Someone new

Home > Other > Someone new > Page 25
Someone new Page 25

by Laura Kneidl


  ale na pewno nie chciałby mieć na stałe tajnej studentki.

  Julian uśmiechnął się znacząco.

  – A jeśli by chciał?

  – Co masz na myśli?

  – Zatrzymał mnie dzisiaj między zajęciami na korytarzu i pytał o ciebie. Bardzo mu się

  podobał twój rysunek. Uważa, że masz talent, który trzeba rozwijać i że jak chcesz, możesz

  przychodzić ze mną na zajęcia. Wprawdzie jest już za późno, żeby oficjalnie zapisać się na ten

  kurs, ale miałabyś już jakieś podstawy na przyszły semestr.

  W milczeniu wpatrywałam się w Juliana i próbowałam zrozumieć, co właśnie powiedział.

  Hopkins o mnie pytał? Chce, żebym przechodziła na jego zajęcia? Studiowanie sztuki zawsze

  było moim marzeniem. Marzeniem, które porzuciłam. Dla Adriana i przyszłości naszej rodziny.

  Jednak od kłótni z rodzicami moje przekonania i plany zaczęły się chwiać. Zawsze chciałam

  ratować tę rodzinę, ale teraz już nie byłam pewna, czy naprawdę jest tego warta.

  – Pomyśl o tym – powiedział Julian i dalej przymocowywał zabezpieczenia. – Następne

  zajęcia są we wtorek. Możemy iść razem.

  To było zbyt piękne, żeby mogło być prawdziwe.

  – I Hopkins mówił poważnie?

  – Steven nigdy nie żartuje w sprawach sztuki.

  Kiwnęłam głową i nie mogłam powstrzymać uśmiechu. Jeszcze nie byłam pewna, czy

  powinnam chodzić na ten kurs; opuszczałabym wtedy swoje zajęcia, które odbywają się w tym

  samym czasie. Być może i tak już kruchy mur samokontroli runąłby ostatecznie. Jednak już sama

  myśl, że byłoby to możliwe, nastrajała mnie radośnie.

  – To wszystko! Moje mieszkanie jest teraz prawdopodobnie najbezpieczniejszym

  miejscem w całym Mayfield – powiedziałam i podałam Julianowi ostatni ochraniacz, który miał

  zostać przyklejony do kantu stołu w salonie.

  Zamontowanie wszystkich zabezpieczeń zajęło nam więcej czasu, niż się

  spodziewaliśmy, ale mój plan zajęcia Juliana czymś innym udał się. Przez ostatnią godzinę ani

  razu nie był smutny czy zatroskany. Ciągle o czymś rozmawialiśmy. Przez chwilę rozmowa

  kręciła się jeszcze wokół Hopkinsa, jego zajęć i sztuki, potem zaczęliśmy dyskutować o moich

  ulubionych komiksach i powieściach graficznych i o tym, jak się napracowałam, żeby je

  porządnie poukładać w regałach. W końcu Julian opowiedział mi o Fallingwater, swoim

  ulubionym budynku numer dwa po Habitat 67, a ja próbowałam zapamiętać możliwie dużo

  informacji, żeby później przesłać je Adrianowi.

  – Jest prawie najbezpieczniejszym miejscem – powiedział Julian i wstał z podłogi. –

  Zostało coś jeszcze.

  – Ach tak? – Rozejrzałam się w poszukiwaniu czegoś, o czym być może zapomniałam,

  ale torba z marketu budowlanego była pusta. – Co takiego?

  Julian oparł dłonie o biodra i kiwnął głową w kierunku twierdzy na środku salonu.

  – Powinniśmy uprzątnąć te pudełka.

  Potrząsnęłam głową.

  – Nie ma mowy. Link pokocha ten zamek.

  – A jeśli wpadnie na to i pudełka runą mu na głowę?

  – Może tak się stać?

  – Nie wiem. Ty mi powiedz.

  Spojrzałam na twierdzę. Rzeczywiście nie była już tak stabilna. Sporo kartonów, które

  jeszcze parę tygodni temu były całe, teraz miały wgniecenia w niektórych miejscach. Jedno

  pudełko wyciągnęłam nawet jak klocek Jenga, bo myślałam, że jest w nim stara teczka na

  rysunki. Wprawdzie odłożyłam je na miejsce, ale najwyraźniej cała ta akcja źle wpłynęła na

  stabilność konstrukcji.

  Westchnęłam. Julian miał rację. Przynajmniej niektóre z tych kartonów były naprawdę

  ciężkie.

  – Zgoda, ale robię to tylko dla dobra Linka.

  – Na pewno doceni twoje poświęcenie. – Położył dłoń na moim ramieniu i pocieszająco

  poklepał mnie po plecach.

