Someone new

Home > Other > Someone new > Page 42
Someone new Page 42

by Laura Kneidl


  Poczułam na rękach gęsią skórkę, zimno przeniknęło aż pod moją skórę i rozlało się

  w klatce piersiowej. Zacisnęłam palce wokół widelca. To nie mogła być prawda. Nie

  oczekiwałam, że zaczną skakać z radości, ale całymi miesiącami nie wiedzieli, gdzie się

  podziewa ich syn, więc liczyłam przynajmniej na coś w rodzaju ulgi. Na jakiś ludzki odruch.

  – U niego wszystko dobrze – powiedziałam tak zimnym tonem jak uczucia moich

  rodziców. Mój głos był jedynym dźwiękiem w pomieszczeniu. Tylko gdzieś z boku dochodziły

  stłumione brzęki i postukiwania naczyń i garnków przesuwanych przez Ritę.

  – Mieszka teraz we wspólnie wynajmowanym mieszkaniu. Poza tym pracuje w sklepie

  zoologicznym. Kiedy mu powiedziałam, że Julian ma kota, przyniósł mu elektryczną mysz, która

  sama jeździ po podłodze.

  Zrobiłam pauzę, żeby dać rodzicom czas na jakąś reakcję. Wstrzymując oddech,

  czekałam, aż któreś z nich coś powie i przenosiłam wzrok to na mamę, to na tatę. Czułam coraz

  silniejszy ucisk w gardle, ale nie wypuściłam powietrza. Czekałam. W końcu nie wytrzymałam

  już pieczenia w gardle i w sercu. Dlaczego sądziłam, że tym razem będzie inaczej?

  – Co jest z wami nie tak? – wysyczałam i upuściłam widelec przy talerzu. – Mówię wam,

  że wasz syn, mój brat bliźniak, wrócił po kilku miesiącach, kiedy nawet nie wiedzieliśmy, czy

  żyje. A wy nie macie nic więcej do powiedzenia poza „Ładnie”? Pogoda jest ładna. Kwiaty są

  ładne. Hayley z Paramore jest ładna. A to, że Adrian wrócił, to jest cholerny cud. Nie macie

  pojęcia, ile on musiał wytrzymać w ostatnich latach i…

  – Michaello! – Tata przerwał mi szorstko. – Przestań. Nie chcemy tego słuchać.

  Wpatrywał się we mnie, miał zaciśniętą szczękę i oczy ciemne z wściekłości. Nie pamiętam,

  żeby kiedykolwiek patrzył na mnie w ten sposób. Z takim rozczarowaniem.

  – Jak ci poszły egzaminy?

  – Chcesz tak po prostu zmienić temat?

  Bez słowa odwzajemnił moje spojrzenie

  No więc dobrze.

  – Nie zdałam – rzuciłam krótko. Okej, to nie była prawda. Nie znałam jeszcze wyników,

  ale kogo chciałam oszukiwać? Niewiele napisałam na testach, a wszystkie oddane eseje były za

  krótkie i byle jakie. Aliza próbowała mnie jeszcze zmotywować, ale po prostu nie potrafiłam się

  zmusić do większego wysiłku.

  – Z czego? – W głosie mamy było mniej wzburzenia, niż się spodziewałam. Może moje

  słowa o Adrianie jednak ją poruszyły.

  Uśmiechnęłam się do niej słodko.

  – Ze wszystkiego.

  – Oblałaś ze wszystkich przedmiotów? – zapytał zszokowany tata.

  Wzięłam sobie świeżo upieczoną bułeczkę i urwałam kawałek.

  – Tak.

  Ze zdumieniem pokręcił głową.

  – Jak to się mogło stać?

  – Mam kilka teorii – powiedziałam zamyślonym tonem. – Ale przede wszystkim rzecz

  chyba w tym, że prawo tyle mnie obchodzi co Adrian was.

