Book Read Free

Someone new

Page 39

by Laura Kneidl

uśmiech.

  Mój puls, który i tak już był daleko od zdrowych wskaźników, poszybował jeszcze wyżej.

  Przez moje ciało przebiegł dreszcz i zanim zdążyłam zrobić choć jeden krok, Adrian już był przy

  mnie i obejmował mnie ramionami. Przytulał mnie z całej siły, a był bardzo silny. Sapnęłam,

  a potem Adrian mnie podniósł i straciłam kontakt z ziemią. Robił tak za każdym razem, gdy się

  obejmowaliśmy, bo wiedział, że tego nie lubię. Teraz jednak mnie to nie obchodziło.

  Odwzajemniłam uścisk, który znałam tak dobrze jak żaden inny, i żeby ukryć spływające

  po policzkach łzy, wtuliłam twarz w jego pierś. Gdyby zobaczył, że płaczę, dokuczałby mi

  później z tego powodu, choć były to łzy ulgi. Przez ostatnie pięć miesięcy były dni, w których

  obawiałam się, że już go więcej nie zobaczę, a teraz był tutaj. Przy mnie. Już nigdy nie pozwolę

  mu odejść. Jeśli trzeba będzie, założę mu dozór elektroniczny.

  Uścisnął mnie po raz ostatni tak mocno, że prawie zmiażdżył mi żebra, i postawił mnie

  z powrotem na ziemi.

  Roztrzęsiona, spojrzałam na niego. Był sporo wyższy ode mnie, miał szerokie ramiona,

  co tłumaczyło, dlaczego kiedyś był kapitanem drużyny pływackiej. Z jakiegoś powodu

  spodziewałam się, że będzie teraz wyglądał inaczej niż przy naszym ostatnim spotkaniu –

  dojrzalej – ale się nie zmienił. W jego brązowych oczach wciąż błyszczały figlarne ogniki i nadal

  nosił trzydniowy zarost, żeby ukryć dołeczek w brodzie, którego z jakiegoś powodu nie znosił.

  Tylko jego jasne włosy trochę urosły.

  – Cześć, Słońce – przywitał się ze mną, a jego uśmiech stał się jeszcze szerszy.

  – Cześć, Łosiu – odparłam z uśmiechem i mocno walnęłam go w ramię, aż zatrzeszczały

  mi kości w dłoni. – Co sobie myślałeś, tak po prostu znikając?

  – Ała! – jęknął Adrian i potarł ramię. Uśmiech zniknął mu z twarzy i ściągnął brwi. – Na

  pewno będę miał siniaka.

  – Jak mi zaraz nie odpowiesz, zrobię ci drugiego, żeby było symetrycznie – zagroziłam

  całkiem poważnie. Czy było mi przykro, że go uderzyłam? Trochę. Czy na to zasłużył?

  Oczywiście. Tak samo jak siedem lat temu, kiedy wrzucił do rzeki moją ulubioną figurkę

  kolekcjonerską. Wtedy zawsze chował się za mamą, ale teraz jej tu nie było.

  – Słyszałeś to, Jules? – zapytał Adrian z udawanym oburzeniem i nadal rozcierając sobie

  rękę, spojrzał przez moje ramię na Juliana. – Nic z tym nie zrobisz? Myślałem, że tutaj nie można

  stosować przemocy.

  Julian podniósł dłonie w obronnym geście.

  – Ja się w to nie mieszam. Proponuję jednak, żebyście porozmawiali gdzie indziej, no

  chyba że chcecie zrobić z tego sztukę teatralną.

  Rozejrzał się znacząco. Wielu młodych ludzi przerwało swoje prace i rozmowy

  w ogrodzie, by obserwować naszą małą dramę.

  Westchnęłam.

  – Niech będzie. Jesteś głodny?

  Adrian przestał rozcierać ramię.

  – Czy kiedykolwiek nie byłem głodny?