  Dotyk jego palców spowodował nerwowe trzepotanie w moim żołądku, a w całym ciele

  poczułam łaskoczące ciepło. Wyobraziłam sobie, jak by to było, gdyby jego ręka zsunęła się aż

  do moich bioder, a jego palce znalazły się pod moją bluzką.

  Powoli przesuwałby dłoń po kręgosłupie aż do zapięcia mojego stanika… Już sama ta

  myśl spowodowała, że zaczęła mnie swędzieć skóra, a serce uderzało szybciej.

  Popatrzyłam na Juliana. Kiedy nasze spojrzenia się spotkały, drżenie w środku jeszcze się

  wzmogło. Co by zrobił, gdybym teraz się nachyliła i pocałowała go? Dotychczas nigdy się nie

  wahałam zrobić pierwszego kroku przy mężczyźnie, ale też nigdy nie miałam nic do stracenia.

  Z Julianem było inaczej. Wahałam się, bo nie chciałam lekkomyślnie narażać naszej przyjaźni.

  Wprawdzie przyznał już jakiś czas temu, że mnie lubi, ale lubił mnie czy może było to coś

  więcej? I czy był gotowy zgodzić się, by jego życie z mojego powodu stało się bardziej

  skomplikowane? Życie jest prostsze, gdy jestem sam. W każdej spędzonej wspólnie godzinie

  zabierałam mu tę jego samotność, którą uważał za coś dobrego. Czy nadal tak myślał?

  – Co jest? – Z rozmyślań wyrwał mnie głos Juliana. Szukał mojego wzroku i teraz nie

  spuszczał mnie z oczu.

  Zastanawiałam się, czy potrafi wyczytać z mojej twarzy, co się właśnie ze mną dzieje.

  Jakaś część mnie chciała tego, w ten sposób pozbyłabym się części wątpliwości, których miałam

  pełno w głowie.

  – Czy to przez tę twierdzę?

  – Ja… – Słowa po prostu nie chciały mi przejść przez usta. Jednocześnie zaschło mi

  w gardle. Miałam poczucie, że mogę powiedzieć mu wszystko, tylko nie to, czego teraz chciałam

  i co czułam. Wybrałam więc tchórzliwe rozwiązanie. Odeszłam krok na bok. Jego dłoń

  ześlizgnęła się z moich pleców i uśmiechnęłam się do niego fałszywym uśmiechem, przy czym

  z całą siłą uderzyło mnie poczucie, że straciłam właśnie coś ważnego. – Najpierw zdejmę

  światełka – wychrypiałam i szybko wpełzłam do twierdzy, zanim Julian zdążył mnie przejrzeć.

  Zaczęłam w pośpiechu majstrować przy świetlnych łańcuchach, żeby nie musieć myśleć

  o tym, co się właśnie stało. Ale przez dłuższą chwilę nie mogłam przestać. Przypomniało mi się

  powiedzenie: lepiej żałować tego, co się zrobiło, niż tego, czego się nie zrobiło. Zastanawiałam

  się, czy będę żałowała swojej decyzji. Czy będę żałowała, że zaprzepaściłam szansę na

  pocałowanie Juliana? Nie byłam nawet pewna, czy by się na to zgodził. Nigdy nie dał mi do

  zrozumienia, że chce ode mnie czegoś więcej poza przyjaźnią. A ściśle rzecz biorąc, to nawet

  tego nie chciał. W mniejszym czy większym stopniu narzuciłam mu ją. Jak zareagowałby,

  gdybym domagała się od niego czegoś więcej? Znowu by się wycofał? Zniszczyłabym wszystko,

  co zbudowaliśmy w ostatnich tygodniach?

  Jęknęłam z frustracją i z taką siłą oderwałam taśmę, którą przykleiłam światełka, że

  uderzyłam dłonią w leżące naprzeciwko kartony. Podskoczyłam ze strachu i uderzyłam się

  w łokieć, a twierdza zaczęła się niebezpiecznie chwiać.

  – Fuck!

  – Wszystko w porządku? – zapytał Julian i zajrzał przez wejście.

  Uśmiechnęłam się z zakłopotaniem.

  – W najlepszym.

  �
� Na pewno?

  – Tak. Muszę tylko bardziej uważać.

  – Okej, daj mi znać, jak będziesz potrzebowała pomocy.

  Kiwnęłam głową i zdjęłam resztę światełek. Byłam zbyt zajęta własnymi emocjami, by

  opłakiwać twierdzę. W końcu przecisnęłam przez otwór światełka, koce i poduszki. Julian

  odłożył je na bok i zaczęliśmy rozbierać budowlę, aż wszystkie pudła stanęły pojedynczo na

  podłodze.

