Book Read Free

Someone new

Page 14

by Laura Kneidl


  mądry, by takich miejsc unikać. Chodziłam tam głównie dlatego, że byłam zdesperowana,

  kierowała mną złudna nadzieja i pragnienie, by znaleźć się bliżej brata.

  Co powiedziałby Adrian, gdybym zapłaciła obcej osobie, żeby go wyśledziła

  i szpiegowała? Pewnie by się wściekł, ale ja też byłam wściekła. To, co zrobili mu rodzice, było

  nie fair, ale on również nie zachowywał się wobec mnie w porządku. Nie dał mi nawet szansy,

  bym stanęła po jego stronie, tylko od razu włożył mnie do tej samej szuflady co mamę i tatę.

  Przecież powinien wiedzieć. W końcu byliśmy nie tylko rodzeństwem, ale i najlepszymi

  przyjaciółmi. Znał nawet moje rysunki Yoai, które zrobiłam jako nastolatka, i które podarła

  kiedyś Rita po odkryciu ich pod łóżkiem. Jak więc mógł pomyśleć, że go nie zaakceptuję?

  Dlaczego było mu obojętne to, co czuję? Przecież moje wiadomości musiały mu uświadomić, jak

  bardzo za nim tęsknię i jak się o niego martwię. Zamiast uwolnić mnie od niepewności, milczał.

  Gdybym to ja była na jego miejscu, nigdy bym mu tego nie zrobiła.

  Ze wzburzeniem podskoczyłam na materacu, ale zapomniałam, że trzymam na kolanach

  miskę z płatkami. Przewróciła się i cała zawartość wylała się na mnie.

  – Cholera! – zawołałam, rzuciłam telefon na poduszkę i spojrzałam na siebie.

  Byłam obklejona rozmoczonymi płatkami śniadaniowymi. Wspaniale. Po prostu

  wspaniale. Ostrożnie zdjęłam koszulkę przez głowę, by nie nabałaganić jeszcze bardziej

  i usłyszałam, jak Julian puka do drzwi.

  Świetne wyczucie czasu.

  Rzuciłam koszulkę do przepełnionego kosza na bieliznę. Spadła z góry ubrań

  i wylądowała na podłodze. Zostawiłam ją tam i podeszłam do drzwi.

  – Hej – przywitałam go, starając się przybrać przyjazny ton. To nie wina Juliana, że

  Adrian zniknął, a ja przewróciłam miskę z płatkami.

  Spojrzał na mnie spod uniesionych brwi, ale nie wszedł do środka. Zatrzymał wzrok na

  moim tułowiu, a na jego twarzy pojawił się wyraz zainteresowania.

  – Posłuchałaś mnie – stwierdził. Jego głos brzmiał o oktawę niżej niż zwykle.

  – Co?

  – Czarna. – Wskazał na moje piersi. – Dużo lepsza niż czerwona.

  Spojrzałam na siebie. Rzeczywiście miałam na sobie czarny stanik, ale raczej nie był zbyt

  kuszący. Miał już kilka lat i był z bawełny. Białe ślady przy pachach wskazywały na to, że

  czasami przesadzałam z dezodorantem. Czy ten dzień mógłby być jeszcze gorszy?

  – Wejdź – powiedziałam, ignorując komentarz Juliana, i poszłam poszukać czystego

  ciucha. O ile w ogóle jakieś mi jeszcze zostały. W przeciwnym razie będę musiała włożyć coś

  z ubrań przeznaczonych na wieczory z rodzicami.

  – Wszystko w porządku? – zapytał Julian. W jego głosie słychać było troskę.

  – Niespecjalnie. – Zerknęłam na niego przez ramię, nachylając się nad jednym z pudeł.

  Podszedł do wyspy kuchennej i postawił na blacie metalową skrzynkę. W spranych

  dżinsach i koszuli w kratkę wyglądał na idealnego rzemieślnika. Podwinął rękawy koszuli, ale

  pod nią miał jeszcze białą bluzkę z długimi rękawami.

  – Co się stało?

  W pudełku, które otworzyłam, nie było nic, co mogłabym na siebie włożyć, więc

  podeszłam do drugiego z napisem Szafa. Znajdowało się tam jednak tylko mnóstwo skarpet

  z różnymi superbohaterami.

  – Wywaliłam płatki.

  – To wszystko?

  – To mało? – zapytałam cierpko i od razu tego pożałowałam. Odwróciłam się, żeby

  przeprosić Juliana. Myśli o Adrianie sprawiały, że robiłam się rozemocjonowana, a poza tym

  w przyszłym tygodniu miałam dostać okres, co zawsze psuło mi nastrój.

  – Prze… Co robisz?