  Nie dało się zaprzeczyć.

  – Pizza?

  – Zawsze.

  – Dobrze, ty płacisz.

  Adrian otworzył usta, żeby zaprotestować, ale zaraz je zamknął. Może zorientował się, że

  był mi coś winien. Pizza na pewno nie wystarczy jako zadośćuczynienie za to, że przez ostatnie

  miesiące przeszłam przez niego piekło. Ale to dobry początek.

  – Skąd znasz Julesa? – To było pierwsze pytanie, jakie zadał mi Adrian, kiedy wyszliśmy

  z Bright Canopy odprowadzani ciekawskimi spojrzeniami innych gości. Teraz siedzieliśmy

  w moim samochodzie i włączyłam silnik, który z warkotem obudził się do życia.

  – Jesteśmy sąsiadami – wyjaśniłam i wyjechałam na ulicę. Nie chciałam teraz rozmawiać

  o Julianie, miałam za dużo pytań do Adriana, ale może rozsądniej było przesunąć tę trudną część

  naszej rozmowy do czasu, aż przestanę kierować ważącym tonę pojazdem. – Poza tym pracował

  jako kelner na imprezie u rodziców, dopóki go przeze mnie nie zwolnili.

  Adrian prychnął.

  – Co zrobiłaś?

  – Mama przyłapała nas w garderobie, kiedy chciałam dać mu napiwek.

  – Rozumiem… napiwek. – Zatrzepotał brwiami.

  – Zamknij gębę. – Ze śmiechem zerknęłam na bok, żeby się upewnić, że na fotelu

  pasażera naprawdę siedzi Adrian. Nie mogłam uwierzyć, że wrócił. Miałam wrażenie, że czas się

  zatrzymał i jednocześnie że od naszej ostatniej rozmowy dzielą nas całe wieki. – Naprawdę

  chciałam tylko dać mu pieniądze, bo podzielił się ze mną swoją kanapką, a rodzice znowu

  zapomnieli, że nie jem mięsa.

  – I teraz jesteście razem? – dopytywał Adrian. To pytanie mogło brzmieć neutralnie, ale

  tak nie brzmiało. Dziwne.

  Spojrzałam na niego sceptycznie.

  – Nie. To skomplikowane. – Potrząsnęłam głową. Rozmyślanie o Julianie wyprowadzało

  mnie z równowagi bardziej niż się spodziewałam. – Opowiedz mi lepiej o Keicie. Jak się

  poznaliście?

  – Przez aplikację randkową – mruknął Adrian. Przełączał guziki na ekranie w desce

  rozdzielczej, dopóki nie znalazł na liście piosenki, która mu się spodobała.

  – Jak długo już jesteście razem?

  Chrząknął z zakłopotaniem.

  – Długo.

  Co miała znaczyć ta wymijająca odpowiedź?

  – Jak długo? – nie ustępowałam.

  – Dwa lata.

  Nie zważając na uliczny ruch, odwróciłam głowę w jego stronę.

  – Dwa lata?

  Adrian kiwnął głową i miał przynajmniej na tyle przyzwoitości, by z zakłopotaniem

  opuścić wzrok.

  Przez kilka sekund w aucie słychać było tylko głos The Weeknd. Zacisnęłam palce na

  kierownicy, aż kostki zrobiły się białe. Dwa lata? Przez dwa przeklęte lata ukrywał przede mną

  swój związek? Poczułam w piersiach nieopisany ból. Nagle miałam poczucie, że w ogóle nie

  znam swojego brata. Naprawdę tak nierealnie oceniałam naszą relację? Czy Adrian rzeczywiście

  aż tak mi nie ufał, że przez lata ukrywał przede mną najważniejszą osobę w swoim życiu?

  – Micah, przepraszam. – Odwrócił się w moją stronę i położył dłoń na moim

  przedramieniu.

  Strąciłam ją.

