  Adrian: Podła! :(

  Ja: Moglibyśmy się spotkać.

  Adrian: Już niedługo. Pozdrów ode mnie Juliana.

  Było jasne, że to koniec konwersacji i nie wiedziałam, jak mam się czuć. Cieszyłam się,

  że Adrian napisał, ale bolało mnie to, że nadal wyraźnie mnie unikał i nie był gotowy na

  spotkanie. Co ja takiego zrobiłam, albo czego nie zrobiłam, że zasłużyłam sobie na takie

  traktowanie? Skoro może mi opowiadać o swoim chłopaku, to czemu nie może się ze mną

  spotkać?

  Z frustracją rzuciłam komórkę na koce i opadłam na poduszki. Ze złością przyglądałam

  się strużkom deszczu spływającym z dachu namiotu. Już nie działały na mnie uspokajająco.

  – Mogę coś powiedzieć, chociaż zabrzmi to okropnie?

  – Oczywiście – mruknął Julian. Przekręcił się na bok. Podparł głowę ręką i patrzył na

  mnie z góry. Na jego prawym policzku widać było ślad po szwie na poduszce, który odcisnął się

  w nocy.

  Wzięłam głęboki oddech. Słowa, które miały zaraz paść, już częściej przychodziły mi do

  głowy, ale jeszcze nigdy ich nie wypowiedziałam. Nie wiedziała o tym nawet Lilly.

  – Są takie dni, kiedy nienawidzę Adriana. I nie chodzi mi o nienawiść typu: „Co? Masz

  bilety na koncert Beyonce?”, ale taką prawdziwą, pod tytułem: „Chcę uderzyć cię w twarz”.

  – Okej – powiedział przeciągle Julian. – Dlaczego go nienawidzisz?

  – Bo to samolubny dupek. – No i proszę. Powiedziałam to. – Najwyraźniej guzik go

  obchodzą moje uczucia. Całymi tygodniami nie odpowiadał na moje wiadomości, chociaż musiał

  wiedzieć, że się o niego martwię. Tak, nasi rodzice zachowali się wobec niego podle, ale moje

  relacje z nimi ostatnio też wcale nie są dobre. Przez niego. Myślisz, że go to interesuje? Nie

  oczekuję, że będzie mi współczuł, ale mógłby okazać trochę empatii. Nie jest pępkiem świata.

  Nie wszystko kręci się wokół niego i jego problemów. – Brzmiało to bardziej jadowicie, niż

  zamierzałam, ale kiedy już zaczęłam, po prostu nie potrafiłam przestać. Wylał się ze mnie cały

  gniew, który gromadził się od miesięcy. – Najgorsze jest to, że przez te wszystkie lata mnie

  okłamywał i najwyraźniej mi nie ufał. On wie o mnie wszystko. Mówiłam mu o sobie takie

  rzeczy, których nie wie żaden inny człowiek, a on nawet raz nie wspomniał ani nie dał mi

  w żaden sposób do zrozumienia, że jest gejem. Wiesz, jakie to bolesne? Przez cały czas trzymał

  to przede mną w tajemnicy, zamiast mi się zwierzyć. Najwyraźniej nie ma o mnie zbyt dobrego

  zdania.

  – A może po prostu się bał – powiedział Julian. Nadal patrzył mi w twarz, ale już nie

  w oczy.

  – Dlaczego? Nigdy nie dałam mu powodu. – Mówiłam jak małe rozkapryszone dziecko,

  ale Adrian naprawdę zranił moje uczucia. Nigdy mu nie wybaczę, że przez całe miesiące nie

  dawał znaku życia i nie wiedziałam, co się z nim dzieje. Kiedy w przyszłości przez dłuższy czas

  nie będzie oddzwaniał albo odpisywał, od razu wrócą stare obawy.

  – Strach nie jest czymś racjonalnym, Micah – powiedział i westchnął tak ciężko, jakby

  w oczekiwaniu na tę rozmowę przez całe lata wstrzymywał oddech. Kolejne słowa wypowiedział

  z wahaniem. – Niektóre tajemnice wyrastają na strachu, a potem zmieniają się w potwory

  w szafie. I któregoś dnia nie mamy już odwagi tej szafy otworzyć, nawet przy kimś, dla kogo

  skoczylibyśmy w ogień. Czasami robimy to, by chronić tę osobę. Gdyby Adrian powiedział ci

  o swoich uczuciach, musiałabyś to ukryć przed waszymi rodzicami. Może chciał ci tego

  oszczędzić.