  Julian rozpinał koszulę.

  – Dam ci coś do włożenia.

  Potrząsnęłam głową.

  – Nie musisz.

  – Właśnie że muszę – upierał się, nie patrząc na mnie. W jego głosie pobrzmiewał jakiś

  ciemny ton. Chwilę później rzucił mi koszulę.

  Złapałam ją i włożyłam. Starałam się nie myśleć o tym, jaka jest ciepła i jak ładnie

  pachnie.

  – Dzięki – powiedziałam. – Nie chcesz przypadkiem oddać mi też spodni?

  Spojrzałam na swoje nogi. Dżinsy nie pobrudziły się tak bardzo jak koszulka, ale na udzie

  miałam plamę z mleka.

  – Mogę ci przynieść spodnie Cassie – zaproponował.

  – Nie, dzięki, zaraz wyschnie.

  Julian kiwnął głową i rozejrzał się po pokoju.

  – Od czego mam zacząć?

  Dobre pytanie. O tym jeszcze nie zdążyłam pomyśleć. Też się rozejrzałam. Po lewej

  stronie wznosiła się moja kartonowa twierdza. W sypialni obok materaca leżały pod ścianą

  niezłożone meble i wszędzie stały pootwierane pudła, przez co moje mieszkanie wyglądało jak

  tor z przeszkodami. Dodatkowo zostało kilka worków ze śmieciami, do których wepchnęłam

  jakieś rzeczy. Większość z nich należała do Adriana. Zabrałam je z obawy, że rodzice mogliby je

  wyrzucić.

  – Może pranie?

  – Miałem pomagać ci przy urządzaniu mieszkania, a nie przy pracach domowych.

  – Daj spokój.

  Julian skrzyżował ramiona.

  – Zapomnij.

  – Proszę. – Złożyłam błagalnie ręce.

  – Nie.

  – Ale ja nie wiem, jak się to robi. Jeśli mi nie pomożesz, jutro będę musiała pójść na

  zajęcia w piżamie. A pojutrze nago. Tego chyba byś nie chciał, co?

  Przesadziłam trochę. Gdzieś w jakichś kartonach w twierdzy miałam jeszcze ubrania, a za

  pomocą internetu mogłabym się dowiedzieć, jak działa pralka. Nie zaszkodzi jednak, jeśli

  dowiem się tego wszystkiego od kogoś, kto się na tym zna.

  Bruzdy na czole Juliana zrobiły się głębsze.

  – Nie wiesz, jak się robi pranie?

  – Nie. W domu Rita prała moje rzeczy.

  W ostatnich dniach przynajmniej z pięć razy przyszło mi do głowy, żeby brudne ciuchy

  zapakować do auta i zawieźć do niej. Zrezygnowałam jednak, bo byłaby to woda na młyn moich

  rodziców i znowu zaczęliby dyskusje o mojej wyprowadzce.

  Julian spojrzał na mnie pytająco.

  – Rita?

  – Gosposia rodziców.

  – Mogłem się domyślić. – Potarł sobie brodę. Miał już mały zarost, jakby nie znalazł dziś

  rano motywacji, by się ogolić. Widziałam, jak powoli kapituluje. – Zgoda. Pokażę ci, jak się robi

  pranie.

  – Dziękuję! Dziękuję! Dziękuję! – Podbiegłam do Juliana i zarzuciłam mu ręce na szyję.

  Przytuliłam go mocno i wcisnęłam twarz w jego ramię. Pachniał tak jak koszula, tylko lepiej. Nie

  odwzajemnił jednak uścisku, jedynie stał jak skamieniały.

  Spojrzałam w jego twarz i choć widziałam ją z ukosa, dostrzegłam, jak napina szczękę

  i mocno zaciska zęby. Najwidoczniej nie był wielkim fanem fizycznego okazywania sympatii.

  Odchrząknęłam i odsunęłam się.

  – Przepraszam.

  Natychmiast się rozluźnił.

  – Idziemy?

  Kiwnęłam głową i zabraliśmy się do pracy. Najpierw Julian przyniósł ze swojego

  mieszkania drugi kosz, żebyśmy mogli zanieść górę brudnych ubrań, Mount Everest wszystkich

&
nbsp; gór brudnych ubrań, do piwnicy. Przyniósł też swoje pranie i kilka monet i razem poszliśmy na

  dół.

  Jeszcze nigdy nie byłam w piwnicy, nie mówiąc o pralni, i chyba dużo nie straciłam.