  – Za co przepraszasz? – warknęłam i z wściekłością włączyłam kierunkowskaz, żeby

  skręcić w ulicę z naszą ulubioną pizzerią. – Że ukrywałeś przede mną Keitha? Że wystawiłeś

  mnie do wiatru? Że uciekłeś i po prostu mnie zostawiłeś, a ja wariowałam ze strachu? Że całymi

  tygodniami nie odpowiadałeś na moje wiadomości? Że przez ciebie nie spałam po nocach, bo się

  bałam, że coś ci się stało? Że mnie okłamałeś? A może po prostu za to, że najwyraźniej w ogóle

  mi nie ufasz?

  Z każdym słowem mówiłam coraz głośniej. W oczach miałam łzy wściekłości.

  Spojrzałam w lusterko wsteczne i skierowałam samochód na brzeg ulicy. Może byłam wściekła,

  ale nie głupia. Gwałtownie zaczęłam przeszukiwać wnętrze auta trzęsącymi się palcami,

  rozglądając się za chusteczką higieniczną.

  – Tutaj – powiedział i podał mi jedną.

  Wyrwałam mu ją z ręki, wytarłam sobie oczy i nos. Boże, byłam taka w�
�ciekła i czułam

  się tak bardzo oszukana przez najważniejszych mężczyzn w moim życiu. Dlaczego żaden z nich

  nie był wobec mnie szczery? Nie byłam słodkim dziewczęciem, które trzeba chronić przed

  prawdą. I nie byłam też podłą ignorantką, za jaką przez ostatnie dwa lata najwyraźniej uważał

  mnie Adrian. Skronie na nowo zaczęły mi pulsować. Starałam się równo oddychać, ale nie

  mogłam się uspokoić. Gardło miałam ściśnięte od powstrzymywanego z całych sił szlochu.

  – Możesz mnie jeszcze raz uderzyć, jeśli ci to pomoże – powiedział Adrian.

  Nie trzeba mi było tego dwa razy powtarzać. Walnęłam go mocno w ramię. Tym razem

  nie wydał z siebie żadnego dźwięku, nawet wtedy, gdy uderzyłam go drugi, trzeci i czwarty raz.

  To jednak mi nie pomogło. Bezsilnie opuściłam pięść i oparłam czoło o kierownicę.

  Przymknęłam oczy, kiedy na moje kolano spadła łza. Nie chciałam tego tak przeżywać, nie

  chciałam być tak emocjonalna. Chciałam porozmawiać z Adrianem. Zrozumieć go. Ale moje

  serce i mój rozsądek wybrały dwie różne drogi.

  – Przepraszam – powtórzył po chwili Adrian cichym głosem. Nachylił się do mnie. Kiedy

  pocieszająco położył mi rękę na plecach, poczułam jego ciepły oddech. – Nie chciałem, żebyś tak

  się martwiła z mojego powodu. Gdy rodzice mnie wyrzucili, nie było dnia, żebym o tobie nie

  myślał i nie chciał z tobą porozmawiać.

  Siąknęłam nosem i nie odrywając czoła od kierownicy przekręciłam głowę, żeby na niego

  spojrzeć.

  – To dlaczego tego nie zrobiłeś? – zapytałam zachrypniętym, urywanym głosem.

  – Bo ty nadal jesteś ich córką.

  Żołądek mi się ścisnął.

  – Co to ma znaczyć?

  – Nie chcę przez to powiedzieć, że myślisz tak jak oni. Wiem, że jesteś inna, ale oni nadal

  są twoją rodziną – powiedział Adrian. Teraz jego głos był dziwnie chropawy. – Gdybym został

  albo powiedział ci, gdzie mnie znajdziesz, zrobiłabyś wszystko, żebyśmy znowu byli razem.

  Znam cię. Opowiadałabyś mi o nich, próbowała usprawiedliwić ich reakcję, a tego bym nie

  wytrzymał. Nie byłem na to gotowy.

