by Laura Kneidl
ale na pewno nie chciałby mieć na stałe tajnej studentki.
Julian uśmiechnął się znacząco.
– A jeśli by chciał?
– Co masz na myśli?
– Zatrzymał mnie dzisiaj między zajęciami na korytarzu i pytał o ciebie. Bardzo mu się
podobał twój rysunek. Uważa, że masz talent, który trzeba rozwijać i że jak chcesz, możesz
przychodzić ze mną na zajęcia. Wprawdzie jest już za późno, żeby oficjalnie zapisać się na ten
kurs, ale miałabyś już jakieś podstawy na przyszły semestr.
W milczeniu wpatrywałam się w Juliana i próbowałam zrozumieć, co właśnie powiedział.
Hopkins o mnie pytał? Chce, żebym przechodziła na jego zajęcia? Studiowanie sztuki zawsze
było moim marzeniem. Marzeniem, które porzuciłam. Dla Adriana i przyszłości naszej rodziny.
Jednak od kłótni z rodzicami moje przekonania i plany zaczęły się chwiać. Zawsze chciałam
ratować tę rodzinę, ale teraz już nie byłam pewna, czy naprawdę jest tego warta.
– Pomyśl o tym – powiedział Julian i dalej przymocowywał zabezpieczenia. – Następne
zajęcia są we wtorek. Możemy iść razem.
To było zbyt piękne, żeby mogło być prawdziwe.
– I Hopkins mówił poważnie?
– Steven nigdy nie żartuje w sprawach sztuki.
Kiwnęłam głową i nie mogłam powstrzymać uśmiechu. Jeszcze nie byłam pewna, czy
powinnam chodzić na ten kurs; opuszczałabym wtedy swoje zajęcia, które odbywają się w tym
samym czasie. Być może i tak już kruchy mur samokontroli runąłby ostatecznie. Jednak już sama
myśl, że byłoby to możliwe, nastrajała mnie radośnie.
– To wszystko! Moje mieszkanie jest teraz prawdopodobnie najbezpieczniejszym
miejscem w całym Mayfield – powiedziałam i podałam Julianowi ostatni ochraniacz, który miał
zostać przyklejony do kantu stołu w salonie.
Zamontowanie wszystkich zabezpieczeń zajęło nam więcej czasu, niż się
spodziewaliśmy, ale mój plan zajęcia Juliana czymś innym udał się. Przez ostatnią godzinę ani
razu nie był smutny czy zatroskany. Ciągle o czymś rozmawialiśmy. Przez chwilę rozmowa
kręciła się jeszcze wokół Hopkinsa, jego zajęć i sztuki, potem zaczęliśmy dyskutować o moich
ulubionych komiksach i powieściach graficznych i o tym, jak się napracowałam, żeby je
porządnie poukładać w regałach. W końcu Julian opowiedział mi o Fallingwater, swoim
ulubionym budynku numer dwa po Habitat 67, a ja próbowałam zapamiętać możliwie dużo
informacji, żeby później przesłać je Adrianowi.
– Jest prawie najbezpieczniejszym miejscem – powiedział Julian i wstał z podłogi. –
Zostało coś jeszcze.
– Ach tak? – Rozejrzałam się w poszukiwaniu czegoś, o czym być może zapomniałam,
ale torba z marketu budowlanego była pusta. – Co takiego?
Julian oparł dłonie o biodra i kiwnął głową w kierunku twierdzy na środku salonu.
– Powinniśmy uprzątnąć te pudełka.
Potrząsnęłam głową.
– Nie ma mowy. Link pokocha ten zamek.
– A jeśli wpadnie na to i pudełka runą mu na głowę?
– Może tak się stać?
– Nie wiem. Ty mi powiedz.
Spojrzałam na twierdzę. Rzeczywiście nie była już tak stabilna. Sporo kartonów, które
jeszcze parę tygodni temu były całe, teraz miały wgniecenia w niektórych miejscach. Jedno
pudełko wyciągnęłam nawet jak klocek Jenga, bo myślałam, że jest w nim stara teczka na
rysunki. Wprawdzie odłożyłam je na miejsce, ale najwyraźniej cała ta akcja źle wpłynęła na
stabilność konstrukcji.
Westchnęłam. Julian miał rację. Przynajmniej niektóre z tych kartonów były naprawdę
ciężkie.
– Zgoda, ale robię to tylko dla dobra Linka.
– Na pewno doceni twoje poświęcenie. – Położył dłoń na moim ramieniu i pocieszająco
poklepał mnie po plecach.