  – Michaella! – syknął znowu tata i zaczęłam się zastanawiać, czy nie opłacałoby się

  zrobić z tego jakiejś pijackiej gry. Za każdym razem, kiedy z oburzeniem krzyknie moje imię,

  wszyscy będą musieli wypić szota. – Dosyć tego! Czy nie mówimy wyraźnie? Nie chcemy

  rozmawiać o Adrianie i nie chcemy o nim słyszeć.

  – A ja nie chcę słyszeć o Jesperze, waszych znajomych i waszej zasranej kancelarii

  adwokackiej. – Wzruszyłam ramionami, choć w rzeczywistości miałam ochotę rzucić talerzem

  o ścianę. Tyle że musiałaby to sprzątać Rita. – Więc chyba mamy problem. Hej, a może

  porozmawiamy o Julianie. Wiecie, że on pracuje w centrum LGBTQ? Ale fajnie. Może ja też się

  tam zgłoszę. Możecie to sobie wyobrazić? Że tam pracuję? Czy może jesteście na to zbyt

  wielkimi homofobami?

  Podparłam brodę dłonią i patrzyłam na nich z wyczekiwaniem. Może powinnam być

  bardziej wściekła. Bardziej poruszona. Wzburzona. Ale ja po prostu byłam zmęczona. Zmęczyła

  mnie ich reakcja, choć szczerze mówiąc, nie byłam nią bardzo zaskoczona. Miałam ogromne

  nadzieje związane z tą rozmową i wierzyłam, że kiedy nadejdzie, podejmą właściwą decyzję.

  Dlaczego byłam taka naiwna? Przecież przez ostatnie tygodnie nie dali mi nawet cienia nadziei

  na to, że w ogóle są w stanie podjąć właściwą decyzję. Niby jak mieliby to zrobić? Byli zbyt

  uparci, małostkowi i całkowicie zaślepieni blaskiem pieniędzy.

  Tata miał rozdęte nozdrza, a mama tak szeroko otwarte oczy, że bałam się, że wypadną

  jej z oczodołów na talerz. Żadne z nich mi nie odpowiedziało.

  – Zadałam wam pytanie – powiedziałam.

  W tym momencie mama nie wytrzymała.

  – Jak śmiesz tak z nami rozmawiać? – rzuciła. Jej dłonie leżały na stole zwinięte w pięści.

  – Więcej po tobie oczekiwałam, Michaello. Czy przez ostatnich osiemnaście lat nie dawaliśmy ci

  wszystkiego, co chciałaś? Pozwoliliśmy ci nawet iść na MFC i kupiliśmy ci mieszkanie, bo ty

  tego chciałaś. Akceptowaliśmy twoje decyzje, więc ty zaakceptuj nasze.

  – Nie.

  Dolna powieka mamy zaczęła drgać.

  – Nie?

  – Nie – powtórzyłam z taką stanowczością, na jaką było mnie stać, choć czułam, jak

  gardło puchnie mi z rozpaczy. Po prostu wiedziałam, że ta rozmowa nie skończy się dobrze. Nie

  będę tutaj siedzieć, uśmiechać się i udawać, że nic się nie stało, mimo że wszystko dookoła się

  wali. – Czy w ogóle zdajecie sobie sprawę z tego, co zrobiłam, żeby ta rodzina była razem? –

  zapytałam. Nie dałam im jednak szansy na odpowiedź i mówiłam dalej: – Jesteście takimi

  samymi egoistami jak Adrian, zachowujecie się tak, jakbyście tylko wy musieli się poświęcać.