  Nie mogłam się z tym nie zgodzić.

  – A teraz jesteś gotowy?

  – Nie do końca, ale jeśli to ma być cena, którą muszę zapłacić, żeby znowu mieć cię

  w swoim życiu, to jakoś dam sobie z tym radę – powiedział Adrian ze słabym uśmiechem.

  W jego spojrzeniu było więcej smutku niż jeszcze parę sekund temu. – Już dawno chciałem do

  ciebie napisać, Micah. Nie masz pojęcia, jak dużo wiadomości napisałem, a potem skasowałem.

  Keith prawie oszalał. W którymś momencie zabrał mi komórkę, bo za każdym razem, kiedy

  dostawałem od ciebie wiadomość, byłem zrozpaczony.

  Nie wiedziałam, czy mam za to kochać Keitha, czy go nienawidzić, ale najwyraźniej

  zależało mu na moim bracie, więc zdecydowałam się na to pierwsze.

  – Po prostu tego nie rozumiem. Dlaczego nie powiedziałeś czegoś wcześniej, kiedy

  zorientowałeś się, że jesteś gejem? Albo kiedy poznałeś Keitha? Mogłabym ci pomóc.

  – Nie, nie mogłabyś – powiedział Adrian z uśmiechem, który wydawał mi się trochę

  zarozumiały. Tak jakbym nie miała pojęcia, o czym mówię. – Takich rzeczy nie załatwiasz

  z innymi, tylko ze sobą. To nie jest tak, że pewnego dnia budzisz się i myślisz: „O shit, wolę

  penisy”. – Potrząsnął głową. – Wiesz, ile czasu mi zajęło, żeby zaakceptować moją seksualność?

  Nie, bo mi nigdy o tym nie powiedziałeś, pomyślałam, ale nie odezwałam się ani słowem.

  – Całe lata – odparł gorzko Adrian. Zacisnął usta i nieobecnym wzrokiem przypatrywał

  się przejeżdżającym obok nas pojazdom. – Nie wymyśliłem sobie tego. Nie chciałem być gejem,

  Micah, zwłaszcza słysząc to, co się mówiło w szkole i w domu. Te wszystkie żarty i obraźliwe

  teksty o gejach. Sama to słyszałaś. I na pewno pamiętasz, jaki się zrobił krzyk, kiedy córka pani

  Covingtons przyprowadziła do domu tę dziewczynę z Włoch.

  – Wiesz, co nasz tata im wtedy poradził?

  Potrząsnęłam głową. Pamiętałam ten skandal, ale szczerze mówiąc, rozmowy o Collen

  puszczałam mimo uszu, jak zwykle, gdy chodziło o przyjaciół, znajomych czy firmę rodziców.

  – Żeby ją zmusić do wyjścia za mąż i tym samym uciąć plotki. A ta dziewczyna mogłaby

  u nich wtedy mieszkać jako gosposia.

  Ze zdziwienia otworzyłam usta.

  – Nie powiedział tego.

  – Powiedział, a któryś z przyjaciół taty twierdził, że istnieją nawet obozy, na których

  „ludzie znowu stają się normalni”. Brakowało tylko, żeby zaproponował terapię

  elektrowstrząsami.

  W słowach Adriana wręcz słychać było odrazę i zaczęłam się zastanawiać, jak on

  właściwie wytrzymał z naszymi rodzicami przez ostatnie lata. Nie miałam pojęcia, czy tata

  mówił to poważnie, czy tylko się wygłupiał. Tak czy inaczej to straszne, że Adrian musiał

  słuchać takich rzeczy.

  – Po tej rozmowie bzykałem się w przebieralni z dziewczyną z naszej drużyny

  pływackiej. Podobałem jej się już od jakiegoś czasu i myślałem, że w ten sposób polubię kobiety.

