Someone new

Home > Other > Someone new > Page 43
Someone new Page 43

by Laura Kneidl


  znanych mi osób chciałam, żeby to był właśnie Julian.

  Zrobiłam krok w jego stronę, aż znaleźliśmy się blisko siebie i mogłam położyć głowę na

  jego ramieniu. Miałam nadzieję, że mnie nie odepchnie, tylko przytuli, tak jak robił to przedtem.

  Minęło kilka sekund i w końcu objął mnie i przyciągnął do siebie. Jego dłonie łagodnie,

  a jednocześnie pewnie spoczywały na moich biodrach.

  Z każdym wdechem wciągałam w nozdrza zapach jodłowych igieł i ziemi. Znałam go już,

  tak jak promieniujące od Juliana ciepło. Cieszyła mnie ta bliskość, uspokajała, podczas gdy

  wokół mnie było tyle znaków zapytania.

  Przez chwilę staliśmy tak objęci, po czym pocałował mnie w czoło i spojrzał na mnie.

  – Chcesz o tym porozmawiać?

  Pokręciłam głową.

  – Rozumiem – powiedział tak naturalnie, że zaczęłam się zastanawiać, czy Adrian do

  niego nie dzwonił. – A może chcesz obejrzeć ze mną film?

  Spojrzałam na niego.

  – Prawdziwy film? Nie dokument?

  Uśmiechnął się.

  – Co tylko chcesz.

  Trzymając się za ręce, poszliśmy do mojego mieszkania. Wzięłam piżamę i zniknęłam

  w łazience. Wydawało mi się to teraz lepsze niż rozbieranie się przy Julianie.

  Bez makijażu i w swobodnym stroju dosiadłam się do niego w kryjówce. Umościł się tam

  wygodnie i postawił laptop na skrzyni. Włączyłam Netflixa i wybrałam film z mojej listy.

  Kiedy chciałam usiąść obok Juliana, złapał mnie i posadził między swoimi nogami, tak że

  plecami dotykałam jego twardej klatki piersiowej. Objął mnie w talii i nie pozostało mi nic

  innego niż poddać się temu dotykowi.

  Westchnęłam z błogością, byłam zbyt wyczerpana emocjonalnie po kłótni z rodzicami,

  żeby dopytywać o przyczyny, zamiast tego postanowiłam po prostu cieszyć się chwilą. Kto wie,

  jak długo potrwa? Kiedy położyłam dłonie na jego rękach, dotknęłam przedramieniem jego

  blizny. Tym razem jednak nie wydał z siebie żadnego dźwięku.

  Oglądaliśmy komedię z Lucy Liu, którą uwielbiałam od pierwszego odcinka Elementary.

  Niestety tym razem nie mogła liczyć na moją uwagę. Cały czas wracałam w myślach do kłótni

  z rodzicami. Naprawdę powiedziałam, że mają ptasie móżdżki? Byłam dla nich dosyć wredna.

  Bądź co bądź tata powiedział, że mam talent, choć nie rozumie mojej sztuki. Może za szybko

  stamtąd odjechałam. Może… nie. Nie zrobiłam nic źle. Zachowałam się tak wobec nich, bo nie

  chcieli rozmawiać o Adrianie. On nie był trupem, którego trzeba schować w szafie.

  Nieoczekiwanie oddech Juliana musnął moje ucho.

  – Nic nie mówisz.

  – Przepraszam.

  – I nadal nie chcesz mi powiedzieć, co się stało?

  Potrząsnęłam głową.

  – Daj znać, gdy zmienisz zdanie. – Mocniej przycisnął mnie do siebie. Kiedy jego usta

  delikatnie dotknęły mojego policzka, zadałam sobie pytanie, czy ktokolwiek zauważyłby,

  gdybyśmy zostali tutaj na zawsze.

  – Jak było w tym tygodniu u Hopkinsa? – zapytałam, nie zważając na film.

  – Dobrze. – Julian głośno przełknął ślinę. – Ale brakowało mi ciebie.

  Uśmiechnęłam się. A ponieważ w ostatnich dniach zmieniłam się w przeklętą syrenę

  alarmową, poczułam, jak znowu wilgotnieją mi oczy. – A mnie ciebie. – Oboje wiedzieliśmy, że

  nie chodzi o zajęcia, tylko o dni, w których się unikaliśmy.

  – Micah?

  Odwróciłam głowę, tak, by zobaczyć twarz Juliana.

  – Tak?

  – Musimy porozmawiać.

  Poczułam ucisk w brzuchu.

  – Wiem.

  – Jest ta… – W słowa Juliana wdarł się dźwięk telefonu.