Dotyk jego palców spowodował nerwowe trzepotanie w moim żołądku, a w całym ciele
poczułam łaskoczące ciepło. Wyobraziłam sobie, jak by to było, gdyby jego ręka zsunęła się aż
do moich bioder, a jego palce znalazły się pod moją bluzką.
Powoli przesuwałby dłoń po kręgosłupie aż do zapięcia mojego stanika… Już sama ta
myśl spowodowała, że zaczęła mnie swędzieć skóra, a serce uderzało szybciej.
Popatrzyłam na Juliana. Kiedy nasze spojrzenia się spotkały, drżenie w środku jeszcze się
wzmogło. Co by zrobił, gdybym teraz się nachyliła i pocałowała go? Dotychczas nigdy się nie
wahałam zrobić pierwszego kroku przy mężczyźnie, ale też nigdy nie miałam nic do stracenia.
Z Julianem było inaczej. Wahałam się, bo nie chciałam lekkomyślnie narażać naszej przyjaźni.
Wprawdzie przyznał już jakiś czas temu, że mnie lubi, ale lubił mnie czy może było to coś
więcej? I czy był gotowy zgodzić się, by jego życie z mojego powodu stało się bardziej
skomplikowane? Życie jest prostsze, gdy jestem sam. W każdej spędzonej wspólnie godzinie
zabierałam mu tę jego samotność, którą uważał za coś dobrego. Czy nadal tak myślał?
– Co jest? – Z rozmyślań wyrwał mnie głos Juliana. Szukał mojego wzroku i teraz nie
spuszczał mnie z oczu.
Zastanawiałam się, czy potrafi wyczytać z mojej twarzy, co się właśnie ze mną dzieje.
Jakaś część mnie chciała tego, w ten sposób pozbyłabym się części wątpliwości, których miałam
pełno w głowie.
– Czy to przez tę twierdzę?
– Ja… – Słowa po prostu nie chciały mi przejść przez usta. Jednocześnie zaschło mi
w gardle. Miałam poczucie, że mogę powiedzieć mu wszystko, tylko nie to, czego teraz chciałam
i co czułam. Wybrałam więc tchórzliwe rozwiązanie. Odeszłam krok na bok. Jego dłoń
ześlizgnęła się z moich pleców i uśmiechnęłam się do niego fałszywym uśmiechem, przy czym
z całą siłą uderzyło mnie poczucie, że straciłam właśnie coś ważnego. – Najpierw zdejmę
światełka – wychrypiałam i szybko wpełzłam do twierdzy, zanim Julian zdążył mnie przejrzeć.
Zaczęłam w pośpiechu majstrować przy świetlnych łańcuchach, żeby nie musieć myśleć
o tym, co się właśnie stało. Ale przez dłuższą chwilę nie mogłam przestać. Przypomniało mi się
powiedzenie: lepiej żałować tego, co się zrobiło, niż tego, czego się nie zrobiło. Zastanawiałam
się, czy będę żałowała swojej decyzji. Czy będę żałowała, że zaprzepaściłam szansę na
pocałowanie Juliana? Nie byłam nawet pewna, czy by się na to zgodził. Nigdy nie dał mi do
zrozumienia, że chce ode mnie czegoś więcej poza przyjaźnią. A ściśle rzecz biorąc, to nawet
tego nie chciał. W mniejszym czy większym stopniu narzuciłam mu ją. Jak zareagowałby,
gdybym domagała się od niego czegoś więcej? Znowu by się wycofał? Zniszczyłabym wszystko,
co zbudowaliśmy w ostatnich tygodniach?
Jęknęłam z frustracją i z taką siłą oderwałam taśmę, którą przykleiłam światełka, że
uderzyłam dłonią w leżące naprzeciwko kartony. Podskoczyłam ze strachu i uderzyłam się
w łokieć, a twierdza zaczęła się niebezpiecznie chwiać.
– Fuck!
– Wszystko w porządku? – zapytał Julian i zajrzał przez wejście.
Uśmiechnęłam się z zakłopotaniem.
– W najlepszym.
�
� Na pewno?
– Tak. Muszę tylko bardziej uważać.
– Okej, daj mi znać, jak będziesz potrzebowała pomocy.
Kiwnęłam głową i zdjęłam resztę światełek. Byłam zbyt zajęta własnymi emocjami, by
opłakiwać twierdzę. W końcu przecisnęłam przez otwór światełka, koce i poduszki. Julian
odłożył je na bok i zaczęliśmy rozbierać budowlę, aż wszystkie pudła stanęły pojedynczo na
podłodze.