  Tak, kupiliście mi mieszkanie, i tak, studiuję na MFC, a nie na Yale, ale poszłam na prawo dla

  was. Was to miało uszczęśliwić, nie mnie. Ja nienawidzę tych studiów. Nienawidzę, nienawidzę,

  nienawidzę. Ale jakoś dałabym radę przemęczyć się przez tych osiem semestrów, żebyście byli

  ze mnie dumni i żebym kiedyś mogła przejąć tę kancelarię. Chciałam być dobrą córką. Taką,

  którą moglibyście się chwalić, żeby tylko Adrian mógł być sobą, a wy nie musielibyście się bać

  o dobre imię waszej wspaniałej firmy, co tak na marginesie jest jedną wielką bzdurą. Każdy

  może odnieść sukces. Chrzanić płeć. Chrzanić seksualność. Ale mimo to byłam gotowa

  dopasować się do waszych żałosnych schematów. Dla was. Dla Adriana. Wam jest to jednak

  obojętne. Siedzicie sobie spokojnie i wygodnie i przyglądacie się, jak walczę dla tej rodziny,

  i zamiast mi pomóc, obrzucacie mnie kamieniami i ucinacie wszelkie dyskusje. – Mówiłam jak

  w furii. Było mi gorąco. Pod pachami musiałam już mieć plamy dwa razy większe niż przedtem.

  Oddychałam nierówno, a serce waliło mi jak po maratonie. Nie żebym jakiś kiedyś przebiegła.

  Za nic jednak nie potrafiłabym zatrzymać słów, które przed chwilą opuściły moje usta.

  A rodzice? Milczeli.

  W końcu tata prychnął.

  – Nie opowiadaj nonsensów, Michaello. Co chciałabyś studiować, jeśli nie prawo?

  Sztukę? – Zaśmiał się. – Być może masz talent, ale żaden profesor, ani z MFC, ani tym bardziej

  z Yale, nie będzie chc
iał oglądać twoich komiksów. To nie jest żadna sztuka. To dziecinada.

  Przestań więc w końcu zachowywać się niepoważnie i dorośnij.

  Zatkało mnie.

  – Ja… ja zachowuję się niepoważnie? – Pokazałam palcem na swoje piersi, a tata był na

  tyle bezczelny, że kiwnął głową . What. The. Fuck? – To wy zachowujecie się niepoważnie. Moje

  rysunki nie są dziecinadą, choć może przez kolejnych pięćdziesiąt lat nie trafią do muzeum. Ale

  tego oczywiście nie jesteście w stanie zrozumieć. Niby jak miałoby się to udać waszym ptasim

  móżdżkom? Czasami dziwię się, że żeby rozpalić ognisko, nie pocieracie dwóch krzemieni.

  Sądząc po waszych wypowiedziach, utknęliście gdzieś między epoką kamienia łupanego

  a średniowieczem.

  – Michaello… – upomniał mnie tata. W jego głosie słychać było groźny ton.

  Zignorowałam go.

  – Co w tym złego, że Adrian jest gejem? Nadal jest tą samą osobą, a wy z dnia na dzień

  postanowiliście, że przestajecie go kochać? Co jest z wami nie tak? Zniszczyliście tę rodzinę.

  – To Adrian ją zniszczył – powiedziała mama z adwokackim opanowaniem. Przywykła

  do niego; w sądzie musiała się mierzyć z najcięższymi oskarżeniami. Ale spokojny ton głosu nie

  mógł zatuszować malującego się na jej twarzy oburzenia. Zmarszczki na jej czole zrobiły się

  głębsze i mocniej zaciskała usta.

  Zrobiłam głęboki wdech.

  – Naprawdę tak uważacie?

  – Tak – powiedzieli rodzice jednym głosem.

  – I nie pozwolicie mu już wrócić. – To nie było pytanie, tylko stwierdzenie i razem z nim

  uleciały resztki sympatii, którą aż do tej chwili jeszcze wobec nich odczuwałam.

  Mama kiwnęła głową.

  – Dopiero kiedy przestanie żyć w grzechu.