  Instynktownie obmacałam ubranie, szukając komórki, ale zorientowałam się, że

  zostawiłam ją w łazience.

  Julian puścił mnie i sięgnął po telefon, który odłożył gdzieś na bok.

  Zerknęłam na wyświetlacz. Pokazał się niezapisany w kontaktach numer.

  Jego rodzice, przemknęło mi przez myśl.

  Julian odrzucił połączenie i odłożył telefon.

  – Więc chciałem powiedzieć, że jest coś, co powinnaś o mnie wiedzieć. Zdaje się, że

  powinienem ci o tym powiedzieć już wcześniej, ale… bałem się.

  Telefon znów zaczął dzwonić. Julian zaklął. To był ten sam nieznany numer. Znowu

  odrzucił połączenie i wyłączył dźwięk.

  Zanim zaczął mówić, podniosłam się i zatrzymałam film. Serce waliło mi jak szalone.

  Chciał mi powiedzieć o Sophii, byłam tego pewna. Nie powinniśmy jednak prowadzić tej

  rozmowy, gdy Lucy Liu wymyślała swojej asystentce.

  Podekscytowana usiadłam naprzeciwko Juliana, który nerwowo przygryzał dolną wargę

  i uspokajająco położyłam mu dłoń na kolanie.

  – Co chcesz mi powiedzieć?

  – Ja… No więc… ja… – zająknął się i roześmiał nerwowo. – Fuck, dlaczego to jest takie

  trudne? – Nerwowo wytarł dłonie w spodnie. Bez przerwy poruszał grdyką, tak jakby chciał

  połknąć swój strach. Po czym, dokładnie w momencie, w którym w końcu otworzył usta,

  rozświetlił się ekran jego telefonu. W innych okolicznościach może nie zwrócilibyśmy na niego

  uwagi, ale w kryjówce było ciemno i wyświetlacz świecił jasno jak latarka.

  Spojrzałam na nieznany numer.

  – Może powinieneś odebrać.

  – Nie teraz.

  – To chyba coś pilnego. – Wzięłam telefon, przejechałam kciukiem przez ekran

  i podsunęłam go Julianowi, tak że nie miał innego wyboru niż się odezwać.

  Po krótkim wahaniu wziął go ode mnie.

  – Tak? – zapytał chłodno i chwilę później nagle zmieniło się całe jego ciało. Otworzył

  usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale najwyraźniej nie mógł dojść do słowa.

  Wstrzymałam oddech. Nasłuchiwałam, ale słyszałam tylko głośne piskliwe dźwięki. Czy

  po drugiej stronie słuchawki ktoś płakał?

  – Mamo! Mamo, uspokój się już. Co się… – Ktoś mu przerwał. – Co ty mówisz? –

  zapytał zszokowany. – Nie żyje?

  Jęknęłam z przerażeniem. Podejrzewałam, że ten telefon nie przyniesie nic dobrego, ale

  śmierć? Jego tata umarł? Nie miał chyba jeszcze pięćdziesiątki. Przysunęłam się bliżej Juliana.

  Delikatnie dotknęłam jego kolana. Kiedy przez chwilę na mnie popatrzył, spodziewałam się, że

  zobaczę w jego oczach smutek, ale tak nie było. Była w nich tylko pustka i może jakiś ślad

  szoku.

  – Przykro mi to słyszeć – powiedział niezmienionym tonem.

  Jego mama coś odpowiedziała. Nadal słyszałam jej płacz. Poczułam, jak zaczyna mnie

  ściskać w klatce piersiowej. Chociaż nie znam tej kobiety i choć tak bardzo zraniła kiedyś

  Juliana, było mi jej teraz bardzo żal. Straciła już córkę, a teraz jeszcze męża.

  – Kiedy pogrzeb?

  Płacz po drugiej stronie zrobił się urywany, potem padły jakieś słowa, ale nie mogłam nic

  zrozumieć. Cokolwiek to było, nie spodobało się Julianowi. Mocno zacisnął usta i mimo słabego

  światła widziałam, jak spięły mu się ramiona.

  – Okej, rozumiem. Dzięki za telefon. Bye.

  Uniosłam brew.

  – Dzięki za telefon?

  Julian zakończył rozmowę. Obojętnym gestem rzucił komórkę na po
duszki. Wziął

  głęboki oddech, a potem przetarł pięściami oczy. Nie wyglądał na smutnego, raczej tak, jakby

  rozmowa go wykończyła.

  Nieśmiało dotknęłam jego ramienia.

  – Jak się czujesz?

  – Dobrze.

  Ta szorstka odpowiedź dowodziła, że jest wręcz przeciwnie. Przysunęłam się do niego

  jeszcze bliżej, tak, że praktyczne siedziałam mu na kolanach.

