Someone new
Page 14
mądry, by takich miejsc unikać. Chodziłam tam głównie dlatego, że byłam zdesperowana,
kierowała mną złudna nadzieja i pragnienie, by znaleźć się bliżej brata.
Co powiedziałby Adrian, gdybym zapłaciła obcej osobie, żeby go wyśledziła
i szpiegowała? Pewnie by się wściekł, ale ja też byłam wściekła. To, co zrobili mu rodzice, było
nie fair, ale on również nie zachowywał się wobec mnie w porządku. Nie dał mi nawet szansy,
bym stanęła po jego stronie, tylko od razu włożył mnie do tej samej szuflady co mamę i tatę.
Przecież powinien wiedzieć. W końcu byliśmy nie tylko rodzeństwem, ale i najlepszymi
przyjaciółmi. Znał nawet moje rysunki Yoai, które zrobiłam jako nastolatka, i które podarła
kiedyś Rita po odkryciu ich pod łóżkiem. Jak więc mógł pomyśleć, że go nie zaakceptuję?
Dlaczego było mu obojętne to, co czuję? Przecież moje wiadomości musiały mu uświadomić, jak
bardzo za nim tęsknię i jak się o niego martwię. Zamiast uwolnić mnie od niepewności, milczał.
Gdybym to ja była na jego miejscu, nigdy bym mu tego nie zrobiła.
Ze wzburzeniem podskoczyłam na materacu, ale zapomniałam, że trzymam na kolanach
miskę z płatkami. Przewróciła się i cała zawartość wylała się na mnie.
– Cholera! – zawołałam, rzuciłam telefon na poduszkę i spojrzałam na siebie.
Byłam obklejona rozmoczonymi płatkami śniadaniowymi. Wspaniale. Po prostu
wspaniale. Ostrożnie zdjęłam koszulkę przez głowę, by nie nabałaganić jeszcze bardziej
i usłyszałam, jak Julian puka do drzwi.
Świetne wyczucie czasu.
Rzuciłam koszulkę do przepełnionego kosza na bieliznę. Spadła z góry ubrań
i wylądowała na podłodze. Zostawiłam ją tam i podeszłam do drzwi.
– Hej – przywitałam go, starając się przybrać przyjazny ton. To nie wina Juliana, że
Adrian zniknął, a ja przewróciłam miskę z płatkami.
Spojrzał na mnie spod uniesionych brwi, ale nie wszedł do środka. Zatrzymał wzrok na
moim tułowiu, a na jego twarzy pojawił się wyraz zainteresowania.
– Posłuchałaś mnie – stwierdził. Jego głos brzmiał o oktawę niżej niż zwykle.
– Co?
– Czarna. – Wskazał na moje piersi. – Dużo lepsza niż czerwona.
Spojrzałam na siebie. Rzeczywiście miałam na sobie czarny stanik, ale raczej nie był zbyt
kuszący. Miał już kilka lat i był z bawełny. Białe ślady przy pachach wskazywały na to, że
czasami przesadzałam z dezodorantem. Czy ten dzień mógłby być jeszcze gorszy?
– Wejdź – powiedziałam, ignorując komentarz Juliana, i poszłam poszukać czystego
ciucha. O ile w ogóle jakieś mi jeszcze zostały. W przeciwnym razie będę musiała włożyć coś
z ubrań przeznaczonych na wieczory z rodzicami.
– Wszystko w porządku? – zapytał Julian. W jego głosie słychać było troskę.
– Niespecjalnie. – Zerknęłam na niego przez ramię, nachylając się nad jednym z pudeł.
Podszedł do wyspy kuchennej i postawił na blacie metalową skrzynkę. W spranych
dżinsach i koszuli w kratkę wyglądał na idealnego rzemieślnika. Podwinął rękawy koszuli, ale
pod nią miał jeszcze białą bluzkę z długimi rękawami.
– Co się stało?
W pudełku, które otworzyłam, nie było nic, co mogłabym na siebie włożyć, więc
podeszłam do drugiego z napisem Szafa. Znajdowało się tam jednak tylko mnóstwo skarpet
z różnymi superbohaterami.
– Wywaliłam płatki.
– To wszystko?
– To mało? – zapytałam cierpko i od razu tego pożałowałam. Odwróciłam się, żeby
przeprosić Juliana. Myśli o Adrianie sprawiały, że robiłam się rozemocjonowana, a poza tym
w przyszłym tygodniu miałam dostać okres, co zawsze psuło mi nastrój.
– Prze… Co robisz?
Julian rozpinał koszulę.