  Zaczęłam się śmiać. Nie, to nie był zwykły śmiech. Roześmiałam się piskliwie, choć nie

  było w tym wszystkim nic zabawnego. Gdybym się jednak nie roześmiała, musiałabym się

  rozpłakać, a moi rodzice nie zasłużyli sobie choćby na jedną moją łzę. Byli tacy obłudni. Tak

  zakłamani. Tak ograniczeni. Adrian miał przestać żyć w grzechu? Po pierwsze: od kiedy byli

  tacy religijni? A po drugie: co im się, do diabła, stało? Nie byli złymi ludźmi, przynajmniej nie

  z gruntu, ale nie trzeba było być geniuszem, żeby zobaczyć, że firmy i ich właściciele, których

  reprezentowali, niekoniecznie starali się uczynić ten świat lepszym. Nie chciałam nawet myśleć

  o tym, jak często oboje, broniąc interesów swoich klientów, przedstawiali ofiary napaści

  seksualnych jako kłamców. Kto więc dał im prawo oceniać życie Adriana?

  Rodzice spojrzeli na mnie ze zdumieniem.

  – Co cię tak śmieszy? – zapytał tata.

  Zaczerpnęłam powietrza, żeby opanować śmiech.

  – Wy.

  Zmarszczył czoło.

  – Nie rozumiem.

  Z rozbawieniem potrząsnęłam głową i odsunęłam krzesło od stołu. W końcu nadszedł

  moment, w którym musiałam pogodzić się z porażką. Zorientowałam się, że przegrałam.

  Wszystkie moje wysiłki, by utrzymać tę rodzinę razem, nie powiodły się, ale nadal mogłam

  zdecydować, co z tym zrobię. Albo pozwolę, by mnie to przygniotło, albo sama sobie

  pogratuluję, że przynajmniej próbowałam. Zdecydowałam się na to drugie.

  – Dokąd idziesz? – Mama spojrzała na mnie pytająco.

  – Do domu.

  – Ale… jeszcze nie skończyliśmy.

  – Przeciwnie, skończyliśmy.

  Rozdział 31

  Adrian: Jak się udała kolacja?

  Siedziałam w aucie przed swoim domem i wpatrywałam się w wiadomość, którą dostałam

  od Adriana pół godziny temu. Co miałam odpisać? Jak miałam mu powiedzieć, że odrzucają go

  ludzie, którzy powinni go bezwarunkowo kochać? Najgorsze było to, że on już właściwie

  wyrzucił ich ze swojego życia, a ja narobiłam mu nadziei. Nadziei, którą teraz muszę przekreślić.

  Zaczęłam pisać. Skasowałam. Zaczęłam od nowa. Na koniec wiadomości wstawiłam

  emotkę. Po chwili znowu to skasowałam i nacisnęłam symbol słuchawki.

  – Nie chcą mnie widzieć – stwierdził Adrian po drugiej próbie połączenia. Pewność,

  z jaką to powiedział, była jak uderzenie w twarz.

  Westchnęłam.

  – Nie.

  – Co powiedzieli?

  Opuściłam głowę na oparcie.

  – Nie chcesz wiedzieć.

  – Aż tak źle? – W tle usłyszałam jakiś głos. Miałam nadzieję, że to Keith, który po tej

  rozmowie będzie mógł przytulić mojego brata.

  – Nieważne – powiedziałam, bo z pewnością nie przekażę mu, że może wrócić dopiero

  wtedy, kiedy przestanie być gejem albo przynajmniej przestanie realizować swoją seksualność.

  Nie powinien się uginać pod presją rodziców. I ja też nie powinnam tego więcej robić.

  – Przykro mi, Adrian.

  – Nie trzeba. – Słyszałam po jego głosie, że płakał.

  Cholera. Moje oczy też zrobiły się mokre. Nie mogłam wytrzymać płaczu innych ludzi,

  zwłaszcza tych, którzy byli mi bliscy.

  – Naprawdę myślałam, że są w stanie się zmienić – powiedziałam, siąkając nosem.

  Szybko otarłam policzki z łez. – Jestem taka naiwna.

  – Wierzysz w dobro w ludziach.