  – Nie musisz mi pomagać przy wypakowywaniu, sama to zrobię – powiedziałam, nie

  patrząc na Juliana. Starałam się, by zabrzmiało to możliwie obojętnie, choć Julian nie był mi

  obojętny. Wyobrażenie naszego pocałunku na dobre zagościło w mojej głowie i ciągle się tam

  odtwarzało. Jego ręce na moim ciele. Jego wargi na moich ustach… Muszę przestać o tym

  myśleć.

  Julian parsknął z rozbawieniem.

  – Gdyby to była prawda, już dawno nie byłoby tych kartonów. A poza tym razem szybciej

  nam idzie.

  Zanim zdążyłam zaprotestować, złapał jakieś pudło i sam zabrał się do pracy. A ponieważ

  składał w tym mieszkaniu wszystkie regały i szafy, dokładnie wiedział, co gdzie chcę mieć.

  Przez moment pozwoliłam sobie patrzeć na niego i podziwiać, jak pracują mu mięśnie

  pod koszulą, a potem sama złapałam kolejny karton, na którym napisałam czarnym markerem

  „Ubrania”. Zaniosłam go do sypialni i zaczęłam układać ciuchy w szafie. W większości były to

  sukienki i bluzki, kupione przez mamę. Nie wylądowały w second handzie tylko dlatego, że

  oczekiwała, że czasem włożę je na jakąś szczególną okazję.

  „Mam nadzieję, że ta sukienka ci się podoba. Świetnie by się nadawała na przyszłoroczny

  festyn letni”.

  „Czyż ta bluzka nie jest słodka? Mogłabyś ją włożyć na chrzest małego Washingtona”.

  „Ten blezer będzie jak znalazł na kolejną rodzinną uroczystość. Nie sądzisz?”.

  Nie. Nigdy jednak jej się nie sprzeciwiłam, bo te ciuchy nie były warte kłótni. Powoli

  jednak zaczęłam zadawać sobie pytanie, czy nie było tak, że zawsze za szybko ustępowałam

  rodzicom. Nie tylko w sprawie ubrań, ale i wielu innych. Może nie wyrzuciliby Adriana, gdyby

  się bali mojej reakcji.

  – Micah? – usłyszałam tuż za plecami głos Juliana.

  Odwróciłam się ze strachem, z ręką przyciśniętą do piersi. Serce biło mi jak szalone.

  – Nie skradaj się tak! – Roześmiał się.

  – Sorry. Znalazłem to w jednym z kartonów. – Podał mi jakiś bilet.

  Wzięłam go i spojrzałam na wydrukowane logo.

  – Cruel Aero. To ulubiony zespół Adriana – wyjaśniłam ze słabym uśmiechem.

  Kupiliśmy te bilety na kilka dni przed jego zniknięciem. Siedzieliśmy razem przed komputerem

  i rozmawialiśmy o tym, czy żeby spotkać zespół, powinniśmy kupić zwykłe bilety czy dla vipów.

  Koncert miał się odbyć w ten piątek. – Całkiem zapomniałam, że je mam.

  – Pójdziesz?

  – Nie wiem. – Niespecjalnie przepadałam za muzyką Cruel Aero. Nie była zła, ale po

  prostu mi nie odpowiadała. Poszłabym na ten koncert tylko ze względu na Adriana.

  – Jeśli chcesz sprzedać bilety, to mój przyjaciel…

  – Nie – przerwałam mu i przycisnęłam bilety do piersi, jakby były moim najcenniejszym

  majątkiem. Pójdę na ten koncert! Może Adrian przypomni sobie o naszych biletach i też tam

  będzie. A może nie. Nie chciałam jednak przekreślać tej szansy.

  Julian spojrzał na mnie z troską, jakby się bał, że w każdej chwili mogę się rozpłakać jak

  wtedy na dachu w Oazie. Po paru sekundach uśmiechnął się z otuchą.

  – Jeśli lubi ten zespół tak jak mówisz, to na pewno nie przepuści okazji, żeby zobaczyć

  ich na żywo.

  – Mam nadzieję. Wielką.

  Spojrzałam na bilety w mojej dłoni i minąwszy Juliana, podeszłam do stolika nocnego.

  Ostrożnie włożyłam je do szuflady, żeby się gdzieś nie zapodziały. Potem odwróciłam się do

  Juliana, który rozglądał się po pokoju.

  Zmieniło się tutaj trochę, odkąd razem oglądaliśmy film dokumentalny o architekturze.

  Przyniosłam kilka plakatów z Capes and Books i zawiesiłam na ścianie białą magnetyczną

  tablicę. Przytwierdziłam do niej szkice do Albtraumlady. Plątanina strzałek i zapisków miała mi

  pomóc w rozwinięciu historii, choć nadal brakowało mi najważniejszego: samej Albtraumlady.