– Dam ci coś do włożenia.
Potrząsnęłam głową.
– Nie musisz.
– Właśnie że muszę – upierał się, nie patrząc na mnie. W jego głosie pobrzmiewał jakiś
ciemny ton. Chwilę później rzucił mi koszulę.
Złapałam ją i włożyłam. Starałam się nie myśleć o tym, jaka jest ciepła i jak ładnie
pachnie.
– Dzięki – powiedziałam. – Nie chcesz przypadkiem oddać mi też spodni?
Spojrzałam na swoje nogi. Dżinsy nie pobrudziły się tak bardzo jak koszulka, ale na udzie
miałam plamę z mleka.
– Mogę ci przynieść spodnie Cassie – zaproponował.
– Nie, dzięki, zaraz wyschnie.
Julian kiwnął głową i rozejrzał się po pokoju.
– Od czego mam zacząć?
Dobre pytanie. O tym jeszcze nie zdążyłam pomyśleć. Też się rozejrzałam. Po lewej
stronie wznosiła się moja kartonowa twierdza. W sypialni obok materaca leżały pod ścianą
niezłożone meble i wszędzie stały pootwierane pudła, przez co moje mieszkanie wyglądało jak
tor z przeszkodami. Dodatkowo zostało kilka worków ze śmieciami, do których wepchnęłam
jakieś rzeczy. Większość z nich należała do Adriana. Zabrałam je z obawy, że rodzice mogliby je
wyrzucić.
– Może pranie?
– Miałem pomagać ci przy urządzaniu mieszkania, a nie przy pracach domowych.
– Daj spokój.
Julian skrzyżował ramiona.
– Zapomnij.
– Proszę. – Złożyłam błagalnie ręce.
– Nie.
– Ale ja nie wiem, jak się to robi. Jeśli mi nie pomożesz, jutro będę musiała pójść na
zajęcia w piżamie. A pojutrze nago. Tego chyba byś nie chciał, co?
Przesadziłam trochę. Gdzieś w jakichś kartonach w twierdzy miałam jeszcze ubrania, a za
pomocą internetu mogłabym się dowiedzieć, jak działa pralka. Nie zaszkodzi jednak, jeśli
dowiem się tego wszystkiego od kogoś, kto się na tym zna.
Bruzdy na czole Juliana zrobiły się głębsze.
– Nie wiesz, jak się robi pranie?
– Nie. W domu Rita prała moje rzeczy.
W ostatnich dniach przynajmniej z pięć razy przyszło mi do głowy, żeby brudne ciuchy
zapakować do auta i zawieźć do niej. Zrezygnowałam jednak, bo byłaby to woda na młyn moich
rodziców i znowu zaczęliby dyskusje o mojej wyprowadzce.
Julian spojrzał na mnie pytająco.
– Rita?
– Gosposia rodziców.
– Mogłem się domyślić. – Potarł sobie brodę. Miał już mały zarost, jakby nie znalazł dziś
rano motywacji, by się ogolić. Widziałam, jak powoli kapituluje. – Zgoda. Pokażę ci, jak się robi
pranie.
– Dziękuję! Dziękuję! Dziękuję! – Podbiegłam do Juliana i zarzuciłam mu ręce na szyję.
Przytuliłam go mocno i wcisnęłam twarz w jego ramię. Pachniał tak jak koszula, tylko lepiej. Nie
odwzajemnił jednak uścisku, jedynie stał jak skamieniały.
Spojrzałam w jego twarz i choć widziałam ją z ukosa, dostrzegłam, jak napina szczękę
i mocno zaciska zęby. Najwidoczniej nie był wielkim fanem fizycznego okazywania sympatii.
Odchrząknęłam i odsunęłam się.
– Przepraszam.
Natychmiast się rozluźnił.
– Idziemy?
Kiwnęłam głową i zabraliśmy się do pracy. Najpierw Julian przyniósł ze swojego
mieszkania drugi kosz, żebyśmy mogli zanieść górę brudnych ubrań, Mount Everest wszystkich
&
nbsp; gór brudnych ubrań, do piwnicy. Przyniósł też swoje pranie i kilka monet i razem poszliśmy na
dół.
Jeszcze nigdy nie byłam w piwnicy, nie mówiąc o pralni, i chyba dużo nie straciłam.