– Nie musisz mi pomagać przy wypakowywaniu, sama to zrobię – powiedziałam, nie
patrząc na Juliana. Starałam się, by zabrzmiało to możliwie obojętnie, choć Julian nie był mi
obojętny. Wyobrażenie naszego pocałunku na dobre zagościło w mojej głowie i ciągle się tam
odtwarzało. Jego ręce na moim ciele. Jego wargi na moich ustach… Muszę przestać o tym
myśleć.
Julian parsknął z rozbawieniem.
– Gdyby to była prawda, już dawno nie byłoby tych kartonów. A poza tym razem szybciej
nam idzie.
Zanim zdążyłam zaprotestować, złapał jakieś pudło i sam zabrał się do pracy. A ponieważ
składał w tym mieszkaniu wszystkie regały i szafy, dokładnie wiedział, co gdzie chcę mieć.
Przez moment pozwoliłam sobie patrzeć na niego i podziwiać, jak pracują mu mięśnie
pod koszulą, a potem sama złapałam kolejny karton, na którym napisałam czarnym markerem
„Ubrania”. Zaniosłam go do sypialni i zaczęłam układać ciuchy w szafie. W większości były to
sukienki i bluzki, kupione przez mamę. Nie wylądowały w second handzie tylko dlatego, że
oczekiwała, że czasem włożę je na jakąś szczególną okazję.
„Mam nadzieję, że ta sukienka ci się podoba. Świetnie by się nadawała na przyszłoroczny
festyn letni”.
„Czyż ta bluzka nie jest słodka? Mogłabyś ją włożyć na chrzest małego Washingtona”.
„Ten blezer będzie jak znalazł na kolejną rodzinną uroczystość. Nie sądzisz?”.
Nie. Nigdy jednak jej się nie sprzeciwiłam, bo te ciuchy nie były warte kłótni. Powoli
jednak zaczęłam zadawać sobie pytanie, czy nie było tak, że zawsze za szybko ustępowałam
rodzicom. Nie tylko w sprawie ubrań, ale i wielu innych. Może nie wyrzuciliby Adriana, gdyby
się bali mojej reakcji.
– Micah? – usłyszałam tuż za plecami głos Juliana.
Odwróciłam się ze strachem, z ręką przyciśniętą do piersi. Serce biło mi jak szalone.
– Nie skradaj się tak! – Roześmiał się.
– Sorry. Znalazłem to w jednym z kartonów. – Podał mi jakiś bilet.
Wzięłam go i spojrzałam na wydrukowane logo.
– Cruel Aero. To ulubiony zespół Adriana – wyjaśniłam ze słabym uśmiechem.
Kupiliśmy te bilety na kilka dni przed jego zniknięciem. Siedzieliśmy razem przed komputerem
i rozmawialiśmy o tym, czy żeby spotkać zespół, powinniśmy kupić zwykłe bilety czy dla vipów.
Koncert miał się odbyć w ten piątek. – Całkiem zapomniałam, że je mam.
– Pójdziesz?
– Nie wiem. – Niespecjalnie przepadałam za muzyką Cruel Aero. Nie była zła, ale po
prostu mi nie odpowiadała. Poszłabym na ten koncert tylko ze względu na Adriana.
– Jeśli chcesz sprzedać bilety, to mój przyjaciel…
– Nie – przerwałam mu i przycisnęłam bilety do piersi, jakby były moim najcenniejszym
majątkiem. Pójdę na ten koncert! Może Adrian przypomni sobie o naszych biletach i też tam
będzie. A może nie. Nie chciałam jednak przekreślać tej szansy.
Julian spojrzał na mnie z troską, jakby się bał, że w każdej chwili mogę się rozpłakać jak
wtedy na dachu w Oazie. Po paru sekundach uśmiechnął się z otuchą.
– Jeśli lubi ten zespół tak jak mówisz, to na pewno nie przepuści okazji, żeby zobaczyć
ich na żywo.
– Mam nadzieję. Wielką.
Spojrzałam na bilety w mojej dłoni i minąwszy Juliana, podeszłam do stolika nocnego.
Ostrożnie włożyłam je do szuflady, żeby się gdzieś nie zapodziały. Potem odwróciłam się do
Juliana, który rozglądał się po pokoju.
Zmieniło się tutaj trochę, odkąd razem oglądaliśmy film dokumentalny o architekturze.
Przyniosłam kilka plakatów z Capes and Books i zawiesiłam na ścianie białą magnetyczną
tablicę. Przytwierdziłam do niej szkice do Albtraumlady. Plątanina strzałek i zapisków miała mi
pomóc w rozwinięciu historii, choć nadal brakowało mi najważniejszego: samej Albtraumlady.