  Tynk odpadał z szarych, kiedyś białych, ścian. Płytki na podłodze były w wielu miejscach

  poodpryskiwane i sądząc po ohydnych kolorach, musiały mieć przynajmniej z pięćdziesiąt albo

  sześćdziesiąt lat. W pralni stało rzędem pięć pralek, dwie były włączone. Były tu też trzy krzesła,

  stół, na którym leżały jakieś broszury i stare czasopisma, i tablica ogłoszeniowa z informacjami

  o domu oraz obowiązującym tu regulaminie.

  – Najpierw musisz posortować ubrania – powiedział Julian, kiedy postawiliśmy kosze

  przy pralkach. Zdjął pokrywę i wyjął pierwszą koszulkę z brzegu. Wylądowała w pralce

  z ciemnym praniem, przy czym dowiedziałam się, że koszulki z nadrukami zawsze trzeba

  wywracać na lewą stronę, a właśnie taka była większość moich ubrań.

  Właściwie sprawa okazała się całkiem prosta. Trzeba tylko oddzielić ciuchy białe, czarne

  i kolorowe. Dlaczego tak długo tego unikałam? No tak, bo nie miałam na to ochoty. Jednak

  z Julianem pranie było czymś przyjemnym, choć za dużo nie rozmawialiśmy. Wystarczyło, że

  nie byłam sama.

  Wrzuciłam do pralki swoje majtki.

  – Tego bym nie robił – powiedział Julian i schylił się, żeby je wyjąć. Dyndały mu

  w palcach.

  – Koronka jest delikatna, lepiej prać ją ręcznie. – Zniżył głos do szeptu. – Staniki też.

  Wyrwałam mu bieliznę z dłoni. To, że mnie w niej widział, to jedna sprawa, ale to, że

  dotyka moich brudnych majtek, to już zupełnie inna. Wstyd, uczucie, które rzadko mnie

  dopadało, sprawił, że zrobiłam się czerwona. Pytanie, które zadałam, zabrzmiało nieco

  opryskliwie.

  – Dlaczego mi o tym wcześniej nie powiedziałeś?

  – Wybacz. – Głos Juliana był pełen sarkazmu. – Zwykle nie piorę damskiej bielizny.

  – Zwykle? – Uniosłam brew. – Czyli już jakąś prałeś? – zapytałam w taki sposób, że było

  jasne, że odpowiedź już znam i teraz tylko czekam na szczegóły.

  – Nie – odparł i odwrócił się do swojego kosza, by uniknąć mojego wzroku. Wydawał się

  tak samo spięty jak wtedy, gdy go objęłam. I biło od niego jeszcze coś, czego nie umiałam

  nazwać z absolutną pewnością, ale jednej rzeczy byłam pewna…

  – Kłamiesz.

  Julian znieruchomiał na chwilę, a potem powrócił do swoich czynności. Ciekawe.

  Najwidoczniej mam talent nie tylko do strzelania gaf, ale i do trafiania w czułe punkty.

  Westchnęłam i pochyliłam się nad bębnem, by wyciągnąć z niego staniki, które

  wrzuciłam tam przez pomyłkę.

  – Przepraszam, nie musimy o tym rozmawiać.

  – Dzięki – mruknął Julian.

  Jego dyskrecja mogła mieć tylko jedno uzasadnienie: była dziewczyna. To pasowało do

  mojego wyobrażenia o trudnym rozstaniu. I czy Auri nie mówił, że rok temu Julian musiał się

  wyprowadzić ze starego mieszkania? To brzmiało tak, jakby nie wynosił się stamtąd z własnej

  woli. Rozstanie byłoby dobrym wytłumaczeniem. Mimowolnie zadałam sobie pytanie, co to była

  za kobieta, skoro po ponad roku Julian nie mógł o niej zapomnieć. Aż mnie świerzbiło, żeby się

  czegoś dowiedzieć, ale ugryzłam się w język.

  Nadal sortowaliśmy ubrania i z każdą sekundą Julian robił się coraz pogodniejszy. Jakby

  z każdym wrzucanym do pralki ciuchem pozbywał się części złych wspomnień.

  Wkrótce skończyliśmy. Potem nakarmiliśmy maszyny monetami, wsypaliśmy proszek

  i Julian pokazał mi różne ustawienia.

  – To wszystko? – zapytałam z uśmiechem, kiedy pralki zaczęły buczeć. To śmieszne, ale

  byłam z siebie bardzo dumna. Po raz pierwszy w życiu sama prałam swoje rzeczy. No tak, przy

  pomocy Juliana, ale nie byłam zdana ani na Ritę, ani na rodziców, ani na ich pieniądze. Byłam

  samodzielna.

  – Tak. A jeśli ci się nie chce albo nie masz czasu, możesz wszystko wrzucić razem i mieć

  nadzieję, że będzie dobrze. Najczęściej jest. – Uśmiechnął się. – Ale nie wtedy, kiedy wrzuciłem

  do prania zamszową koszulę Auriego, choć to było naprawdę przez przypadek. Co on zostawia

  w łazience?