  Zaśmiałam się gorzko.

  – Czy to nie to samo?

  – Nie – powiedział stanowczo Adrian. – I nie daj sobie wmówić, że jest inaczej.

  Kiwnęłam głową, chociaż nie mógł tego zobaczyć, ale może to i lepiej, bo szczerze

  mówiąc, nie wiedziałam, czy nadal jeszcze będę wierzyła w to, że ludzie są dobrzy. Ostatnio za

  często mnie rozczarowywali: on, rodzice, Julian i ja samą siebie. Ale Adrian miał dosyć

  własnych problemów i nie chciałam go jeszcze zarzucać swoimi.

  – Jeśli czegoś potrzebujesz, to kup to szybko – powiedziałam tylko. – Prawdopodobnie do

  jutra zablokują mi wszystkie karty. – A przynajmniej tego się spodziewałam. Rodzice zawsze

  uderzali tam, gdzie, jak sądzili, najbardziej zaboli i najczęściej były to pieniądze. Trzeba

  przyznać, że na myśl o braku jakiegokolwiek finansowego wsparcia ogarnął mnie strach. Przez

  całe życie sądziłam, że finanse nie będą nigdy moim problemem, ale to się miało zmienić.

  Przynajmniej nie będę musiała płacić za wynajem. Rodzice raczej nie wyrzucą mnie

  z mieszkania, które było zapisane na mnie. To mogłoby stać się powodem niewygodnych plotek

  i zaszkodzić ich kancelarii.

  – Nie przejmuj się – powiedział Adrian. – Damy sobie radę z Keithem. – Znowu

  usłyszałam, jak w tle ktoś coś mówi, po czym Adrian zapytał: – Chcesz do nas wpaść?

  – Dzisiaj nie, ale dzięki.

  Nie miałam ochoty spotykać się z ludźmi, nie mówiąc o poznawaniu Keitha. Był dla

  Adriana tak ważny, że bardzo chciałam zrobić na nim dobre wrażenie, a w tym momencie nie

  byłoby to możliwe.

  – Szkoda. Ale może moglibyśmy zjeść we trójkę śniadanie?

  – Koniecznie. Napisz gdzie i kiedy.

  – Fajnie – powiedział Adrian. Życzyłam jemu i Keithowi udanego wieczoru

  i zakończyłam rozmowę.

  Schowałam telefon z powrotem do torby. Przez chwilę zastanawiałam się, czy jechać do

  klubu fitness, wyładować się na czymś i nadrobić trening z Lilly, który p
rzepadł mi w zeszłym

  tygodniu. Byłam jednak zbyt wyczerpana. Nie fizycznie, tylko emocjonalnie. Chciałam się tylko

  położyć, przekartkować którąś z powieści graficznych i obejrzeć coś na Netflixie.

  W tym momencie ktoś zapukał w szybę auta.

  Drgnęłam ze strachu i mimowolnie położyłam dłoń na automatycznym ryglowaniu drzwi.

  Kiedy jednak wyjrzałam przez okno, zobaczyłam, że to Julian. Otworzyłam drzwi i wysiadłam.

  – Hej – przywitał się ze mną. Miał lekko zachrypnięty głos. Mimo chłodu miał na sobie

  tylko szare sportowe spodnie i pognieciony T-shirt odsłaniający bliznę. Nie przechodził tędy

  przypadkiem, tylko czekał na mnie.

  – Co robisz na dworze? Widziałem z okna, że w twoim samochodzie pali się światło

  i pomyślałem, że może zobaczę, co się dzieje – wyjaśnił z nieśmiałym uśmiechem, który trafił

  mnie prosto w serce i do reszty strzaskał kruchy fundament moich emocji.

  Nie byłam pewna, na czym stoimy. Między nami było tyle niewyjaśnionych spraw, ale

  w tym momencie potrzebowałam kogoś, kto by mnie mocno przytulił i spośród wszystkich

 

‹ Prev