  Pudło. Potem czułem się jak kawałek gówna, zamknąłem się w toalecie i płakałem. I jakby tego

  było mało, oczywiście musiała tam przechodzić grupa chłopaków. Usłyszeli mnie i wyzwali od

  pedałów.

  – Bardzo… bardzo mi przykro – wyjąkałam.

  Adrian uśmiechnął się z trudem. Kiedy się witaliśmy, tryskał radością, a teraz wydawał

  się wyczerpany i zmizerniały, jakby te wspomnienia pozbawiły go sił.

  – Mnie też jest przykro.

  Westchnęłam i pogłaskałam jego ramię w miejscu, w którym go uderzyłam. Teraz

  żałowałam, że to zrobiłam.

  – Nie wiem, co powiedzieć. Szkoda, że nie porozmawiałeś ze mną wcześniej. Może…

  – Co może? – przerwał mi i złapał moją dłoń. Przy jego palcach moje wydawały się

  drobne i wąskie. – Zmieniłabyś świat?

  Prychnęłam.

  – Dla ciebie mogłabym to zrobić.

  – Albo straciłbym cię.

  – Nie straciłbyś.

  – Skąd możesz to wiedzieć? Ja też nigdy bym nie pomyślał, że mama z tatą zareagują tak

  gwałtownie. Tak, liczyłem się z tym, że się wściekną i przez jakiś czas nie będą ze mną

  rozmawiać, ale nie z tym, że mnie wyrzucą. Ty też dorastałaś wśród tych homofobicznych haseł,

  jak inni ludzie w naszej szkole. Skąd miałem wiedzieć, że nie miało to na ciebie wpływu? Tak,

  malowałaś te kiczowate Yaoi, ale chyba nie mogłaś oczekiwać, że potraktuję to poważnie? To, że

  ktoś lubi ładne fantazje, nie oznacza jeszcze, że w rzeczywistości akceptuje takie rzeczy.

  Mało brakowało, żebym się z nim nie zgodziła. Żebym jeszcze raz powiedziała, że mi nie

  ufał i że powinien mnie lepiej znać. Ale miał rację, to nie było to samo. Te rysunki były fikcją,

  iluzją zniekształcającą rzeczywistość; tak jak ogromne oczy postaci anime. Nawet jeśli człowiek

  sądzi, że zna drugiego człowieka, to zawsze jest ziarno niepewności. Nikt nie wie wszystkiego

  o innych ludziach. Nie do końca. I nawet jeśli nigdy nie dałam Adrianowi powodu, by mi nie

  ufał, to też nigdy nie dostał potwierdzenia
, że może mi w tej sprawie zaufać. Gdybym była

  uważniejsza, może rozpoznałabym, z jakimi problemami i wątpliwościami musiał sobie radzić,

  ale nie zwróciłam na to uwagi, źle interpretowałam jego nastroje i zadowalałam się najprostszymi

  wyjaśnieniami.

  – Co powiesz na to, żebyśmy po prostu zapomnieli o całej sprawie? – zapytał nagle

  Adrian i puścił moją dłoń. – Nie możemy odwrócić tego, co się stało, ale teraz jestem tutaj i już

  nigdy nie odejdę.

  Zapomnieć? Nie byłam pewna, czy tak po prostu mogę mu wybaczyć. Kilka słów nie

  wystarczy, żeby wymazać kilka miesięcy. Z drugiej strony rozumiałam go teraz lepiej

  i wyrzucanie sobie nawzajem błędów nic w tej sprawie nie zmieni.

  – Zgoda. – Podałam mu mały palec.

  Zahaczył o niego swoim placem.

  – Zgoda.

  Rozdział 29

  Oboje potrzebowaliśmy przerwy od trudnych tematów. Nasza rozmowa w samochodzie

  nie była może zbyt długa, ale za to wyczerpująca emocjonalnie, choć byłam pewna, że jest

  jeszcze dużo do omówienia.

 

‹ Prev