  – Wszystko do jednej pralki? – Zmarszczyłam czoło. – To znaczy, że to całe sortowanie

  jest niepotrzebne?

  Julian wzruszył ramionami.

  – Nie niepotrzebne, tylko… nieobowiązkowe.

  – To dlaczego mi je pokazałeś?

  – Chciałaś wiedzieć, jak się robi pranie. I właśnie tak to powinno wyglądać. To jak

  z jazdą samochodem. W szkole nauki jazdy uczysz się, że ręce na kierownicy należy trzymać na

  godzinie dziesiątej i drugiej. A na co dzień trzymasz kierownicę jednym palcem, a drugą ręką

  pakujesz w siebie jedzenie.

  Prychnęłam.

  – Dzięki za pouczającą lekcję.

  – Proszę.

  – Co teraz?

  – Powinniśmy poczekać, aż pralki skończą prać. – Wskazał na tabliczkę z napisem.

  Proszę nie zostawiać swojego prania bez dozoru. – Ale nikt normalny tego nie robi, więc

  pójdziemy skręcić w tym czasie regały i będziemy mieć nadzieję, że nikt nas nie okradnie.

  – Mocniej! – stęknął Julian, a ja całym ciałem oparłam się o półkę, którą Julian właśnie

  przytwierdzał do regału.

  Od dobrych dwóch godzin męczyliśmy się z nim i zrobiliśmy tylko krótką przerwę na

  przyniesienie prania z piwnicy. Wolałam nie myśleć o kolejnych czterech regałach do złożenia,

  ale potrzebowałam miejsca na zbiór komiksów i powieści graficznych.

  Julian włożył śrubę w odpowiedni otwór i zabrał się do pracy. Uruchomił terkoczącą

  wkrętarkę, trzymał ją w prawej ręce, a lewą przytrzymywał półkę. Podwinęły się rękawy jego

  białej bluzki i odsłoniły kawałek blizny, która już wcześniej rzuciła mi się w oczy. Od dnia, gdy

  dostarczyłam mu paczkę, wiedziałam, że jego przedramię do połowy pokrywają blizny po

  poparzeniu, ale nic ponadto. Skąd miał te blizny? Były to ślady po pożarze? A może po wypadku

  samochodowym? Może gdybym wcześniej go o to zapytała, nie musiałby zadawać sobie tyle

  trudu, żeby je ukryć.

  – Zrobione. – Julian jęknął z ulgą i wkrętarka ucichła. Odłożył ją na bok i zrobił krok

  w tył.

  Ja też puściłam półkę i regał się nie zawalił.

  – Yes! Dobrze nam poszło. – Wyciągnęłam rękę, żeby przybić z Julianem piątkę.

  Uderzył dłonią w moją dłoń i uśmiechnął się do mnie. Miał zaczerwienione policzki

  i spocone czoło. Kropla potu spłynęła mu po nosie i zatrzymała się na jego końcu. Z jakiegoś

  powodu był to seksowny widok, zwłaszcza że dopełniały go roziskrzone oczy Juliana.

  Chyba patrzyłam na niego jeden moment za długo.

  Wymamrotał „Sorry”, a potem odwrócił się do mnie plecami i wytarł twarz w bluzkę.

  Wzięłam z blatu butelkę wody i podałam mu.

  – Dzięki – powiedział trochę jeszcze zdyszanym głosem. – Co teraz składamy?

  Dla siebie też wzięłam wodę.

  – Jeszcze jeden regał?

  Skrzywił się.

  – To konieczne?

  – Kiedyś na pewno, ale możemy
zmontować łóżko.

  – I od razu je wypróbować?

  – To jakaś propozycja? – zapytałam i spojrzałam mu prosto w oczy.

  Wytrzymał to spojrzenie.

  – Może.

  – Montaż łóżka trochę potrwa, a ja tak długo nie wytrzymam.

  Julian zniżył głos.

  – A może zrobimy to po prostu na podłodze?

  Kiwnęłam głową i chwilę później z jękiem osunęliśmy się na parkiet, z twarzami

  skierowanymi w stronę sufitu. Rozrzuciłam nogi i kiedy moje ciało się odprężało, stęknęłam.

  Mięśnie miałam napięte od wygiętej pozycji, w jakiej podtrzymywałam półki i stelaż.

  – Cholera – szepnął Julian. – Całkiem zapomniałem, jak męczące jest składanie mebli.

  Mruknęłam potwierdzająco. – Przecież twoi rodzice mają pieniądze. Dlaczego nie zleciłaś

 

‹ Prev