Po prostu nie umiałam przelać jej obrazu z głowy na papier.
– Jakiej właściwie słuchasz muzyki? – zapytałam Juliana, żeby oderwać go od tablicy.
Wprawdzie jeśli chodzi o moje rysunki i umiejętności, byłam dość pewna siebie, ale nie lubiłam,
gdy ludzie oglądali jeszcze nieukończone prace.
Wzruszył ramionami.
– Każdej.
Nie znosiłam tej odpowiedzi.
– Nikt nie słucha wszystkiego. Jaki jest twój ulubiony zespół?
W zamyśleniu przechylił głowę.
– Lubię Linkin Park.
– W ogóle mnie to nie zaskoczyło.
– Bo Linkin Park lubi każdy w moim wieku?
– Nie, bo wyobrażam sobie, jak przesiadywałeś w pokoju jako trzynastolatek i czułeś się
niezrozumiany przez cały świat. Może nawet używałeś eyelinera i malowałeś sobie paznokcie na
czarno.
Julian prychnął.
– Nigdy nie malowałem sobie paznokci na czarno.
– Ale eyelinera używałeś?
Zacisnął usta.
Roześmiałam się.
– Wiedziałam.
– A jak jest z tobą? Czego najchętniej słuchasz?
– Teraz? Seleny Gomez.
Julian zmarszczył czoło.
– Tej z Disneya?
– To było dawno temu.
– Daj posłuchać.
Wyciągnęłam telefon i odpaliłam moją ulubioną piosenkę Seleny: Bad Liar. Jak zawsze
kiedy się pokazuje komuś coś, co się lubi, tak i teraz poczułam, że ta piosenka i te słowa
szczególnie do mnie trafiają. Tekst świetnie odzwierciedlał moje myśli i opisywał sytuację,
w której znalazłam się z Julianem.
– Niezłe – powiedział, kiedy wybrzmiała ostatnia nuta.
– A jaka jest twoja ulubiona piosenka Linkin Park?
– Waiting for the End.
Poszukałam tej piosenki i włączyłam ją. Wydawała mi się znajoma, ale raczej gdybym
usłyszała ją w radiu, nie wiedziałabym, że jest utworem Linkin Park. Była mniej rockowa niż
można się było spodziewać, ale tekst mówił o demonach przeszłości, z którymi, zdaje się,
walczył Julian. Dodałam utwór do mojej playlisty i wrzuciłam Linkin Park do odtwarzania
losowego.
Z muzyką w tle zaczęliśmy wypakowywać pozostałe pudła, a ich zawartość po prostu
wkładaliśmy do przypadkowych szuflad, żeby uprzątnąć kartony przed przybyciem Linka.
Później będzie jeszcze wystarczająco dużo czasu, żeby to wszystko ułożyć. Poza tym, kiedy
złożyliśmy ostatni karton, była już północ. Zanieśliśmy wszystkie śmieci do pokoju, którego na
razie nie używałam, i zamknęliśmy drzwi.
– Teraz to jest najbezpieczniejsze miejsce w całym Mayfield – powiedziałam
wykończona.
– Przynajmniej dopóki się nim nie zajmiesz.
– Ej! – Z oburzeniem walnęłam Juliana pięścią w ramię.
Zatoczył się ze śmiechem.
�
� Mówię tylko prawdę.
Zgromiłam go spojrzeniem, ale nie mogłam się powstrzymać od uśmiechu. W tym
momencie uświadomiłam sobie, jak głęboko tkwię w bagnie. Pomyliłam się. Miałam nadzieję,
wierzyłam, że przyjaźń z Julianem jest możliwa, ale to nie była prawda. Moje uczucia były zbyt
głębokie. Za wcześnie, by mówić o miłości, ale jeszcze nigdy nie odczuwałam wobec żadnego
człowieka tego, co teraz wobec Juliana. Przy nikim innym nie czułam takiej lekkości. Nie
zapominałam przy nim o moich troskach i problemach, ale wydawały mi się znośniejsze,
mniejsze, prostsze.
– Powinienem już pójść. Jest późno – powiedział Julian.
Odprowadziłam go do drzwi i gorączkowo próbowałam wymyślić coś, co skłoniłoby go
do zostania, ale w moim mieszkaniu brakowało jeszcze tylko dwóch rzeczy: szafki na buty
i łóżka. Żadnej z nich nie mogliśmy montować w nocy tak, żeby nie usłyszeli tego sąsiedzi.