  Zacisnęłam usta. Zawahałam się. Słowa Juliana nie sprawiły, że moja nienawiść zniknęła,

  ale trochę osłabła i w końcu mogła znowu stać się tym, czym była naprawdę: miłością.

  – Po prostu nienawidzę myśli, że musiał przez to przechodzić sam. I zastanawiam się, jak

  wszystko by się potoczyło, gdybym wiedziała o tym wcześniej.

  – Ma Keitha – powiedział Julian z uśmiechem, którego nie było widać w jego oczach.

  – Nie wiem, czy mam się przez to czuć lepiej czy jeszcze bardziej zraniona.

  – Niektórymi rzeczami łatwiej się podzielić z kimś podobnym tobie.

  Mówił to z własnego doświadczenia, tego byłam pewna. A może w poniedziałki i piątki

  po południu chodził na coś w rodzaju terapii grupowej? Rozumiałam, o czym mówił. Wprawdzie

  to nie to samo, ale na przykład z Tedem chętniej rozmawiałam o powieściach graficznych niż

  z Lilly albo z nim, chociaż oboje znaczyli dla mnie dużo więcej niż ten dziwaczny właściciel

  księgarni.

  Przekręciłam się na bok, żebyśmy mogli leżeć zwróceni do siebie twarzami. Przez kilka

  sekund po prostu patrzyliśmy na siebie i w milczeniu słuchaliśmy deszczu. Rozmyślałam

  o Adrianie, wiadomościach od niego i o tym, co Julian powiedział o tajemnicach. Nie mogłam

  zapomnieć zwłaszcza tego o potworach. Nie musiałabym zbyt długo się zastanawiać, co jest

  największym monstrum w mojej szafie.

  – Kiedyś miałam nadzieję, że Lilly usunie ciążę – powiedziałam, nie patrząc na Juliana. –

  Kiedy mi oznajmiła, że jest w ciąży, chciałam, żeby ją przerwała. Chciałam tego nie tylko dla

  niej, ale też dla siebie. Od dzieciństwa była moją najlepszą przyjaciółką i aż do tamtej pory

  wszystko zawsze robiłyśmy razem. I bardzo chciałam, żebyśmy razem zdawały też maturę.

  – Ale teraz się cieszysz, że urodziła Linka?

  – Oczywiście – odpowiedziałam bez wahania. To jedna z niewielu rzeczy, o których nie

  mówiłam nawet Adrianowi, bo uważałam ją za tak okropną. – Westchnęłam. –
O Boże, po tylu

  koszmarnych wyznaniach na pewno żałujesz, że musisz ze mną spać w jednym namiocie.

  – Wcale nie – uspokoił mnie Julian. Lewą dłonią pogłaskał mnie delikatnie po ramieniu.

  Nie odrywając od niego oczu, nachyliłam się i lekko pocałowałam go w usta. Raz. Drugi. Trzeci.

  Czwarty pocałunek trwał dłużej.

  Zaczął ostrożnie. Delikatny dotyk robił się coraz intensywniejszy. Nasze zęby się

  spotkały, wbiłam palce w ramiona Juliana, co wyzwoliło z jego gardła dźwięk pomiędzy

  pomrukiem a stęknięciem, zupełnie do niego niepodobny. Zawsze był tak opanowany. Miał

  wszystko pod kontrolą. Jednak w tym momencie ją stracił i to mi się podobało. Kiedy ugryzłam

  go w dolną wargę, poczułam, że zadrżał.

  Położył ręce na mojej talii i przyciągnął mnie do siebie. Nasze ciała wytwarzały cudowne

  ciepło. Jak dwa krzemienie, które się pociera, aż pojawią się iskry. Chciałam, by przerodziły się

  w ogień. Powoli oderwałam palce, które zostawiły ślady na jego ciele i powolnymi ruchami

 

‹ Prev