Tynk odpadał z szarych, kiedyś białych, ścian. Płytki na podłodze były w wielu miejscach
poodpryskiwane i sądząc po ohydnych kolorach, musiały mieć przynajmniej z pięćdziesiąt albo
sześćdziesiąt lat. W pralni stało rzędem pięć pralek, dwie były włączone. Były tu też trzy krzesła,
stół, na którym leżały jakieś broszury i stare czasopisma, i tablica ogłoszeniowa z informacjami
o domu oraz obowiązującym tu regulaminie.
– Najpierw musisz posortować ubrania – powiedział Julian, kiedy postawiliśmy kosze
przy pralkach. Zdjął pokrywę i wyjął pierwszą koszulkę z brzegu. Wylądowała w pralce
z ciemnym praniem, przy czym dowiedziałam się, że koszulki z nadrukami zawsze trzeba
wywracać na lewą stronę, a właśnie taka była większość moich ubrań.
Właściwie sprawa okazała się całkiem prosta. Trzeba tylko oddzielić ciuchy białe, czarne
i kolorowe. Dlaczego tak długo tego unikałam? No tak, bo nie miałam na to ochoty. Jednak
z Julianem pranie było czymś przyjemnym, choć za dużo nie rozmawialiśmy. Wystarczyło, że
nie byłam sama.
Wrzuciłam do pralki swoje majtki.
– Tego bym nie robił – powiedział Julian i schylił się, żeby je wyjąć. Dyndały mu
w palcach.
– Koronka jest delikatna, lepiej prać ją ręcznie. – Zniżył głos do szeptu. – Staniki też.
Wyrwałam mu bieliznę z dłoni. To, że mnie w niej widział, to jedna sprawa, ale to, że
dotyka moich brudnych majtek, to już zupełnie inna. Wstyd, uczucie, które rzadko mnie
dopadało, sprawił, że zrobiłam się czerwona. Pytanie, które zadałam, zabrzmiało nieco
opryskliwie.
– Dlaczego mi o tym wcześniej nie powiedziałeś?
– Wybacz. – Głos Juliana był pełen sarkazmu. – Zwykle nie piorę damskiej bielizny.
– Zwykle? – Uniosłam brew. – Czyli już jakąś prałeś? – zapytałam w taki sposób, że było
jasne, że odpowiedź już znam i teraz tylko czekam na szczegóły.
– Nie – odparł i odwrócił się do swojego kosza, by uniknąć mojego wzroku. Wydawał się
tak samo spięty jak wtedy, gdy go objęłam. I biło od niego jeszcze coś, czego nie umiałam
nazwać z absolutną pewnością, ale jednej rzeczy byłam pewna…
– Kłamiesz.
Julian znieruchomiał na chwilę, a potem powrócił do swoich czynności. Ciekawe.
Najwidoczniej mam talent nie tylko do strzelania gaf, ale i do trafiania w czułe punkty.
Westchnęłam i pochyliłam się nad bębnem, by wyciągnąć z niego staniki, które
wrzuciłam tam przez pomyłkę.
– Przepraszam, nie musimy o tym rozmawiać.
– Dzięki – mruknął Julian.
Jego dyskrecja mogła mieć tylko jedno uzasadnienie: była dziewczyna. To pasowało do
mojego wyobrażenia o trudnym rozstaniu. I czy Auri nie mówił, że rok temu Julian musiał się
wyprowadzić ze starego mieszkania? To brzmiało tak, jakby nie wynosił się stamtąd z własnej
woli. Rozstanie byłoby dobrym wytłumaczeniem. Mimowolnie zadałam sobie pytanie, co to była
za kobieta, skoro po ponad roku Julian nie mógł o niej zapomnieć. Aż mnie świerzbiło, żeby się
czegoś dowiedzieć, ale ugryzłam się w język.
Nadal sortowaliśmy ubrania i z każdą sekundą Julian robił się coraz pogodniejszy. Jakby
z każdym wrzucanym do pralki ciuchem pozbywał się części złych wspomnień.
Wkrótce skończyliśmy. Potem nakarmiliśmy maszyny monetami, wsypaliśmy proszek
i Julian pokazał mi różne ustawienia.
– To wszystko? – zapytałam z uśmiechem, kiedy pralki zaczęły buczeć. To śmieszne, ale
byłam z siebie bardzo dumna. Po raz pierwszy w życiu sama prałam swoje rzeczy. No tak, przy
pomocy Juliana, ale nie byłam zdana ani na Ritę, ani na rodziców, ani na ich pieniądze. Byłam
samodzielna.
– Tak. A jeśli ci się nie chce albo nie masz czasu, możesz wszystko wrzucić razem i mieć
nadzieję, że będzie dobrze. Najczęściej jest. – Uśmiechnął się. – Ale nie wtedy, kiedy wrzuciłem
do prania zamszową koszulę Auriego, choć to było naprawdę przez przypadek. Co on zostawia
w łazience?