  Po prostu nie umiałam przelać jej obrazu z głowy na papier.

  – Jakiej właściwie słuchasz muzyki? – zapytałam Juliana, żeby oderwać go od tablicy.

  Wprawdzie jeśli chodzi o moje rysunki i umiejętności, byłam dość pewna siebie, ale nie lubiłam,

  gdy ludzie oglądali jeszcze nieukończone prace.

  Wzruszył ramionami.

  – Każdej.

  Nie znosiłam tej odpowiedzi.

  – Nikt nie słucha wszystkiego. Jaki jest twój ulubiony zespół?

  W zamyśleniu przechylił głowę.

  – Lubię Linkin Park.

  – W ogóle mnie to nie zaskoczyło.

  – Bo Linkin Park lubi każdy w moim wieku?

  – Nie, bo wyobrażam sobie, jak przesiadywałeś w pokoju jako trzynastolatek i czułeś się

  niezrozumiany przez cały świat. Może nawet używałeś eyelinera i malowałeś sobie paznokcie na

  czarno.

  Julian prychnął.

  – Nigdy nie malowałem sobie paznokci na czarno.

  – Ale eyelinera używałeś?

  Zacisnął usta.

  Roześmiałam się.

  – Wiedziałam.

  – A jak jest z tobą? Czego najchętniej słuchasz?

  – Teraz? Seleny Gomez.

  Julian zmarszczył czoło.

  – Tej z Disneya?

  – To było dawno temu.

  – Daj posłuchać.

  Wyciągnęłam telefon i odpaliłam moją ulubioną piosenkę Seleny: Bad Liar. Jak zawsze

  kiedy się pokazuje komuś coś, co się lubi, tak i teraz poczułam, że ta piosenka i te słowa

  szczególnie do mnie trafiają. Tekst świetnie odzwierciedlał moje myśli i opisywał sytuację,

  w której znalazłam się z Julianem.

  – Niezłe – powiedział, kiedy wybrzmiała ostatnia nuta.

  – A jaka jest twoja ulubiona piosenka Linkin Park?

  – Waiting for the End.

  Poszukałam tej piosenki i włączyłam ją. Wydawała mi się znajoma, ale raczej gdybym

  usłyszała ją w radiu, nie wiedziałabym, że jest utworem Linkin Park. Była mniej rockowa niż

  można się było spodziewać, ale tekst mówił o demonach przeszłości, z którymi, zdaje się,

  walczył Julian. Dodałam utwór do mojej playlisty i wrzuciłam Linkin Park do odtwarzania

  losowego.

  Z muzyką w tle zaczęliśmy wypakowywać pozostałe pudła, a ich zawartość po prostu

  wkładaliśmy do przypadkowych szuflad, żeby uprzątnąć kartony przed przybyciem Linka.

  Później będzie jeszcze wystarczająco dużo czasu, żeby to wszystko ułożyć. Poza tym, kiedy

  złożyliśmy ostatni karton, była już północ. Zanieśliśmy wszystkie śmieci do pokoju, którego na

  razie nie używałam, i zamknęliśmy drzwi.

  – Teraz to jest najbezpieczniejsze miejsce w całym Mayfield – powiedziałam

  wykończona.

  – Przynajmniej dopóki się nim nie zajmiesz.

  – Ej! – Z oburzeniem walnęłam Juliana pięścią w ramię.

  Zatoczył się ze śmiechem.

  �
� Mówię tylko prawdę.

  Zgromiłam go spojrzeniem, ale nie mogłam się powstrzymać od uśmiechu. W tym

  momencie uświadomiłam sobie, jak głęboko tkwię w bagnie. Pomyliłam się. Miałam nadzieję,

  wierzyłam, że przyjaźń z Julianem jest możliwa, ale to nie była prawda. Moje uczucia były zbyt

  głębokie. Za wcześnie, by mówić o miłości, ale jeszcze nigdy nie odczuwałam wobec żadnego

  człowieka tego, co teraz wobec Juliana. Przy nikim innym nie czułam takiej lekkości. Nie

  zapominałam przy nim o moich troskach i problemach, ale wydawały mi się znośniejsze,

  mniejsze, prostsze.

  – Powinienem już pójść. Jest późno – powiedział Julian.

  Odprowadziłam go do drzwi i gorączkowo próbowałam wymyślić coś, co skłoniłoby go

  do zostania, ale w moim mieszkaniu brakowało jeszcze tylko dwóch rzeczy: szafki na buty

  i łóżka. Żadnej z nich nie mogliśmy montować w nocy tak, żeby nie usłyszeli tego sąsiedzi.

 

‹ Prev