  Julian opuścił ręce, ale nie dotknął mnie, tylko oparł je na podłodze.

  – Co się stało? – zapytałam, próbując podchwycić jego wzrok.

  – Tata miał kolejny zawał – powiedział głuchym głosem. – Miał właśnie operację, ale

  serce nie wytrzymało. Próbowali go reanimować, nie udało się.

  – Tak mi przykro, Julian. – Przeczesywałam mu palcami włosy i próbowałam wyczuć,

  czego po mnie oczekuje. Czego potrzebuje.

  Smutek jest czymś przedziwnym. Każdy przeżywa go inaczej. Czy Julian zajadał swój

  smutek? Topił go w alkoholu? A może tylko chciał, żebym trzymała go za rękę? Nie wiedziałam.

  Znowu miał na twarzy maskę i nie mogłam rozpoznać, co się pod nią kryje.

  – Kiedy pogrzeb?

  – W następny piątek.

  – Mam jechać z tobą?

  – Nie – odpowiedź Juliana była ostra i opryskliwa.

  Zamarłam z kosmykiem jego brązowych włosów owiniętych wokół wskazującego palca.

  Starałam się nie brać tej odmowy do siebie. Pogrzeby są czymś bardzo osobistym, ale mimo

  wszystko miałam nadzieję, że jesteśmy już na takim etapie, żeby dzielić podobne przeżycia

  razem.

  – Rozumiem, wolicie być sami.

  – Co? Nie! – Potrząsnął głową. – Chciałem powiedzieć, że mnie też tam nie będzie.

  Spojrzałam na niego ze zdumieniem.

  – Dlaczego nie?

  – Bo nie chcę. – Wzruszył ramionami, ale tym razem wyraźnie słychać było w jego głosie

  wahanie.

  Nawet przez chwilę nie wierzyłam w tę obojętność. Dlaczego nie chciał pojechać na

  pogrzeb ojca? Wiedziałam, że nie byli zbyt blisko, ale to była jedyna szansa, żeby się z nim

  pożegnać. W przytłumionym świetle trudno było wyłapać jakieś niuanse w jego kamiennym

  wyrazie twarzy.

  Przekręciłam głowę i popatrzyłam na Juliana. Zbladł czy tylko tak mi się wydawało?

  – Jesteś pewny? – dopytywałam. – Drugi raz nie będziesz miał takiej szansy.

  Zacisnął zęby.

  – Wiem.

  Mogłabym przyjąć tę odpowiedź i zostawić temat, ale ostatnie słowo wypowiedział

  łamiącym się głosem.

  – Jeśli nie chcesz jechać, w porządku. Nie chciałabym tylko, żebyś za dwa, trzy lata czy

  za pięć lat żałował, że cię tam nie było.

  Julian wbił palce w koc, jakby się powstrzymywał przed uderzeniem pięściami o ścianę.

  Nic jednak nie powiedział.

  W kryjówce zapadła cisza i była tak głęboka, że słyszałam własny oddech. Nagle ciałem

  Juliana wstrząsnął dreszcz. Szybko opuścił głowę, ale nie tak szybko, by ukryć przede mną

  wilgotne oczy. Na jego sportowe spodnie spadła łza i na jasnoszarym materiale pojawiła się

  plamka.

  – Cholera – zaklął i ukrył twarz w dłoniach. Mocno przyciskał ręce do czoła, aż w końcu

  zaczęły drżeć mu ramiona.

  Jeszcze ostrożniej niż przedtem pogłaskałam je palcami. Szlochając, łapał powietrze

  i starał się odzyskać kontrolę nad własnym ciałem.

  – Julian?

  – Ona nie chce, żebym tam był.

  Żołądek mi się ścisnął.

  – Co?

  – Powiedziała, że mam nie przyjeżdżać. – Na spodnie spadały kolejne łzy i ciemna plama

  robiła się coraz większa i większa…

  Na widok Juliana poczułam ucisk w gardle i sama musiałam zacisnąć dłonie w pięści,

  żeby nie złapać telefonu i nie zadzwonić do jego mamy. Co ona sobie myślała, mówiąc mu takie

  rzeczy?

  – Mimo to powinieneś jechać – szepnęłam i pogłaskałam jego ramiona aż do

  nadgarstków, które delikatnie objęłam.

  Potrząsnął głową.

  – Nie, nikt mnie tam nie chce widzieć. Oni… – wziął głęboki oddech, ale następne słowa

  wypowiedział jednym tchem, jakby miał się zaraz udusić – ...oni wszyscy mnie nienawidzą.

  W kąciku mojego oka utworzyła się łza i potoczyła po policzku, ale nie zawracałam sobie

  głowy wycieraniem łez. Całą uwagę poświęciłam Julianowi, próbując zrozumieć, o co tu chodzi.