– Wszystko do jednej pralki? – Zmarszczyłam czoło. – To znaczy, że to całe sortowanie
jest niepotrzebne?
Julian wzruszył ramionami.
– Nie niepotrzebne, tylko… nieobowiązkowe.
– To dlaczego mi je pokazałeś?
– Chciałaś wiedzieć, jak się robi pranie. I właśnie tak to powinno wyglądać. To jak
z jazdą samochodem. W szkole nauki jazdy uczysz się, że ręce na kierownicy należy trzymać na
godzinie dziesiątej i drugiej. A na co dzień trzymasz kierownicę jednym palcem, a drugą ręką
pakujesz w siebie jedzenie.
Prychnęłam.
– Dzięki za pouczającą lekcję.
– Proszę.
– Co teraz?
– Powinniśmy poczekać, aż pralki skończą prać. – Wskazał na tabliczkę z napisem.
Proszę nie zostawiać swojego prania bez dozoru. – Ale nikt normalny tego nie robi, więc
pójdziemy skręcić w tym czasie regały i będziemy mieć nadzieję, że nikt nas nie okradnie.
– Mocniej! – stęknął Julian, a ja całym ciałem oparłam się o półkę, którą Julian właśnie
przytwierdzał do regału.
Od dobrych dwóch godzin męczyliśmy się z nim i zrobiliśmy tylko krótką przerwę na
przyniesienie prania z piwnicy. Wolałam nie myśleć o kolejnych czterech regałach do złożenia,
ale potrzebowałam miejsca na zbiór komiksów i powieści graficznych.
Julian włożył śrubę w odpowiedni otwór i zabrał się do pracy. Uruchomił terkoczącą
wkrętarkę, trzymał ją w prawej ręce, a lewą przytrzymywał półkę. Podwinęły się rękawy jego
białej bluzki i odsłoniły kawałek blizny, która już wcześniej rzuciła mi się w oczy. Od dnia, gdy
dostarczyłam mu paczkę, wiedziałam, że jego przedramię do połowy pokrywają blizny po
poparzeniu, ale nic ponadto. Skąd miał te blizny? Były to ślady po pożarze? A może po wypadku
samochodowym? Może gdybym wcześniej go o to zapytała, nie musiałby zadawać sobie tyle
trudu, żeby je ukryć.
– Zrobione. – Julian jęknął z ulgą i wkrętarka ucichła. Odłożył ją na bok i zrobił krok
w tył.
Ja też puściłam półkę i regał się nie zawalił.
– Yes! Dobrze nam poszło. – Wyciągnęłam rękę, żeby przybić z Julianem piątkę.
Uderzył dłonią w moją dłoń i uśmiechnął się do mnie. Miał zaczerwienione policzki
i spocone czoło. Kropla potu spłynęła mu po nosie i zatrzymała się na jego końcu. Z jakiegoś
powodu był to seksowny widok, zwłaszcza że dopełniały go roziskrzone oczy Juliana.
Chyba patrzyłam na niego jeden moment za długo.
Wymamrotał „Sorry”, a potem odwrócił się do mnie plecami i wytarł twarz w bluzkę.
Wzięłam z blatu butelkę wody i podałam mu.
– Dzięki – powiedział trochę jeszcze zdyszanym głosem. – Co teraz składamy?
Dla siebie też wzięłam wodę.
– Jeszcze jeden regał?
Skrzywił się.
– To konieczne?
– Kiedyś na pewno, ale możemy
zmontować łóżko.
– I od razu je wypróbować?
– To jakaś propozycja? – zapytałam i spojrzałam mu prosto w oczy.
Wytrzymał to spojrzenie.
– Może.
– Montaż łóżka trochę potrwa, a ja tak długo nie wytrzymam.
Julian zniżył głos.
– A może zrobimy to po prostu na podłodze?
Kiwnęłam głową i chwilę później z jękiem osunęliśmy się na parkiet, z twarzami
skierowanymi w stronę sufitu. Rozrzuciłam nogi i kiedy moje ciało się odprężało, stęknęłam.
Mięśnie miałam napięte od wygiętej pozycji, w jakiej podtrzymywałam półki i stelaż.
– Cholera – szepnął Julian. – Całkiem zapomniałem, jak męczące jest składanie mebli.
Mruknęłam potwierdzająco. – Przecież twoi rodzice mają pieniądze. Dlaczego nie zleciłaś