  – Kim są ci wszyscy? – zapytałam. – I dlaczego cię nienawidzą?

  Julian jednak zdawał się mnie nie słyszeć. Drżąc na całym ciele, mówił dalej:

  – Mówią, że to moja wina. Że umarł przeze mnie. Że złamałem mu serce. Bo jestem

  odrażający. Chory. Że przynoszę im wstyd. I że powinienem zrobić im przysługę i się zabić.

  Wpatrywałam się w Juliana z osłupieniem. Byłam jak sparaliżowana. Poczułam, jak

  w oczach zbiera mi się jeszcze więcej łez. Otworzyłam usta, ale z mojego gardła nie wydobył się

  żaden dźwięk. On ma być odpowiedzialny za śmierć ojca? Jest chory i powinien się zabić? Jakim

  człowiekiem trzeba być, żeby wmawiać komuś coś takiego? A zwłaszcza własnemu synowi?

  – Próbowałem, ale nie umiałem tego zrobić – mówił dalej. Był teraz całkowicie

  pogrążony we własnym świecie. Jakby dopadły go teraz i przygniotły te wszystkie uczucia, które

  tygodniami, miesiącami ukrywał przede mną i przed światem. – Nie rozumiem tego. Nikogo nie

  chciałem skrzywdzić. Chciałem tylko być sobą. Dlaczego nikt tego nie rozumie? Dlaczego mnie

  obrażają? Dlaczego nikt nie kocha mnie takim, jakim jestem? – Jeszcze mocniej wcisnął twarz

  w dłonie, ale nie musiałam jej widzieć; i tak wiedziałam, jak bardzo cierpiał. Było to słychać

  w każdym jego oddechu. W każdym spazmie, który wstrząsał jego ramionami. I w każdej

  wypowiadanej przez niego z sylabie.

  Próbowałam zrozumieć, co powiedział. Znaleźć w tych słowach jakiś sens. Usadowić je

  w jakimś kontekście. Nie byłam jednak w stanie ich pojąć. Nie pasowały do mojego obrazu

  Juliana. Ale jednego byłam absolutnie pewna: bardzo dobrze rozpoznawałam je w całkiem innym

  obrazie, który przedstawiał Juliana i mnie.

  – Mylisz się – powiedziałam, zanim rozsądek zdążył mnie ostrzec i zanim powstrzymały

  mnie wątpliwości. – Jest ktoś, kto cię kocha takim, jakim jesteś. Ja. – Jakiś głos z tyłu głowy

  ostrzegał mnie, żebym była ostrożna. Były przecież rzeczy, których nie wiedziałam o Julianie.

  Ale moje serce nie chciało słuchać żadnych mądrości tego świata. – Kocham cię, Julian.

  Słyszysz? Kocham cię. – Pochyliłam się i dotknęłam czołem wierzchu jego dłoni.– Kocham cię.

  Julian zaczął oddychać inaczej. Lekko pociągnęłam go za nadgarstki. Na początku się

  opierał, ale przestał i w końcu opuścił ręce. Na policzkach miał zaschnięte łzy, jego oczy były

  zapuchnięte i czerwone. Nie odwrócił jednak wzroku. Jego zielone tęczówki wpatrywały się we

  mnie, jakby nie był pewny, czy może mi wierzyć.

  – Kocham cię, Julian – powtórzyłam. Z łatwością wypowiedziałam słowa, jakich nie

  mówiłam jeszcze żadnemu mężczyźnie.

  Julian patrzył na mnie, a na jego pięknej twarzy widać było przeróżne emocje. Nie

  wstydz
ił się jednak tych uczuć, a ja nie wstydziłam się swoich.

  Uśmiechnęłam się do niego i położyłam mu dłoń na policzku. Jego skóra,

  w przeciwieństwie do mojej, była rozpalona.

  – Nie mam pojęcia, co jest twojej mamie i tym ludziom, o których mówisz, ale oni się

  mylą. Nie jesteś tym, za kogo cię uważają. Jesteś najlepszym, co od dawna spotkało mnie

  w życiu.

  Rozdział 32

  Otworzyłam oczy, słysząc skrzypienie drabinki. Przez cały czas miałam zamknięte

  powieki, żeby uporządkować myśli.

  W pokoju było ciemno, trochę światła dawała tylko uliczna latarnia. Rozpoznałam

  sylwetkę Juliana, który wdrapał się do mnie na piętrowe łóżko. Jego włosy były jeszcze mokre po

  kąpieli, na którą go namówiłam, a zamiast białej koszulki miał na sobie jedną z moich bluz

 

‹ Prev